Jeszcze jeden film o miłości, który jest poważny i niepoważny zarazem.
Intro to kadry powitań i pożegnań z lotniska Heathrow, które wzbudzają miękkie, ciepłe uczucia i przypominają o tym, co mamy na wyciągnięcie ręki. Za miłością nie ma powodu gonić, tęsknić, wyczekiwać, szukać, bo ona już JEST tuż, tuż, w najdrobniejszych gestach codziennej uważności bycia z innymi ludźmi.
Miłość jest wszędzie (Love is actually all around)
Zabawna, lekka i przyjemna komedia (romantyczna!) z odrobiną satyry, gdzie, jak w krzywym zwierciadle, zobaczyć można wszelakie przejawy ludzkiej twórczości na planie związków intymnych, pasji, pracy, codzienności, uzależnień, pokrętnych przypadków losowych i spełniających się marzeń, a przy okazji rozkosznie zwyczajny Hugh Grant odsłania roztańczoną powagę urzędu.
Tak oto zamierzam po raz sto tysięcy trzydziesty dziewiąty odkryć Amerykę stwierdzeniem, że w ludzkim świecie wszytko wypływa z miłości lub jej przeciwieństwa i sprowadza się do miłości lub jej braku, i tak sobie myślę, że o tej swoistej pełni, co się zaczyna na literę M, o domykaniu się koła życia, mówią trzy słowa: miłość jest wszystko.
I jeszcze piosenka, niejako prośba 'gotowiec' dla Mikołaja:
All I want for Xmas
I don't want a lot for Christmas
There is just one thing I need
I don't care about the presents
Underneath the Christmas tree
I just want you for my own
More than you could ever know
Make my wish come true
All I want for Christmas is you
23 grudnia 2009
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz