30 września 2009

okruchy minionego czasu

...

Dziś późnym popołudniem rozwiesiłam fotografie i tym samym ogłaszam wystawę pt. dojrzałe macierzyństwo za otwartą. Miejsce akcji: Galeria Herbaciarnia W poszukiwaniu straconego czasu na ul. Świętojańskiej 1.
Projekt dojrzewał w rytm niespodziewanych pomysłów i wydarzeń. Porządkując domowe archiwa odkryłam stos kolorowych i czarno-białych zdjęć w dużym formacie. Jeszcze w minionym wieku powiększyłam ulubione i odtąd czekały na swój czas, zapomniane. Fotografie Kai i Oskara w rozmaitych konfiguracjach wiekowych (od pierwszych tygodni do ok. 8 lat), magiczne pejzaże z podróży, kwiaty napotkane podczas wspólnych wiosennych i jesiennych spacerów.
Wystawa jest osobistą wycieczką do krainy Przeszłości, podsumowaniem macierzyństwa pełnym ciepła, satysfakcji i spełnienia. Kilkanaście kolorowych, uśmiechniętych chwil zatrzymanych w kadrze, w pamięci, chwil bezpowrotnie minionych.
Z radością zapraszam na spotkanie z okruchami mojego minionego czasu i polecam filiżankę herbaty jako wyborne towarzystwo zamyślenia, zapatrzenia, rozmowy.

chłopakowi

...

Tak się utarło i tak jest: 30 wrzesień to dzień chłopaka. Jeszcze jeden pretekst, by sprawiać sobie nawzajem drobne przyjemności. Słyszę już głosy, że przyjemności mogą się wydarzać ot tak, spontanicznie, z każdego powodu i bez powodu, i racja. No pewnie, że mogą!! I fajnie, jeśli dzieją się. Faktem jest i to, że zrobić coś zwariowanego z jakiegoś powodu jest prościej, łatwiej okazać uczucia czy zabawić się, albo ... no właśnie, niech wyobraźnia podpowie, co chciałoby się nietypowego zrobić dziś, teraz, i poprowadzi, choćby przez manowce.
:)

Chłopakowi, mężczyźnie, facetowi z krwi i kości smakowitej najlepszości ze szczyptą kobiecości.
Dobrego dnia

29 września 2009

rozsypana jak groszek

...

Wydarzyła mi się dziś ciepła i żywiołowa rozmowa, w której padło stwierdzenie: czuję się jak rozsypany groszek. To najładniejsze stwierdzenie, jakie spotkałam, określające naturalny stan bezbronności, świadomosci bycia integralną częścią nieustannie zmieniającego się świata, gdzie nic nie jest pewne i gdzie każdy człowiek, bez wyjątku, nie ma kontroli nad upływem, nieustanną zmianą. Poczucie kontroli implikuje poczucie pewności i bezpieczeństwa, stąd instynktowne dążenie, by ją sprawować, gdziekolwiek, choćby w maleńkim stopniu.
Zdałam sobie sprawę z tego, że ów rozsypany groszek obrazuje każdego z nas z osobna, i że owo rozsypanie może być postrzegane z różnych perspektyw, a tym samym oceniane na różne sposoby.
Jest taka scena w filmie Peacefull Warrior, gdzie Dan mówi: chaos nie jest chaaotyczny, ale w pełni kontrolowany. Bodajze Nietzsche pisał, że pośród rozsypanych kości na niebiańskim stole panuje kosmiczny porzadek, harmonia, której człowiek nie jest w stanie dostrzec, poniewaz jest jednym z elementów doskonałej całości.
Groszkowa dziewczynka, która opowiedziała mi groszkowymi słowami swój stan istnienia jest autentyczna, szczera ze sobą samą, niczego i nikogo nie udaje, i tym prostym wyznaniem zaimponowała mi. Albowiem podzielam przekonanie, iż prawdziwą odwagą, a tym samym źródłem wewnętrznej mocy jest rozpoznać w sobie i swoją siłę i swoją słabość, akceptować siebie i zaufać temu, czego nasz mały rozumek nie jest w stanie dostrzec i pojąć. No i nade wszystko mieć na siebie oko, czyli na tę pozornie rozproszoną całość łypać okiem świadomości i odkrywać siebie w nowych konstelacjach wydarzeń, na nowo.
Jednocześnie warto zdać sobie sprawę z tego, że z perspektywy zmysłu smaku kucharza zielony groszek wraz z marchewką i kalafiorem tworzy pyszną zupę jarzynową. Zatem nie traktujmy siebie nazbyt poważnie. Ot, co...
:)
Dobranoc

czasem bywa tak, że...

28.05.2006 Niedziela
Czasem bywa tak, że…
czyli słów kilka o dialektyce pytania i odpowiedzi

Nie wiem, co się w powietrzu zawiesiło, ale to COŚ wokół niektórych z nas wygląda na solidny sprawdzian wiary i wytrwałości; z chwili na chwilę, w jej ułamku, świat potrafi się przenicować - odwrócić do góry nogami ku niepojętemu zdumieniu zawartym w prostym pytaniu: dlaczego???
Dlaczego tak??
I do czego to ma mnie prowadzić??
Czy to czas próby czy test na moc wewnętrznej siły, jakże kruchej w tym właśnie momencie??
W skończonej, choć zdawałoby się nieskończonej, bo całą wieczność trwającej, chwili, całą metafizykę trafia szlag i zostają gołe, surowe, dotkliwe fakty.
Jak ułożyć sens z tragikomicznej serii zdarzeń???
Ot....

Podobno w dobrym pytaniu kryje się odpowiedź – tak powiadają filozofowie od zarania zmagań człowieka z materią twardej rzeczywistości...
Ale czy w tych kilku pytaniach można cokolwiek mądrego, co ma głębokie znaczenie, dostrzec, kiedy łzy się cisną do oczu, a bezradność uniemożliwia wyraźny i jasny ogląd rzeczy??
Wierzę, że tak, choć na tę chwilę wiara zdaje się być naiwna, ślepa, nieracjonalna, głupia.
Ale co innego pozostaje??
Albo wiara i nadzieja albo nic.
Nomen omen, parafrazując "Zakład Pascala" : co ryzykuję wybierając pierwsze???
I to jest, było, ostatnie pytanie na dziś.
Czas na odpowiedzi.

Czas jest odpowiedzią.

niepsodzianka

...

Zasypiałam wsłuchując się w krople deszczu, w myśli, w uczucia, jakie po sobie zostawił mijający dzień. Sen przeminął jak sen, nieoczekiwanie, barwnie, i kiedy przyszedł czas na poranną jogę w ogrodzie przypomniałam sobie wieczorny przenikliwy chłód, który zmobilizował mnie do rozpalenia ognia w kominku.
O szóstej rano w kominku już tylko popiół, a za oknem wiatr i nadal nocna cisza. W pierwszym odruchu: brrr, chcę spać, zaś w drugim ogromna ochota, by wyjść i poćwiczyć. Powitanie słońca przed wschodem słońca to figlarne ćwiczenie i ciała i umysłu.
Otworzyłam okno tarasowe w oczekiwaniu na podmuch zimnego powietrza, a tu niespodzianka: południowy wiatr pachnący igliwiem, ciepłem, deszczem, po którym nie został najmniejszy ślad.
Świat w międzyczasie pojaśniał, ptaki się rozgadały - ot, kolejny nowy dzień. Zabieram uśmiech i w drogę.


28 września 2009

na bezludnej wyspie

...

Ulubione książki, ulubione filmy, hmmm...
Uzupełniam swój profil zastanawiając się nad kryterium wyboru. Z jednej strony myślę o takich spotkaniach, które zainspirowały mnie, do których powracam z radością, ciekawością, a także z sentymentem, odkrywając w nich za każdym razem coś nowego, a z drugiej strony szukam w sobie odpowiedzi na pytanie: co zabrałabym na dłuugą podróż albo na bezludną wyspę?
Mam poczucie, że bezludna wyspa jest formą przereklamowaną, mocno wymyśloną, jednak stawia umysł w perspektywie szczególnej samotności, bycia ze sobą samym. Czy wówczas ma znaczenie najbardziej ulubiona książka, film?
Zostawiam te pytania na inny czas postanawiając systematycznie dopisywać tytuły, które wniosły nową jakość do mojego życia. W świecie biznesu używa się ładnego sformułowania: wartość dodana. O tych wartościach dodanych, z przeszłości, a nade wszystko z teraźniejszości, chcę pisywać, będę pisywać od czasu do czasu, ba, jestem przekonana, czuję, że samo dzielenie się doświadczaniem codzienności jest wartością dodaną, czyż nie?

:)

26 września 2009

dzień dobry :)

...

Lubię jesień. Wrześniowe chłodne poranki z rosą w trawie, popołudnia pachnące dymem palonych liści. Las pachnie grzybami, igliwiem, gęsty aromat soków drzew pogłębia uczucie przemijania, któremu towarzyszy radość i wewnętrzna zgoda w oczekiwaniu na nowe. Jest w powietrzu coś, co daje poczucie bezpieczeństwa: ciepło, czułość, jak uśmiech i dłonie mamy, babci, kiedy tuli do siebie. Słońce, babie lato, kolorowe liście pod brzozami w ogrodzie - oto dziś, tu i teraz. Czas na kubek gorącej herbaty.


Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...