13 lipca 2019

pokaż mi swoje piękno - Ja i Mauritius

 
Bambous 10.12.2018 - Zielona Góra 10.07.2019
 
Tak. Wydeptując ścieżki, drogi, pobocza, bezdroża kolekcjonuję doświadczenia, zostawiam ślady: uczucia, przekonania, pragnienia. Wspaniałość stwórcy - zmysłowego człowieka. Miliony poruszeń, kiedy ciało drży oddechem. Świadomość syta kreacją.
 
 


Ja i Mauritius.

Podejmuję decyzję, książka i wystawa. W tej podróży na maleńką wyspę Oceanu Indyjskiego odkrywam siebie i On- Mauritius staje się przyczyną i celem oraz towarzyszem wypełniając pięknem detali przepływ momentów.
Wystawę fotografii przygotowuję począwszy od zamysłu w maju, poprzez uszczegółowienie agendy przedwczoraj w szefem Góry Mediów, gdzie przestrzeń wystawową rezerwuję przez cały wrzesień na tropikalną egzotykę w moich oczach. Zaproszenie i plakat w przyszłym tygodniu, wydruk fotografii w ostatnim tygodniu sierpnia. Wybrane prace zostają zawieszone 2 września, zaś wernisaż w tydzień potem, w poniedziałek 9.09.2019. Tego dnia opowiadam wszelkie aspekty mojej podróży tym samym domykając pierwszy sezon na przygodę pt. “pokaż mi swoje piękno”.
 
 

 
Teraz

W środę wieczorem w porze zachodzącego słońca wypijam ostatni w pięciu łyków napoju, stanowiący kwintesencję kwiatu imieniem wrotycz - taki ładny żółty wpadł mi w oko na łące pod lasem po drodze i zasugerował eksperyment oczyszczający ciało. Ufff... i słyszę w sobie pochwałę dla Honey Jacka D., którego charakterna słodycz zgrabnie równoważy ziołową gorycz . Włączam lampkę żółtego ciepłego światła, które otula szarość chłodnego zdominowanego deszczem dnia. To zaskakujące zjawisko lipcowego lata bliższego wiosennym temperaturom, jeno nagrzana czerwcowymi upałami ziemia łagodzi podmuchy północnego wiatru
 
 (...)


Zielona Góra 11.07.2019, deszczowy piątek
 
Ogarniam się, i choć poruszam się w alogicznym ciągu zapadania się w nicość i przypominania sobie o sobie, że istnieję i co jest d/z (do zrobienia). Każde uzmysłowienie sobie czegoś weryfikuje ‘tak lub nie - chcę lub nie chcę - moje lub nie moje’. Co chwilę zmieniam zdanie lub nie mam zdania co doprowadza mnie do stanu permanentnego zawieszenia. Płynę z tym, co i jak jest, czując przepływ w porządku i równolegle osobliwy dyskomfort, który od czasu do czasu doprowadza mnie do granicy ‘miotania się w sobie ze sobą’, gdzie już tylko odpuszczam. Bo mogę... bo wywaliłam się poza ramki ambicji, planu, bo mam w sobie przyzwolenie na ignorancję i bezmyślność, bo z życzliwości dla swej kruchej miękkiej czułej i wrażliwej sensualnej człowiekowatości ufam sobie absolutnie i to zaufanie stanowi fundament, na którym stoję mocno swoimi łapkami. Jakość okoliczności manifestuje, że można pozostawać coraz więcej poza tym, co znane, oswojone, oczywiste.
 


 
Na porządku ostatnich pięciu dni dwa białe kotki. One kotwiczą pewien ludzki aspekt, który niteczek zakotwiczenia potrzebuje; dwa sierściuszki określają granice poruszeń i grzeją skrawki mojego ciała; w zależności od sytuacji układają się obok głowy, na stopach podgryzając palce dla zabawy, na krześle po obu stronach wtulone w pośladki: Yin/Yang... Oto doświadczenie przesuwające moją aktywność od wielorakich dystrakcji ‘na mieście’ do jednego miejsca tutaj, gdzie właśnie jestem i oboje kotowate czujne, by każdy moment wykorzystać dla zaspokojenia naturalnego łakomstwa. Masło? Jajko? Orzeszki? - bez wahania znajdą drogę by się doń zbliżyć spróbować przechwycić, jednym słowem: upolować. Fajne to nasze spotkanie, magiczne, tajemnicze, a znaczenia wielowymiarowe, tak czy siak, dla przyjemności.
 
 

 
Ciasteczka kokosowe: pomysł i pachnąca realizacja. Kąpiel. Angielski. Francuski. Rozmowa telefoniczna i whatsAppowa, gdzie żartobliwie i z dystansem do niezrozumiałości zjawisk, dla których odpowiedzią jest przenikliwe wejrzenie w naturę tego, co widać tak, że jawi się czymś innym niż powszechne mniemanie, kiedy znika potrzeba inwazyjnej naprawy sytuacji i pojawia się ulga zrozumienia: tak też może być, nawet jeśli cholernie nie tyle irytuje co boli, a nawet rani. Perspektywa ta obnaża źródło i cel doświadczenia: ja ja ja... gdzie tylko ja wyłącznie ja twórca w ramach swej życzliwej odpowiedzialności składam diabelski uśmiech w podarunku, całus w ‘berek ze sobą samym’. Błyskotliwy prostotą istnienia człek, niepoprawny mistrz obnażania nie-powagi. 
 

Wieloletni znajomy nie owijając słów w sreberka, w serduszka i w bibułkę wyraża swój niepokój a nawet rozczarowanie moim wyborem ‘obserwatora rzeczywistości ‘ jednym słowem: ignorancja. Zmysł pamięci sugeruje, że takie określenie mogłoby wywołać do tablicy wartościowanie, dzielenie i mnożenie na dobre i złe, wzbudzić tzw.‘wyrzut sumienia’, ba, nawet widzę, jak neurony zasuwają gibko ścieżkami funkcjonalnego kulturowo algorytmu aktywując ideę właściwie zaangażowanej postawy społecznej iiii zatrzymuję zgiełk umysłu: tak też może być, lecz to nie moje.

Tak. Mocą własnej decyzji rozpadł mi się ‘stary świat’, odpadły ściany, okna, drzwi, zniknęły fundamenty. Oddycham, a więc istnieję. Praktykuję jogę, filiżankę kawy i najpierw jem deser. Mam przy sobie zazwyczaj termos z gorącą wodą, ZenBook, aparat tele-fotograficzny, paszport oraz kilka plastikowych kart w tym dwie bankowe. Mam w sobie niedookreśloną wizję istnienia człowieka i absolutne sobie zaufanie - jedyny fundament tego świata, który otwiera się we mnie przede mną za mną nade mną i poprzez każdy mój ruch. 
 
Dori_Round_Around

Na pierwszy rzut oka rzeczywistość dookoła grawituje w te same ludzkie opowieści marzenia sny dramaty (powszechna świadomość robi swoją robotę), jednak samo-świadomość jak kret wciąga człowieka w głąb każdego doświadczenia i za niski murek obserwatora samego siebie, co zmienia perspektywę, otwiera możliwości, mnoży interpretacje i już na zawsze nie jest ani ‘normalnie’ ani ‘poprawnie’, ba, już na zawsze wszystko jest w absolutnym porządku. Do zaufania dołącza przyzwolenie, co tworzy wrażenie poddańczej/bezwolnej zgody na nieuniknione, a co w rzeczy samej jest otwartością na wielowymiarowego samego siebie, sposobem siebie prowadzenia, obejmowania, zaopiekowania sobą, a komunikatorem pomiędzy wymiarami siebie są uczucia. Tak, to ‘gruba rzecz’ - ogromne wyzwanie, tym większe, że dochodzi wiedzenie siebie jako jedynego Twórcy swego świata. Oto bóg który zapragnął doświadczenia samotności i wielu innych fajnych ludzkich pomysłów. Jeno poprzez człowieka i jako człowiek. Tak, to grubaśna sprawa i należy wyłącznie do mnie. Niech się układa po swojemu. Tymczasem pora na sen.
Dobranoc.
 
 







 
post scriptum
uwielbiam fakt, że istnieję i że czuję nadal radość tuptania aleją Flamboyant - aleją czerwonych drzew w Bambous po zachodniej stronie wyspy Mauritius.
uwielbiam fakt, że ON istnieje


 

 

30 sierpnia 2012

w dniu urodzin

...


Urodziłam się po to, żeby żyć i doświadczać: kochać, odkrywać, tańczyć, śmiać się, płakać, uczyć się, rozmawiać, chcieć, nie chcieć, mówić, czytać, pisać, dotykać, smakować, słuchać, słyszeć, uśmiechać się, patrzeć, widzieć, wątpić, ufać, obawiać się, podążać. Czuć uczucia radości, bólu, rozczarowania, czułości, namiętności. Zachwycać się wschodami i zachodami słońca, deszczem, śniegiem, wiatrem, innością, różnością i różnicą. Wsłuchiwać się w dźwięk kropli deszczu, szum fal, śpiew ptaków, rozmowy dzieci. Patrzeć w oczy ukochanego, smakować gotowaną kawę i czekoladowe muffinki. 
23 lata temu skończyłam 23 lata, mój ulubiony wiek, odważny, wyjątkowo odkrywczy, który zapoczątkował fenomenalny bieg zdarzeń, jak w kalejdoskopie, z którym zaprzyjaźniłam się na całe życie i niech tak zostanie.



Zabawa w życie z miłością, z życzliwością, z otwartością na niepewność, na tajemnicę. Dixi.

 
foto Google

28 listopada 2011

koszyk życzliwości

...



Cieszę się, gdy spotykam osobę na mojej ścieżce, której nie jest obojętny drugi człowiek, posiada umiejętności i wiedzę skierowana na poradę, wsparcie, obdarowanie DOBREM. I ty to posiadłaś.


Popołudniowe słońce potrafi zachwycić, ja zaś potrafię zamilknąć, zatrzymać się, docenić. Przestrzeń myśli wypełnia obraz, światło, cień, kolory, faktura, zmienność, przepływ, chwila, która bezpowrotnie mija. Pozostaje energia zwielokrotniona zachwytem piękna, energia życia.

11 listopada 2011

jestem

... 





Wierzę, że ostatnie słowo należy do otwartej prawdy i bezwarunkowej miłości
Martin Luter King

foto Google

31 października 2011

tymczasem...

...



Noc. Ostatnia w tym domu i ostatni wpis na blogu. Zamykam czas opisywany przez 'mój dom w moim ogrodzie' oraz czas aktywnego mamowania. Satysfakcja zmieszana z fizycznym zmęczeniem. Pakowanie trwa.

Wrócę do blogowania codzienności jak tylko okrzepnę w nowych okolicznościach życia. Kiedyś, pewnego dnia w Przyszłości, reaktywuję Moments w nowej odsłonie. Jestem bardzo ciekawa, co wyłoni się z oceanu niewiadomego.

Tymczasem...

Zapiski na blogu Ave Mea Via będę kontynuować w miarę dostępu do internetu i inspirujących sytuacji. English Pie zaczeka jeszcze kilka tygodni na aplikację nowych pomysłów. Niebawem, po długim urlopie, wrócę do Kopalni Wolnego Czasu.

Kochany Czytelniku. Dziękuję za spotkanie i życzę Tobie dobrego radosnego życia.




(...)





foto Google

30 października 2011

czas płynie

...



Cały świat w moich rękach. To oznacza odpowiedzialność za myśli, słowa, intencje towarzyszące działaniom. Późno i zasnąć nie mogę. Ot, niepisany, bo niezaplanowany czas podsumowania, który podnosi poziom endorfin i adrenaliny też. Pierwsze oznacza poczucie szczęścia i spełnienia a drugie oznacza niepokój.

Przyjechał na weekend syn. Spotkać się z mamą. Jeszcze nie wiedział, że czeka go mnóstwo pracy związanej z przeprowadzką. Jeszcze wczoraj decyzja o zakupie mieszkania była czystą potencjalnością. Dziś stała się faktem. Mam to na piśmie. Niecodziennie podejmuję decyzje o tego rodzaju inwestycjach, wypadłam z rytmu, dlatego długo dyskutowałam sama ze sobą. Bo nie tylko o decyzję chodzi, ale i o jej konsekwencje.

Dziś mija pięć lat od kolizji samochodu z moim ciałem. Dwa tygodnie wcześniej otworzyłam pudełko z niespodzianką. I przyszła lawina niespodzianek na 40 urodziny. Może napiszę kiedyś książkę o fenomenie nowego życia czterdziestolatki. Teza: trzeba uważać na to, co się mówi, albowiem spełnia się w kapryśny i pokrętny sposób.
Wierzę, że zmiana miejsca, długi wyjazd przed siebie, praca ze studentami, szkolenia z kobietkami, sesje coachingowe, rozmowy o bezpiecznych strategiach inwestowania pieniędzy oraz inne zwierzaki - cudaki, przyniosą jeszcze więcej dojrzałego, świadomego doświadczania radości istnienia.

Na obrazku powyżej jest jeszcze prosta droga i cudowna przestrzeń, zapraszająca do podróży w krainę spokoju i przygody. Na horyzoncie góry. To dobrze! Kangury i góry nadal są w moich marzeniach.
foto Google

29 października 2011

dziękuję!

...




Z Anią poznałyśmy się wirtualnie. Spodobało mi się w jej scrapowaniu coś, czego nie potrafię określić jednoznacznie, a co w tej chwili nazywam miękkością. Preferuję styl bardziej oszczędny, niż manifestuje Noami w swoich dziełach, mimo to czułam, że otrzymam cudeńka dla moich kochanych sąsiadów i przyjaciół. Oto one!



Wróciłam z pracy. Przyniosłam pudła do pakowania. Ostatnia sobota w tym domu. Już nie jest 'mój'. Obiecałam sobie, że każde następne określenie 'mój' będę wypowiadała i myślała z większym dystansem, niż czyniłam na poczet domu, który pokochałam miłością niełatwą, a tym bardziej mocną. Ten dom jest stworzony dla miłości, a nowi właściciele, Maciek i Monika, idealnie pasują do niego, ba, wymarzyłam ich sobie, i to jest satysfakcja, która rekompensuje żal. Każde przywiązanie kosztuje dużo łez rozczarowania, o czym przekonałam się w ciągu ostatnich 6 miesięcy. Lekcja życia! Zmiany ze swej natury niosą rozwój, więc jestem ciekawa, co tym razem wyskoczy z worka.

Notabene. Pięć lat temu, po zakończeniu maratonu w Poznaniu napisałam na stronie Siły Marzeń notkę, która była prawdziwą puszką Pandory na mój własny użytek. Teraz stawiam na duży worek z prezentami, dzięki którym dusza i serce się śmieją od ucha do ucha. Z powodu marzeń i cudownych zbiegów okoliczności, dziękuję za miniony czas i apeluję do tego, który jest większy ode mnie i zarządza równowagą Wszechświata, o równie duży kaliber z jeszcze większą dawką miłości, co najmniej o smaku gorącej gorzkiej czekolady z słodkimi belgijskimi truflami i szczyptą chili.





autor kartek Noami
foty moje :)

26 października 2011

środa_jedyna taka

...




Sny, że prowadzę wykład, że płynie. Jest dobrze. Będzie dobrze. W piątek od 17tej do 20.30 w ZWSHiF.
Spałam krótko i treściwie. Obiecuję sobie, że po powrocie z Green Shop przejrzę szkolenie na jutrzejsze konsultacje w Akademii Trenera i położę się wcześniej. Tymczasem idę kupić mieszkanie. Nieoczekiwane decyzje. Sama siebie zaskakuję. Wracając kupię róże. Czerwone. Na nową drogę życia.

ilustracja z Google
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...