31 stycznia 2010

trikonasana

.

Trikonasana - asana szczęścia i pomyślności.
Lubię tę asanę, bardzo. Towarzyszyła mi, pewnego dnia, tam na górze, tak jak obiecałam Joasi.
I przed tym dniem, podczas spotkań w szkole jogi "Powitanie Słońca".
I potem, a także dziś, bo World Yoga Day - Światowy Dzień Jogi pod patronatem Amnesty International stał się okazją do wspólnej medytacji, wyciszenia, podzielenia energii uważności, łagodności, życzliwości, wsparcia. Niedzielne południe ostatniego dnia stycznia to także czas spotkań i rozmów i długiego zimowego spaceru w słońcu. Pozostała ze mną cisza, która rozprzestrzeniła się głębiej, i rozciągnięte bardziej, niż na co dzień, tu i ówdzie ciało, które mówi: dobrze mi, pamiętaj, że tak jest mi dobrze. Lubię, kiedy o mnie pamiętasz.

Czasem pamiętam więcej i rozciągam je porannie wykonując asany Powitania Słońca, czasem nawet wyskoczę na basen popływać, a czasem zasiedzę się przed kompem, zabiegam w krzątaninie i czuję, jak prosi o relaks, o zatrzymanie, o uwagę.

zaczynamy


jak drzewo rosnę, może urosnę...

rozluźnienie


******



Czym jest Joga
?
zapytał dziś pan redaktor z telewizorni.

Joga jest jak oddech: codziennym uważnym życiem, jednością ciała, umysłu i ducha, harmonijnym przepływem, falowaniem, w górę i w dół, otwarciem i zamknięciem. Jednością, całością, ciszą, miłością.
Jest sztuką i nauką odkrywania duszy.
Foto: AW, MJ

ptaki i inne zwierzaki

Przytuptała pod samo okno tarasowe sroka i wyżarła kocie groszki. Taka z niej łakomczuszka. A może głodna była? Po prostu. Jak szaro-bury kot, którego dokarmiamy od miesiąca.

Foto: Di

w księżycową noc

.


W księżycową jasną Pełnią noc zmrożony śnieg skrzy się i mieni w świetle lamp ulicznych. Wyskoczyłam na kilka chwil na dwór, po pierwsze po lód do piekarnika, bo wypiekam chlebusie żytnio-orkiszowe ze słonecznikiem, które potrzebują lodowego towarzystwa, żeby nie wyschnąć za mocno, a po drugie, żeby trochę napatrzeć się w ciszy na niebo niebiańsko piękne, upstrzone gwiazdami.
Spoglądam z satysfakcją na miniony dzień, bo

1.odkopałam się ze śniegu, a nawet wykopałam tunel prowadzący do garażu. Ten domek, ten ogród jeszcze takiej ilości śniegu nie doświadczyły. Ciekawe, na ile i w jaki sposób śnieżna kołderka służy roślinom?
2.wyhodowałam przez ostatnie 6 dni zakwas, wielce udany, pachnący kuchnią babci, i nie mogę się doczekać na ciepłą jeszcze kromeczkę z masłem. Zapach pieczenia rozpływa się po domu.
3.przygotowuję domek na podjęcie gościa na okres dwóch tygodni. To dla mnie nowy temat, więc jestem ciekawa i podekscytowana.
4.spotkanie, rozmowa, emaliowanie, zaczytanie, i wiele domowych drobiazgów...

jutro też jest dzień - czas na sen


Foto: DL

30 stycznia 2010

styczniowe słońce

Czasami zagląda przez okno, wpada do ogrodu, rozświetla ulubione przez zimę szarości zamieszkujące i niebo i ziemię, a nawet ciało, umysł i duszę. W naturalny sposób pobudza życie do życia - zimowe słońce. Jest blisko i krótko, choć już dłużej o całą godzinę niż miesiąc temu. Zaprasza na spacer... i jak mu odmówić?

Foto: DL

29 stycznia 2010

wesołego powszedniego dnia

Wieczór zaśnieżony i kulturalny. Zaproszenie przyszło znienacka. Zadzwonił telefon ok.18tej.
Mam bilety na 20tą - zapraszam Cię. Bądź gotowa.

Będę.

Koncert niespodzianka? Lubię niespodzianki.

Zima piękna, a jazda samochodem jak podczas kuligu - słychać chrzęst świeżego puchu pod oponami. Sypie śnieg jak zwariowany grubymi płatkami, a my jedziemy i jest magicznie. Na dobry początek. Ciąg dalszy pogłębia magię - fortepian brzmi niewiarygodnie, urzeka barwą dźwięków (Tomasz Filipczak). Jest pomiędzy nimi tyle miejsca na oddech, że płynę i odpoczywam. Głos głównego bohatera wieczoru (Janusz Radek) elektryzujący. Artysta niekonwencjonalny, świetnie bawi się ze sobą i z publicznością. Eksperymentuje i przykuwa uwagę sposobem ekspresji, a ja nadal na pierwszym planie słyszę dźwięki fortepianu i widzę światło reflektorów, które mieni się w zdecydowanych kolorach i rozprasza w oparach buchającej pary, podkreślając nieco dekadencki i ciut romantyczny klimat.

Koncert Dziwny ten Świat - opowieść Niemenem dzieje się jak górska rzeka, dynamicznie, czasem szorstko, a czasem łagodnie, z czułością. Nie pamiętam tytułów. Wszystkie utwory Czesława Niemena kultowe, przywołujące rozkoszne wspomnienia i uśmiech. Wymiękłam przy piosence dobranoc... - wybrzmiała i przytuliła w zaczarowany sposób.
Dawno mi tak nie było tak dobrze, jak dziś między 20tą a 22ą - czuje się uwiedziona, wyciszona i zaspokojona.


... i było jeszcze w ramach lekcji chóralnego śpiewu: wesołego powszedniego dnia... i jeszcze czy mnie jeszcze pamiętasz ... i jeszcze.... mniaaam :)

A może by tak zamówić płytę na prezent imieninowy? Hmmm....

A tak w ogóle to miło mi Pana poznać Panie Januszu Radku... :)

Dobranoc
Foto: DL

28 stycznia 2010

układanka

.

Zadzwoniła Kaja. Pytam: kochanie, co tam, że dzwonisz? Ot tak, po prostu - dzwonię. Pogadałyśmy, o wszystkim, na luziku. Nieczęsto tak się nam wydarza. Choć częściej z Misieńką niż z Oskarem. Heh... miód do herbaty i jeszcze więcej.
Ostatnio bowiem łazi za mną taki jeden chłystek i naciska guziczki z poczuciem winy. Stary znajomy, który dla wielu ludzi tego świata jest narzędziem do motywowania innych (Niedojrzała Malina dla pomysłodawcy!). Tak jakoś z nim wyrosłam i wlecze się za mną, jak ogon. I czasem chce być ważny, zauważony. Jest kilka tematów, gdzie ciągle ma coś do powiedzenia, działa zwykle z zaskoczenia, a ja wówczas tracę moc, wewnętrzną równowagę.
Tak bywa, kiedy spoglądam na moją córkę, wewnętrznie zbuntowaną, nieco zblokowaną. Czy tak mają nastolatki? Czy to przejściowe? Czy coś przegapiłam? Czy mogę coś zrobić? Czy zostawić dziewczynkę z jej życiem, bo taka jej droga, gdzie ma swoje zadania do przerobienia po swojemu? Czego pragnęłam, kiedy byłam w jej wieku? Co mnie irytowało? Co mnie blokowało?
Czuję, jak mnie potrzebuje, tak, żebym po prostu była, niejako na horyzoncie. Nieinwazyjny bufor bezpieczeństwa? Drobne sygnały, pojedyncze słowa, potrafię je dostrzec. Dba o to, by nikt nie zbliżył się za blisko do granic jej świata. A ile to jest za blisko? Albo za daleko? Tajemnica Noblisty. Tajemnica duszy, wrażliwości, świadomej otwartości.
Być mamą nastolatków to niełatwa, a zarazem ekscytująca przygoda, pełna niespodziewajek. Wyprawa w nieznane trwająca wiele lat. Jednocześnie towarzyszy mi uczucie wyjątkowości, albowiem nie otrzymałam w swoim życiu większego, i w takim stopniu bezinteresownego, daru miłości i zaufania, jaki otrzymuję od dzieci.
W tej chwili są daleko, na swój dorosły sposób, w towarzystwie taty, braciszka. Życie obdarza je doświadczeniami ponad przeciętną miarę i dużą rodziną. Poukładały się nowe elementy w zdumiewającą harmonijną całość. Cicho i spokojnie. Jest dobrze. Można powoli dokładać kolejne puzzle. Zabawa trwa dalej.
Dookoła świata.
Dobranoc.

Foto: Google

bon appetit

Potrzeba tylko dwóch przypraw wyjątkowych: czasu i miłości - do ludzi i do gotowania

Julia Child


Słowo się rzekło. Obejrzałam jeszcze świeżutki film, z minionego lata, jesieni. Pamiętam zapowiedzi - zapowiadał się smakowicie i smakowitość stała się tematem środowego wieczora. Apetyt mój pobudziła tarta czekoladowa, która jako pierwsza pojawiła się na stole w mieszkaniu Julii i Eryka nad pizzerią w Queens, i zjadłabym połowę tej pyszności na przystawkę, zaś wyzwaniem stała się luzowana kaczka zapiekana w cieście, stanowiąca ostatnie danie w projekcie Julii Powell, opartym o książkę kucharską Julii Child.

Zanurkowałam do neta, by dowiedzieć się więcej, albowiem film jest oparty na faktach: pamiętnikach dwóch kobiet o imieniu Julia, które dzieli czasowo dwa... nie! trzy pokolenia. Obydwie kochały i były kochane, lubiły jeść, a gotowanie dlań było oderwaniem się od codzienności, zabawą i pasją zarazem. Nauka gotowania zmieniała ich życie i z czasem zmieniała świat wokół nich poprzez publikacje, i książek, i bloga.
Urzekająca jest prostota opowieści dyktowana prostotą życia, codziennością, którą dzień po dniu wypełnia spontaniczne, radosne działanie tak, jak w duszy gra. Jednocześnie przekonuje mnie konsekwencja w realizacji krótkotrwałych celów oraz ich znaczenie w drodze do spełnienia marzeń. Jest w tym jakaś magiczna sztuczka, która mnie zaczarowała, wyłączyła na chwilę ze świata zewnętrznego, zatrzymała z poczuciem, by coś mam tutaj do zrobienia. Dla siebie.
Film jest ciepły, wzruszający, mądry, na dodatek lekki, łatwy i przyjemny. Tak, tak, to możliwe. I rarytas, czyli rewelacyjna w swej roli Meryl Streep.
:)
Póki co..., no właśnie! Zanim 'poczuję bluesa' z wiedzą, która do mnie przyszła wraz z tym filmem, szukam przepisu na wy-luzowaną kaczuchę, która nie tylko wygląda apetycznie, ale i zapowiada rozkosz dla podniebienia. Warto sprawdzić i wypróbować przy najbliższej towarzyskiej okazji.


Julia & duck's last recipe
Foto: Google

27 stycznia 2010

zimowy wieczór

.

Pada śnieg i zawiewa drobnymi śnieżynkami. Na termometrze tylko 17 stopni mrozu i robi się coraz cieplej. Nieba nie widać - wielka szkoda, bo księżyc dojrzewa, a ja tak bardzo lubię patrzeć na pełnię w towarzystwie gwiazd. Cichutko wokół, nawet koty usnęły snem prawie zimowym. Zrobiły się z nich pełnowartościowe domowe zwierzaki, bo zalegają w szafach albo na sofach albo na krzesłach i budzą się tylko po to, by coś zjeść, skorzystać z kuwety, lub, co mniej przyjemne, nasikać w określonych zakątkach w ramach kociej rywalizacji, miauknąć parę razy, dać się pogłaskać i znów zasnąć. Czasem siedzą na parapecie okien i patrzą przed siebie - obrazek poetycki i wzruszający, jak w bajce.
Zanim przyjdzie czas kolejnego odkopywania się spod śniegu, kusi mnie obejrzenie filmu. Mam kilka do wyboru i mam ochotę na coś lekkiego. Dzieci zaopatrzyły mnie w arsenał na długi zimowy urlop. Dorzucę drewna do kominka i nacisnę guziczek: play...

Foto: Google

lody na patyku


Hej

u Ciebie już późno
piszę, choć nie mam podstaw, by o tej porze spodziewać się odpowiedzi
zresztą pora nie ma znaczenia
nie ma co się przywiązywać do pory, o której można lub nie można pisywać
znaczenie ma tylko okazja, powód i chcenie

mam chwilkę, zanim zajmę się pilnym tematem
to chwilka, w której pragnę cudów
jestem zdruzgotana biegiem zdarzeń, a jednocześnie nadal czuję, jak coś mnie unosi

nie martw się
w domu wszyscy zdrowi, Kaja tylko troszkę pokasłuje i pociąga nosem, a poza tym jak najlepiej

:)

za każdym razem, kiedy zderzam się z oporną materią, mam poczucie, że coś ze mną nie jest tak;
znam wszystkie zasady harmonizacji świata, przepływu energii, jednak ich znajomość nie jest ani wsparciem ani pocieszeniem
dziś pośliznęłam się i upadłam,
źle się czuję
w godzinę potem otrzymałam telefon,
wszystko układało się dobrze, aż zaczęło układać się odwrotnie
decyzja odmowna i koszty sądowe trzeba uiścić

nie rozumiem...

trzymałam się do czasu powrotu do domu
ostatni dzień urlopu taki jak pierwszy
pełen łez i obezwładniającej bezradności
nie umiem znaleźć dystansu do krnąbrnych sytuacji, dystans przychodzi z czasem, a w pierwszej chwili leżę i kwiczę, a w zasadzie to płaczę, chowam się za łzami...
uciekam w nie...
tchórz ze mnie
gdybym chociaż potrafiła nie przejmować się tak bardzo,
ale się przejmuję

ależ jestem dziwnie zakręcona, bo życie kręci mi takie wydarzenia, które są jak kłody pod nogi
gospodaruję czasem, finansami, relacjami tak prosto, jak potrafię, jak czuję, że jest dobrze, a jednak gdzieś psocę, nieświadomie,
nie potrafię sama z tym psoceniem żyć, sama sobie przeszkadzam
jestem stworzona do życia we dwoje;

razem jest łatwiej ... razem jest łatwiej
nie potrafię za dwoje, bo nie jestem 2 w1
to dla mnie za dużo i za długo
dzieci nie są partnerami, dzieci są dziećmi...

chcę zamknąć oczy i już nic więcej, tylko długi sen chcę, bo nic innego nie potrafię wymyślić, co dałoby mi głęboki trwały spokój;
wszystkie książki, mądrości są funta kłaków warte, kiedy stoisz oko w oko z własną bezradnością;


tak pięknie za oknem... ufff, jak pięknie!!!

a w autobusach smutni ludzie i w urzędach smutni ludzie,
aj! jednego starszego pana spotkałam, którego uśmiech zamieszkał w kącikach ust i oczy mu się uśmiechały, i jedną bardzo życzliwą urzędniczkę

a jednak ten świat jest kolorowy, tylko się zachmurzył mocniej i zszarzał, na kilka chwil

zimno mi, zmykam do domowej pracy, a potem pomyślę, jak przyrządzić ten nieświeży klops, co mi los podrzucił do zjedzenia

tulam Cię mocno chłopczyku z lodami na patyku i cmokam w oba policzki

supełki na sen

.

















Wcześnie.
Księżyc wisi za oknem, jak naleśnik na sznurku, po północno-zachodniej stronie nieba. Jest prawie pełny i powoli zachodzi. Obudził mnie i świeci, jakby patrzył, czegoś chciał. Może chce się pożegnać? Albo być dla mej przyjemności porannego przebudzenia, zanim przebudzi się reszta świata? Ładnie tak...
Słychać tykanie zegarka. Plączą się myśli. Domowe, moje, niespokojne. Czy dobrze robię? Mogłabym przecież jeszcze tak, i jeszcze inaczej? Co jest dobre dla mnie? Dla nas? Co mnie motywuje?
Zapaliłam świeczkę. Zgaszę światło i jeszcze się przytulę i zasnę. Chcę zasnąć i obudzić się bardziej, ciszej, pewniej...

Foto: Google

26 stycznia 2010

kruszek - okruszek

Ziarenko miłości karmi się sokami uważności, czułości, rozkosznej zabawy, troskliwego spojrzenia, miłością obojga rodziców. Wypuszcza korzenie i rośnie w górę, wzrasta w stronę światła, w stronę słońca, rozprzestrzeniając wokół siebie radość spełnienia w byciu sobą.

****
Bawiliśmy się w chowanego.

Tym razem jednak skończyło się to szybko:


- Nie bawimy się jus. Nie podoba mi się ta zabawa.

- Dlaczego?

- Bo jak cię nie mogę znaleźć, to tęsknię za tobą
.

* * *


Najpierw wyklikałam 'niebo', potem jeszcze jedno kliknięcie, spojrzenie i kliknięcie na zimową fotografię mamy z synem. W ten sposób spotkałam zeszydło. Czytając wpisy czułam się, jakbym spotkała siebie samą przed laty, kiedy mamowałam maluszkom: Kai i Oskarowi. Przypomniałam sobie to, co rozwiało niektóre wątpliwości na swój własny temat: pewność, że byłam i jestem najlepszą mamą, tak, jak tylko potrafię. Poczułam smak nieba w sobie. Uśmiech...
Foto: Google

Grażynka czy Anita ?

.

Siostry jak papużki - tak trochę jesteśmy, Grażynka i Ja, najmłodsza i najstarsza. 6 lat różnicy, filigranowe dziewuszki, najbardziej podobne do siebie i do mamuśki zarazem. To zewnętrzne symptomy. Wewnętrznie? Poszukujące, komplikujące, kochające podróże, wyzwania. Blisko nam do siebie: rozmawiamy rozumiejąc kontekst, klimat, zagadnienie, pytania. Marzycielki.

Kochana siostrzyczko - tulam Cie mocno w urodzinowy słoneczny dzień, żeby spełniały się pragnienia, miłości, wewnętrznej łagodności i łazęgi po tej części Kanady, która Cię kusi i na Ciebie czeka.

notabene:
jak to jest z twoim imieniem Anita - moja kochana?
bo ciągle nie kumam, skąd się przy Tobie wzięło?


Foto: Google

22 stycznia 2010

gabinet Cieni


cień meżczyzny

cień obfitości ...finansowej

cień przyszłości, celu... wiary w siebie... zasługiwania... przyjmowania

Ps.
nie mam wpływu na to, jak zachowują się inni, ale mogę zapanować nad tym, jakie wywołuje to mnie uczucia,
mogę zdecydować o tym, co z tym co się dzieje zrobię


przestaje się bać, czyli obsesyjnie kontrolować rzeczywistość, wyrażam zgodę na obecność siły wyższej, która decyduje o równowadze wszechświata,
matka Natura dąży do harmonii i jest w tym bezstronna, bo skłonnością Natury jest harmonia i równowaga,
akceptacja i poddanie się tej sile wyższej daje spokój i wewnętrzną równowagę, daje spokój umysłu i siłę.


inspiracja: wywiad z Beatą Pawlikowską

21 stycznia 2010

skok w dorosłość

.

Trwają ferie zimowe. Nastolatki wypełniają wolny czas swoimi pasjami: spotkania i rozmowy z przyjaciółmi, poza tym Oskar albo na grach ASG albo przed komputerem, Kaja realizuje projekt z ramach międzynarodowego konkursu Odyseja, a późne wieczory wysiaduje przed telewizornią oglądając kolejną serię z doktora Housa (CSI Mami wyczerpało się, Prison Break passe).
Dziś mała odmiana: wczesna pobudka i wyjazd obojga. W repertuarze trochę leniuchowania w towarzystwie gotującej pyszności cioci, a potem kilka dni razem z tatą plus odrobina zimowego szaleństwa. W międzyczasie wpadną do domu, bo w tu i tam urodzinowa impreza. Udało się wpleść w niedzielne popołudnie kino i obiad we troje.

Przyglądam się uważnie, z ciekawością, jak się zmieniają te moje dzieciaki, czym i w jaki sposób wypełniają swój wolny czas, jak się bawią, o czym rozmawiają, co oglądają i czytają. W sferze towarzyskiej tematem wiodącym jest era 18tek, w których uczestniczył Oskar przez cały miniony rok, a w tym roku rozpoczęła się 'dojrzewająca' seria w świecie Kai. Zabawy u każdego z nich wyglądają ciut inaczej, o czym mogłam przekonywać się, post factum, przy innych okazjach, kiedy użyczałam naszego domu na niektóre okolicznościowe imprezy.

Męskie towarzystwo Oskara jest dzikie, nieokiełznane w sięganiu po sztampowe atrybuty dorosłości. Kreatywne i zafascynowane swobodą, wolnością, chętnie przekraczające granice, bezpardonowo manifestujące swoją niezależność i odrębność. Króluje brydż, różnorodne i wymyślne gry planszowe, play station, telewizornia, piwo, fajka wodna. O tym co nieco wiem, reszta pozostaje tajemnicą. Na przestrzeni kilku minionych lat, z nieukrywaną radością zauważyłam, że chłopaki ewoluują, wyciągają wnioski, konkretyzują swoje preferencje - dojrzewają, dlatego wiem, że warto dawać im wolną rękę, a jednocześnie tworzyć bezinwazyjny parasol ochronny, czyt. wolna chata.

W świecie Kai imponująca dynamika wyobraźni, miękka, łagodna i szalona zarazem - zadziwiająca kreatywność, której celem jest: żeby było ciekawiej. Tradycyjne atrybuty dorosłości nie są dlań szczególnie interesujące. Króluje kopalnia pomysłów, potrzeba swobody tworzenia i realizacji zwariowanych pomysłów. Wymyślanie prezentów, ich przygotowywanie, scenariusze, a czasem pieczenie ciast - zdumiewa mnie moja dziewczynka, kiedy opowiada to, co chce opowiedzieć o aktualnościach, albo o tym, co już się wydarzyło. Za każdym razem coś innego.

Przygotowania do skoku w dorosłość to interesujący proces i wieloletnia współpraca. Jako mama przyznam, że to dla mnie ciekawa, choć czasem bardzo wymagająca, przygoda i wyzwanie. Zaufanie, pokora, cierpliwość, uszanowanie prawa do indywidualnego rozwoju i prawa do popełniania błędów - dzień po dniu.

20 stycznia 2010

tip top gun, czyli przydasie

.

Od początku. Otrzymałam dzisiaj maila, a w nim wiele smaczków, spośród których jeden ze smaczniejszych zainspirował mnie. Wyłuskałam i cytuję:

..., bo ja sobie zawsze myślałem, że dorotka to ma wszystko i wszędzie na tip top. Schludnie, czysto, sterylnie, a ty piszesz, że grajdoł w kosmetyczce. To dobrze. To znaczy, żeś kobieta jak się patrzy. Mnie to bawi, ile kobiety potrafią nosić przy sobie rzeczy. Moja znajoma nazywa te wszystkie potrzebne "przydasie". Fajnie, prawda?

Uśmiecham się czytając to małe nieporozumienie wynikające z faktu, iż znajomość mnie i mojego otoczenia opiera się na podstawie drobnych wycinków codzienności opisanych miedzy emaliowanymi słowami. W takim przypadku łatwo wyciągać pochopne wnioski. Co niektórzy znajomi, którzy je przeczytają, będą rechotać rozbawieni, do rozpuku, albowiem znają moje skłonności do artystycznego nieładu.
Schludnie i czysto oznacza w moim rozumieniu: 'mniej więcej na swoim miejscu'. O sterylności w moich przestrzeniach życia krąży kilka anegdot, bo jakem Dorotka oświadczam, że z kurzem zaprzyjaźniłam się wiele lat temu, a i nawet pająki w domku mają gdzie hasać (jak dobrze, że mamuśka tego nie czyta, bo złapałaby się za głowę
ze słowami "o jejku!"). Do anegdot zaliczam faktyczne zdarzenia, kiedy 'przejmująca się' ciocia, odwiedzając nas, przecierała półki (notabene, czasem nawet czekałam na te wizyty).
Lubię ład, bardzo, ład w wersji autorskiej, na tyle, żeby wiedzieć gdzie czego szukać w razie potrzeby, co odbiega nieco od high quality standardów, o jakie podejrzewa mnie mój czytelnik. Owszem, fajnie byłoby dotrzymać kroku
fotografiom z kolorowych czasopism, gdyby było możliwe: nie oddychać, nie jeść, nie gotować, nie mieć dzieci, nie palić w kominku, nie lubić kotów, nie mieć ogrodu i mieć cztery życia równoległe. Wypełnić swój wyjątkowy czas bieganiem z miotłą i ze ścierką? Tak jakoś mi nie pasuje. Nawet spróbowałam - nie wyszło, a raczej wyszła siwizna od nadmiaru przejmowania się i powagi.



W ostatnich trzech latach zaobserwowałam interesujące zjawisko dotyczące schludności: porządek wzrasta w miarę zmniejszania się ilości rzeczy typu 'przydasie'. Przyznaję, że odkąd wywiozłam 90 % ciuchów ze szafy i makulatury ze strychu, wyprzedałam swoją nieczytywaną bibliotekę, zrobiło się dużo miejsca. I w szafie, gdzie wiszą trzy wieszaki na krzyż, na półkach z książkami jest dokładnie to, do czego czasem wracam, na strychu tylko to, co używamy okazjonalnie. Domowy tip top gun? Bardzo proszę!

Zdradzę tajemnicę alkowy, kiedy powiem, że w moich kosmetykach w łazience nadal panuje przyjemnie pachnący nadmiar i nieład, acz szczyty możliwości mam już za sobą. W torebce? Kiedyś nosiłam cały arsenał 'złotej rączki', dziś kilka drobiazgów, acz zauważyłam skłonności do gromadzenia 'na szelki wypadek' - jak onegdaj mówiła moja mała córka. Obok łóżka leży jedna, dwie, trzy...tak trzy książki, które czytam od początku jesieni, długopis, notatnik, małe karteczki, bo na malutkiej szafce nocnej moje intelektualne dobro zmieścić się nie może. Fajnie mieć 'pod ręką' kilka często używanych rzeczy. W pracy? No tak! Jednym z moich zadań jest wyprowadzenie na prostą papierkologii i utrzymanie ładu na bieżąco. Tak, firma to mój poligon doświadczalny.

Nawiązując do wcześniejszej konkluzji dotyczącej nastolatków, potwierdzam, że z potrzeby bałaganu zwykle się wyrasta, jeno w różnym stopniu zostaje zachowana dynamiczna równowaga. To chyba kwestia nawyków i okoliczności wyrastania. Wygląda na to, że natura potrzebuje chaosu, z którego kształtuje genialne dzieło. I niech ta myśl pozostanie przewodnia, na wieki wieków.

Ps.
Oskarze, w myśl zasady, że nawet kreatywność chaosu potrzebuje granic, by być sobą, nadal obowiązują ustalenia, że sprzątasz w salonie po swoich nocnych maratonach filmowych. Oczywiście - Twój pokój jest nietykalny :)
A poza tym nie dajmy się zwariować. Luuuz. Zapraszam na lody. Przyda-się polewa toffi.


Pss.
W kilku emaliowanych zdaniach mojego czytelnika odkryłam subtelną podpowiedź: jak zrobić wrażenie na mężczyźnie. Wystarczy mieć w torebce mini sklep kosmetyczny i kilka niezbędników.
Yeah, podejrzewałam mały podstęp, ale nie aż taki duży.

chlebek domowy

.


Pracowy kolega, Paweł,
przyniósł chlebek, żytni, na zakwasie, upieczony osobiście od początku do końca. Inspiracje czerpie z bloga swojej siostry Taste of Passion, a wypiek przepyszny, tym bardziej, że udało się go namówić na przyniesienie kilku kromeczek jeszcze ciepłych i posmarowanych masłem. Wymietliśmy całość. Tym samym, po kilku miesiącach przerwy, pojawił się impuls powrotu do pieczenia na domowym podwórku. Najbardziej lubię orkiszowy ze słonecznikiem i z sezamem, który piekłam wedle przepisu Marleny. W jej sklepie kupuje mąkę razową. W międzyczasie odkryłam domową piekarnię, która inspiruje do eksperymentowania na szeroką skalę.
Na początku jest zakwas...

Foto: DL

wiem babciu...

Zbliża się Dzień Babci i Dzień Dziadka. Prawdopodobnie te okoliczności zaktywowały temat moich rozmyślań w trakcie popracowej spacerologii. Ni stąd ni zowąd pojawiła się myśl: pewnego dnia umrę. Nic w tym odkrywczego, każdy to wie tak samo - naturą rzeczy tego świata jest życie i śmierć. Dziś ta myśl pojawiła się inaczej, głębiej, była bardziej fizyczna niż mentalna, na dodatek w pierwszej chwili poczułam paraliżujący strach i przerażenie. Pytanie: czego się boję? Odpowiedź - nie wiem czego się boję! Przypomniało mi się, w jaki sposób żyła i odeszła moja 105letnia babcia. Przyszła ulga i spokój. Myśli przestały się plątać. Pojawił się obraz morza, dźwięk szumiących fal, w ciche późne popołudnie światło zachodzącego powoli słońca. Siedzę na fotelu i przymykam oczy. Zasypiam.
Czuję babciu, że jesteś blisko. Dobranoc.
Foto: Google

19 stycznia 2010

mru mru ... mrówcza robótka

.

Melduję, że finalizuję spis z natury, czyli jazdę obowiązkową na dziś. I już wiem o co w inwentaryzacji chodzi. Proste jak drut, jednak na druciany wniosek trzeba było trochę popracować. Prawdziwie mrówcza robota. Przejrzeć faktury zakupowe z minionych lat, zlokalizować i rozróżnić sprzęt, przyjąć na stan albo zlikwidować. Konsultacje, grzebanie, pisanie. Coraz lepiej znam smak biurokracji. Przy zachowaniu zdrowego rozsądku, systematyczności jest to znakomity sposób, by wokół rdzenia działalności firmy panował przyjazny ład. Świadomość tego, iż rzeczy znajdują się na swoim miejscu, daje poczucie schludności i wolności, satysfakcji i swobodę działania. Kiedy wszystkie puzzle są na swoim miejscu cała energia płynie w inne miejsce. Ot co! I to działa, skutecznie. Poprzedni pracochłonny temat związany z kontrolą z Państwowej Inspekcji Pracy został przypieczętowany dziś wizytą inspektora i osobistym podziękowaniem za współpracę i dobrze wykonaną pracę oraz jej wyniki. Drobiazg? Życie człowieka składa z wielu, wielu drobiazgów. Mniam!!!

obrazek

Na koniec ciekawostka z życia niejednej kobiety i wskazówka zarazem: jak znaleźć to, czego właśnie szukam podczas porannego makijażu. Inwentaryzacja w kosmetyczce? Robimy to od czasu do czasu - prawda?


Foto: Google

18 stycznia 2010

jedno spojrzenie

...


Zdarzyło mi się dzisiaj, przed południem... To niesamowite, jak uważne, jak przenikliwe, jak wymagające potrafi być ludzkie spojrzenie. To był właściwie obcy mi człowiek, znamy się tylko poprzez miejsce zamieszkania. Rozmawialiśmy z sobą może kilka razy w życiu... A dziś, przez te trzy, może cztery sekundy, na pożegnanie spojrzał mi głęboko, bardzo życzliwie prosto w oczy, jakby oczekiwał... spodziewał się... miał nadzieję... wiedział... był pewien... ...że dostrzeże coś więcej... Jakby wiedział o mnie coś więcej, niż ja sama wiem. Jakby chciał mi powiedzieć "wiem, że w Tobie kryje się dużo więcej, niż na pierwszy rzut oka widać, więcej niż pokazujesz światu". Jakby był pewien, że człowiek nie kończy się na fizycznym ciele, połączeniu neuronów, reakcjach na bodźce zewnętrzne, ale że jest w nim COŚ więcej, coś, co sprawia, że jesteśmy wyjątkowi, tylko czasem potrzebujemy pomocy, by to z siebie wydostać na światło dzienne... Jedno spojrzenie... Jedno spojrzenie pełne ciepła... Jedno wymagające spojrzenie...


TO zachwiało dziś moją wewnętrzną równowagą... Rozumiesz coś z Tego?
Foto: Google

bo dobro miewa się dobrze

.



















Hej...


Wróciłam do domu.
Podwiózł mnie kolega.
Łatwiej dzięki temu, prościej,
tym bardziej, że czuje się wyjątkowo znużona.

Ranek był bardzo trudny, spłakałam się w drodze do pracy. Inwazja cieni...

W firmie papierkologia;
sporo zostało zrobione, pozostało sporo do zrobienia.
Absorbująca praca zabiera w inne miejsca. Można dzięki niej uciekać od swoich niechcianych emocji i zachwaszczeń.
O to chodzi, by od nich odpocząć, nie zapominając, że w zaułkach ciała drzemią i czekają na odpowiednią chwilę, by znów pobaraszkować i troszkę mnie wytarmosić.
Hmmm...
Zastanawia mnie ich faktyczna natura, moje do nich przywiązanie. Niełatwo pojąć, że istotą mojego przywiązania do niełatwych emocji jest moje ich nie-chcenie. Opór przeciwko nim tworzy najściślejszy z nimi związek.
Jest tak, jak jest.

Za oknem powolna odwilż, w powietrzu gęsto i wilgotno.
Nieprzyjemny rodzaj pogody, od której buty robią się mokre i ciężka głowa; mało miejsca na oddech.

Wiesz,
w świecie Inteo, gdzie dwa lata temu widziałam swoją drogę rozwoju, wydarzyły się zmiany.
To daje mi sporo do myślenia i otwiera umysł na indywidualną drogę.
Tak, to rozsądne rozwiązanie:
nie przywiązywać się do żadnej napotkanej drogi, tradycji praktykowania, idei, jeno czerpać zeń inspiracje i iść po swojemu, tak, jak w duszy gra.
Własna droga życia to najlepsza droga, żadnego naśladownictwa czy zależności, jeno otwartość i własne marzenia.
Otrzymałam informacje o zmianach w Inteo i poczułam się wygodnie i niewygodnie zarazem.
Chcę porozmawiać, o tym, a szczególnie o tym, co czuję w związku z tym. Mam ogromne pragnienie być ze swoimi uczuciami w ciszy Twojego milczącego towarzystwa.


Ha!
Bodajże wczoraj spojrzałam na swoje fotografie sprzed roku,
na moją króciutką fryzurkę.
W oczach swoich dostrzegam desperację i bunt,
ból i krzyk.
Pamiętam uczucie, że krótkie włosy dawały mi złudzenie swobody, wolności.
Zamaskowana manifestacja: zobaczcie, jak jest mi niedobrze...
Tu i teraz mam dłuższe kudełki, naturalnie sterczące, każdy w inną stronę. Profesjonalnie obcięte układają się wedle własnego upodobania, otulają łepek, kładą się na karku, skroniach, uszach i ciepło mi w nich.
Codziennie rano myję i suszę, jak leci, i z tym naturalnym nieładem jest... naturalnie.
Czy ta postawa wyraża akceptację siebie? Ufam, że tak jest, albo to kolejna gra ego. Cóż, ono też należy do mojego stanu posiadania, a raczej do moich stałych gości.

I jeszcze jedno.
W ogrodzie migoczą światełka. W zestawieniu ze śniegiem przypominają o minionych świętach. Mam wrażenie, że wydarzyły się tak dawno, tak dawno... To były inne i tak samo magiczne święta, a potem przecudnie spędzony wieczór sylwestrowy. Było mi tak dobrze ze sobą, tak dobrze, jak lubię.

... bo dobro miewa się dobrze, pamiętasz?

Tylko czasami, gdzieniegdzie, czarne dziury pełne łez.
Krajobraz pozornie księżycowy, albowiem niebawem zakwitną przylaszczki i przebiśniegi.

Jeśli zapytasz skąd to wiesz? odpowiem, że pachnie wiosną od początku naszego emaliowania.

Czas na herbatę

Pa

Foto: Google

around the globe

Czasem szukam obrazków ilustrujących posty. Wrzucam w wyszukiwarkę frazę i intuicyjnie otwieram coś, co zwraca moją uwagę. W ten sposób trafiłam na stronę Around the globe, opisującą rodzinną podróż dookoła świata, która wydarza się od wiosny 2009 roku. Poczułam ciarki na plecach - niesamowite!!! A jednak tak można. Po prostu. Wczytuję się w archiwum i uśmiecham się do siebie. To prawdziwa przyjemność zobaczyć, że spełniają się wręcz niewiarygodne marzenia, i że wystarczy je tylko wymarzyć. Tak podróżują mama, tata, córka i syn - państwo Kotełko.
Foto: Błażej Kotełko

17 stycznia 2010

into the beauty


Powodem, by sięgnąć po ten obraz, jest email sprzed tygodnia oraz ciekawość.

Zaglądam po kawałku w Twoje blogowe filmy, co tam ciekawego, co znam, a czego nie. I tak sobie podumałam nad tym, jakie ja filmy lubię, do których filmów chętnie wracam. Jest ich kilka, a w tym roku odkryłam dla siebie takie dwa: przede wszystkim Into the Wild. Muzyka w tym filmie też jest piękna!
(...)


I walk into the wild

Chciałoby się napisać: alegoria, lecz nie można, bo film jest oparty na faktach. Mężczyzna szuka prawdy, siebie, wolności od... kłamstw, złudzeń, zależności, schematów, powinności. I robi to po swojemu, instynktownie, bez umiaru.

Film taki 'rzeczywisty', surowy. Pachnie ziemią, piaskiem, deszczem, błotem, uciekaniem, poszukiwaniem, znajdowaniem, zagubieniem, złością, uporem, dzikością i dojrzałością. Film dziwny. Mógłby zostawiać po sobie smutek, lecz więcej w nim zadumy nad życiem: czy chce czy nie chcę żyć. Wybór i decyzja oraz wszelakie tegoż konsekwencje. Dużo ciepła, prostoty, miłości, subtelnych drobiazgów. Najważniejszy wniosek Chrisa, niejako na końcu drogi zawiera się w słowach: szczęście jest prawdziwe, kiedy dzielimy je z innymi. Sam nie zdążył doświadczyć tego w pełni, ale zostawia ważny drogowskaz: szczęście jest pełne i prawdziwe, jeśli dzielimy je z innymi.
.

Umiejętnie dobrane słowa piosenek, krajobrazy, przesunięcia czasowe powodują, że opowieść płynie dynamicznie i chce się do niej wrócić.
Foto: Google

16 stycznia 2010

enchanting

.

I see you ... I see you

Walking through a dream
I see you
My light in darkness breathing hope of new life
Now I live through you and you through me
Enchanting
I pray in my heart that this dream never ends

I see me through your eyes
Living through life flying high

Your life shines the way into paradise
So I offer my life as a sacrifice
I live through your love

You teach me how to see
All that’s beautiful
My senses touch your word I never pictured
Now I give my hope to you
I surrender
I pray in my heart that this world never ends

I see me through your eyes
Living through life flying high

Your love shines the way into paradise
So I offer my life
I offer my love, for you
When my heart was never open
(and my spirit never free)
To the world that you have shown me
But my eyes could not division
All the colours of love and of life ever more

Evermore
(I see me through your eyes)
I see me through your eyes
(Living through life flying high)
Flying high

Your love shines the way into paradise
So I offer my life as a sacrifice
And live through your love
And live through your life

I see you

I see you...
Foto: Google

like the Sun

.

Some people just have big hearts. And with this gift they're very often able to feel, offer, and show far more love than they receive from those around them. Which, at times, is a heavy load to bear. So today I'd like to remind them, and especially you, that the sun asks not that the moon and planets help brighten each day, but relishes her role as a keeper of the light and a bringer of the dawn. A role much like your own.

www.tut.com
Foto: Google
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...