31 grudnia 2009

do siego roku

.


...2009...


Otrzymałam dziś życzenia, którymi dzielę się z miłością, żeby się rozprzestrzeniały i wypełniały nam wszystkim upływający czas...

...
żeby kolejny rok, taki okrąglutki był syty dla naszej duszy, ducha i ciała, żeby nam się żyło dostatnio i wewnętrznie spokojnie.....tak życzę sobie i wiem, że będzie dobrze, bo jest dobrze

Ps.
Wino już w kieliszku. Huk i świst niesamowity. Wznoszę toast ... Kochani, za zdrowie moje i Wasze!!!! Za marzenia!!!

Foto: Google & DL

normalność z duszą wilka




Usiadłam po kąpieli z kubełkiem gorącej kawy. Koty wylegują się na sofach, za oknem pięknie skrzy się śnieg w świetle lamp ulicznych i lampek choinkowych. Obok leży nowy priv kalendarz, do wypełnienia, notatnik do uzupełniania Mapy Marzeń, długopis. W kominku płonie ogień, swobodny strój, migdały w czekoladzie. Specjalnie na dzisiejszy wieczór kupiłam chipsy i Pepsi, żeby 'jak należy' obejrzeć jakiś film i przywitać Nowy Rok. Zaraz je wydobędę i wypróbuję. Nie pamiętam, ale ostatnią paczkę chipsów dla siebie kupiłam wiele, wiele lat temu.

W telewizorni nic interesującego, bliżej mi do ciszy z muzyką w tle, więc z ciekawości włączyłam radio.
Rozmawiałam popołudniu z Kasiulkiem, składając noworoczne życzenia, i dowiedziałam się, że pracuje dziś w redakcji muzycznej do drugiej po północy. Zaprosiła do posłuchania. Jako że zwykle słuchamy się nawzajem na żywo, a nigdy nie słyszałam dziewczynki on-line, to wykorzystałam okazję i włączyłam radio Zachód na 103 FM. Uśmiechnięte i ciepłe zapowiedzi Pani Redaktor Kasi J plus taneczna muza. He, he, gadulec brzmi nieźle.


Cicho. Myśli snują się leniwie. Mija interesujący rok. Niejednoznaczny, zaskakujący, wymagający, burzliwy. Spełniły się w fenomenalny sposób niektóre moje marzenia, tym samym stały się źródłem ogromnej satysfakcji, radości, ulgi. Przekonałam się, po raz kolejny w swoim życiu, że rzeczy nieprawdopodobne cudnie się zdarzają, mimo, że tak wiele razy wytarmosiły mnie na manowcach zwątpienie i ból przemiany ego.
Pozostałe marzenia, piękne, upragnione dojrzewają i, choć czasem mocno niecierpliwie jestem, to w głębi ciała, duszy rozprzestrzenia się spokój i ciekawość, w jakiej formie przypłyną do mnie i przytulą do siebie.
Wypełniają one moją Mapę Marzeń, wypełniają chwile przed zaśnięciem i minuty po przebudzeniu. Nadają rytm temu, co mam do zrobienia tu i teraz.

Do północy pozostało półtorej godziny. Dzieci w swoich światach niezależnych, daleko od domu. Koty napuszyły ogony i pochowały się w zakamarkach szaf w reakcji na nasilający się huk petard. Rok temu, będąc w sylwestrowej Warszawie, obiecałam sobie, że nigdy więcej nie będę sama w taki czas. Nigdy nie mów nigdy mała, bo ludzkim losem steruje prawo niespodzianki. W związku z tym jestem sobie dziś Tosią-samosią i, ku mojemu zaskoczeniu, jest to zwyczajny, przyjemnie rozleniwiony stan bycia. Oczywiście jest chwilami tak, że kiedy sobie wyobrażam, jak na plaży bawi się ekipa osób, wśród których jest ktoś za kim tęsknię, to się na siebie złoszczę, że nie wymyśliłam dla siebie czegoś bardziej towarzyskiego i rozrywkowego. Normalni ludzie w ten wieczór bawią się ze sobą razem. Hmmm, a ja normalnie piję niezwyczajne wino, słucham jak iskrzy drewno w kominku, piszę posta na blogowisku.
Kiedy obrazy na temat tego, co mogłoby być a nie jest, przepływają w nicość, i zostaję z tym, co jest, dokładnie w tej teraz chwili, to robi się ciszej i wygodniej. Po prostu dobrze. Czuję spokój i wdzięczność, a jednocześnie dziką pewność, że gwałtowne zmiany, zatrzymanie, wyciszenie, niosące mnie na falach czasu od ponad trzech lat, stanowią proces otwierania się nowego. Coś zamyka się i definitywnie kończy, coś innego się otwiera, a pomiędzy tym dzieje się codzienne życie.
W jaki sposób zamanifestuje moje możliwości, otworzy drogi, ścieżki, skrzyżowania, 2010 rok? Oto trzymam w dłoniach kolejne pudełko z niespodzianką...
i niech się dzieje jak najlepiej dla mojego dobra, dla dobra tych, których kocham, dla dobra wszechświata.
Foto: Google

mapa marzeń

.






Study & Live in your Teacher's Home


wariacje zimowe... jak w górach







Z trudem otworzyłam drzwi wyjściowe, a potem bramkę. Zaspy po kolana. Spodobało mi się, dlatego zafundowałam sobie ostatni w tym roku spacer do pracy. Jest zimowo, jak w górach, jak w malowniczo zasypanej, i nieustannie zasypywanej śniegiem, Zielonej Górze.
Foto: DL

przyjaciel na cały rok

...

Za 20 godzin częściowe zaćmienie księżyca, za 23 godziny z okładem zapuka i rozgości się wygodnie w moim życiu Nowy 2010 Rok. Przyjaciel na każdą chwilę, dzień po dniu, przez wszystkie 365 dni kołysania, przytulania, rozmawiania, śmiechu i łez. Przyjaciel, po prostu...

Foto: Google

30 grudnia 2009

płomyki światła

Pewien człowiek z miasta Negua, u wybrzeża Kolumbii, zdołał wspiąć się aż do nieba.
Po powrocie opisał swa podróż. Opowiadał jak z wysoka kontemplował ludzkie życie. Powiedział, że jesteśmy morzem małych płomyków.
Każda osoba świeci własnym światłem. nie ma dwóch takich samych płomyków. Są duże i małe płomyki, płomyki w każdym kolorze. Płomyki niektórych ludzi są tak spokojne, ze nawet nie migoczą na wietrze, podczas gdy inni mają dzikie płomyki, które wypełniają powietrze iskrami. Niektóre niemądre płomyki ani nie płoną, ani nie dają światła, zaś płomyki innych skrzą się życiem tak gwałtownie, ze nie można patrzeć na nie bez mrugania, a jeśli zbliżysz się do nich, sam świecisz ogniem.
Eduardo Goleano
w Joga - duchowe inspiracje, Cat de Rham, Michele Gill

tylko z kim?


Za oknem mniej więcej w ten deseń... Kolejna porcja zimy jest ładniutka i, co pewne, jak 2 plus 2 daje 4, potrwa aż do przyszłego roku. Mam nawet ochotę założyć się na ten temat o bilet lotniczy na Seszele. Tylko z kim?
Foto: DL

zaczarowane dzieci


...razem...
Foto: SW

29 grudnia 2009

dziwaczna mikstura


O czym mowa? O czekoladzie. Naprawdę?! Dziwaczna mikstura? Wniosek nie jest mój, tylko hiszpańskiej królowej Izabeli, dla której Krzyś Kolumb przywiózł ze świeżo odkrytej Ameryki miejscowe rarytasy.

The Aztec Xocoatl, the Spanish Chocolatl, the English Chocolate.

Jest tak, że w kubeczku paruje herbata o zapachu delikatnie czekoladowym. Jest delikatna, z pieprzną nutką odzywającą się w kubkach smakowych po dłuższej chwili. Postanowiłam doczytać to i owo na jej temat.



Po odwrotnej stronie pudełeczka opis i skład:


makuchy kakaowe, cynamon, kasja, kardamon, imbir, korzeń cykorii, goździki, czarny pieprz. Inspiracją dla utworzenia tej mieszanki herbaty stał się Xocoatl - najwyżej ceniony napój Azteków, w skład którego wchodziło kakao, cynamon, wanilia, pieprz.


W języku Azteków
zw. Nahuatl słowo xocolatl opisuje gorzką wodę (xoco" to "gorzki", "atl" to "woda"). Czytam, że smakoszami tego niedocenionego przez Kolumba i Izabelę napoju, byli także Olmekowie i Majowie. Dla nich ziarna kakao były nie tylko smaczne, ale i bardzo cenne. Za 10 sztuk można było kupić królika, a za 100 sztuk niewolnika.

Botaniczna nazwa kakao
Theobroma cacao, w dosłownym tłumaczeniu, oznacza pożywienie bogów.

Czytam dalej, że dodatek chili lub anyżu pogłębia walory boskiego napoju, nadając mu niezapomniany zapach i smak. Czekoladę z chili już mam, bo dostałam pod choinkę, zaś anyżu poszukam za rok.
Info: tutaj
Foto: DL & Google

koszyk obfitości

...

Dzień dziś przewijał się tak, jakby noc polarna zza koła podbiegunowego rozpłynęła się w naszej słowiańskiej krainie. Ciemno i zimno. Mimo to dobrze się dzieje, albowiem rozprzestrzeniło się światło w głębi duszy i ciepło mi ze sobą. Wróciłam do przytulnego domu, rozświetliłam go światełkami na daszku wejściowym, w kuchni, przy gałązkach jodły i ostrokrzewu imitujących w wazonie mini choinkę, zajrzałam do pokoju Kai i Oskara. Oto mój dla siebie luksus iluminacji, jakie stworzył współczesny człowiek, by rozświetlać najdłuższe noce roku. Jestem przekonana, że to właśnie z powodu przesilenia zimowego i braku słońca wymyślono świętowanie, jako alternatywne źródło energii dla każdego człowieka po chłodniejszej stronie świata.


[...Tygrysia usiadła mi na kolanach, trochę przeszkadza w pisaniu...]

Zrobiłam sobie dziś kilka przyjemności.
Na dobry początek wylegiwałam się w łóżku od szóstej do siódmej i jeszcze troszkę. Potem samochodem do pracy, bo choć mroźno to sucho, czyli bezpiecznie.
W firmie, pośród wielu tradycyjnych i niespodziewanych drobiazgów, zamknęłam 2009 rok w kalendarzu. Na ścianie zawiesiłam świeżutki, pachnący farbą drukarską, a ten podręczny opisałam i już nie jest nowy. Za tydzień mija równo 12 miesięcy, odkąd wykonuję tę pracę w tym miejscu.
Czy wspominałam już, że praca asystentki jest spełnieniem marzeń o pracy natenczas, zanim... Co to znaczy? Wiem, co uwielbiam robić, do czego jestem stworzona, ale jeszcze nie wiem w jaki sposób stworzyć swoje własne miejsce pracy, wiec sięgnęłam w swoich działaniach po to, co najbliższe i co najprostsze, o czym już wiem jak robić i, co na dodatek, lubię. Jest mi tutaj wygodnie, twórczo, popełniam błędy, poznaję ludzi i ich twórcze możliwości na każdej płaszczyźnie życia, a świat i los nieustannie mnie zaskakują. Niektóre rzeczy 'do zrobienia' idą jak po maśle, inne przepływają przeze mnie z oporem. Tak, tak, wiele o sobie można się dowiedzieć w każdej sytuacji, zwłaszcza 'opornej'.
A po pracy? No właśnie!
Po pracy wykonałam telefon.

Zaczęło się od tego, że w drugi dzień świat odwiedzili mnie Marlena z Józkiem. Oboje są twórcami i właścicielami sklepu ekologicznego Green Shop. Okazuje się, że przed Nowym Rokiem wyprzedają towar tak, aby go zostało jak najmniej, gdyż od tego, co zostaje trzeba odprowadzić dodatkowy podatek. Postanowiłam nie próbować zrozumieć tej pokrętnej 'nagrody za przedsiębiorczość i zapobiegliwość'.
Tak czy inaczej zadzwoniłam do Marleny (przejażdżkę samochodem w okolice Wieży Głodowej odpuściłam, bo za ślisko) i zamówiłam cukier palmowy i trzcinowy - rabat 15 %, kawę ze stoków górskich w Nowej Gwinei i herbatę meksykańską - 20%, wybielacz i mydło lawendowe - 15%, miód wrzosowy - 20%, masło orzechowe, kaszę jaglaną, pasztet borowikowy i paprykarz, kompozycje z suszonych warzyw w postaci zup z soczewicy, grochowej, krupniku, pomidorowej - rabat 5%. Tak oto mam okazję 'na raz' nabyć produkty, które tam kupuję mniej więcej raz na dwa tygodnie.
Przypomina się info Kasi o Reni Jusis, że jej rytm życia wyznaczają czwartki, bo w tym dniu otrzymuje koszyk warzyw z upraw ekologicznych. W przyszłym roku taki sam koszyk warzyw pojawi się w ofercie w Green Shop. Czy też wyznaczy mój rytm od czwartku do czwartku? A może od środy do środy? Ciekawam bardzo jak się ten drobiazg wplecie w nasze życie codzienne, bo... pomysł znam już od wczesnej wiosny. Wówczas od razu zapisałam się na listę chętnych na pachnące świeżością i bez chemicznych dodatków roślinki do jedzenia.

Dzwonek. Przy bramce oboje. Józek w rękach trzyma pełne pudło. Moje zamówienie z dostawą do domu. Czuję się po królewsku i cokolwiek to znaczy, to na pewno jest to bardzo, bardzo przyjemne uczucie.

Czas na pogawędkę. Później przygotuję meksykańską herbatę czekoladową. Jeszcze nigdy jej nie piłam. Do usłyszenia ciut po później.

Foto: DL

28 grudnia 2009

wspaniały widok

Obejrzałam...

Dojrzewanie i przemiana. Wzrastanie mocy wewnętrznej poprzez przyjmowanie siebie. Wzmacnianie poczucia własnej wartości w najprostszym przekonaniu "tym razem się uda". Zasługiwanie i akceptacja darów losu...

Mężczyzna, któremu runął cały świat jest przerażony jak dziecko. Okoliczności losu prowadzą go poprzez wyzwania i sprzyjają tak, by pośród nich zobaczył siebie i wpływ swojego istnienia na życie innych. Przekracza granice głęboko zakorzenionych lęków. Poznaje dzieje rodziny, co z jednej strony go przeraża, a z drugiej dookreśla tożsamość. Jest jak drzewo, które zostało przesadzone tam, gdzie wreszcie może rosnąć i w głąb i wzwyż. I nadchodzi taki dzień, od kiedy podejmuje własne decyzje, nadaje rytm swojemu życiu, pragnie i podąża za swoim pragnieniem.

Ponad 4 lata temu kupiłam film, do którego była dołączona jakaś babska gazeta. Nic o nim nie wiedziałam. Zaintrygowała mnie okładka. Potem go obejrzałam. Zapamiętałam, że to jest COŚ wyjątkowego, urzekającego. Wrócił w mojej pamięci, zjawiskowo, nagle, i kilka dni temu wyszperałam go w pudełku z filmami. Obejrzałam raz, drugi, trzeci. Niesamowita muzyka. Niesamowite, jak ta prosta opowieść wplata się w rytm mojego czasu. Jestem zauroczona, czuję się jak zaczarowana.


The Shipping News - Kroniki Portowe


Lękom trzeba stawić czoło, gdyż nie sposób je zignorować.


Okrutny sztorm porywa dom. Pozostaje wspaniały widok.


Wciąż jest tyle spraw, których nie pojmuję: jeśli zasupłany sznurek może uwolnić wiatr, a topielec może się przebudzić, to pewnie zdruzgotany człowiek może się uleczyć.


Rytm życia:

Pan Czas porywa Przeszłość.
Pozostawia do pokolorowania Tu i Teraz i otwiera Przyszłość.


Więcej: Stopklatka
Foto
: Google

nie-wiadomo-co

...

Dziś pobudka łatwiejsza, bo o siódmej oczy szeroko otwarte ze zdumienia: biało! Świeża warstwa puchu przykryła zszarzały świat. Samochody zasypane, drogi zasypane i śliskie: powrót zimy zaskoczył wszystkich, kierowców i drogowców. Nic nie wskazywało na tak gwałtowną zmianę pogody. Mróz szczypał wieczorem solidnie i zwykle taki mróz nie pozwala zbliżyć się śniegowym chmurom. A jednak...

Kolejna niespodzianka dzisiejszego dnia? Wychodzę z pracy nieco wcześniej na spotkanie z lekarzem, a z nieba pada deszcz, solidny, bo rzęsisty. Po śniegu pozostało wspomnienie. Po prostu pada, a ciepłe, mokre powietrze dmucha po policzkach. Dotarłam na miejsce zmoknięta jak kura w wełnianym płaszczu, a po drodze równie dziwny krajobraz, ni to jesienny ni to zimowy, takie nie-wiadomo-co.

W kilka godzin później, z jeszcze gorącą szarlotką dla Małgosi w herbaciarni, wskoczyłam w samochodzik, żeby nie zmoknąć po raz wtóry. Jadę ja sobie, a na szybach obserwuję coś, co przypomina scenę szklanego biurowca z Matriksa. Jest to nawet ładny obrazek, o ile delektuję się nim wirtualnie lub jadę co najwyżej 10 km w deszczu, gdyż nieco zużyte wycieraczki przyprawiają skrobaniem i chrobotaniem o kolorowy zawrót głowy, czyli krótko i węzłowato: wkurzają jak cholera. Wniosek: albo zmienić wycieraczki, albo zmienić samochód, albo uśmiechnąć się do parasola kontynuując spacerologię w deszczu. Na co by się tutaj zdecydować? Hmmm... Pomyślę o tym jutro, bo dziś mam ochotę na tiramisu i na film.

Foto: Google

dąży do Pełni


zimowy księżyc, otulony przymglonym powietrzem, z precyzją i spokojem Natury, wypełnia się światłem słońca, aż się wypełni po brzegi w Sylwestrową noc
więcej
Foto: DL

27 grudnia 2009

przeploty czarownic


















Czarownica pierwsza sfrunęła i wyhamowała na swej rudaskowej miotle przed domem drugiej czarownicy. Przywiozła owinięte w folie jeszcze gorące gofry. Jakaż odmiana w świątecznym menu! Do tego powidło wiśniowe i kawa. HOU ...HOU ...WOW... WOW...!!!
W zapadającej nocy spacer po lesie. Zatrzymywał nasz gadulec księżyc w romantyczny sposób spoglądający na nas z góry i układający cienie na ścieżkach lasu. Kasia robiła foty, a ja rozglądałam się wokół szukając znajomych miejsc, żeby nie zabłądzić. Jedna w białych tenisówkach (samochodem przyjechałam), druga bez skarpet i z letnich spodniach ( to ja wyskoczę do sąsiadki po cukier). Taaak, wyraźnie nie nadawałyśmy się na dłuższe łazęgowanie mroźną porą, a tym bardziej na zimowy nocleg w lesie.
Zakończenie wspólnego czasu to długaśne ploty i przeploty słów, pytań i odpowiedzi, opowiastek towarzyskich, wizualizacje marzeń oraz iście wiedźminowy plan wyjazdu w góry na wiosnę. Była jeszcze miaucząca czarna kotka, świeca i dzbanek herbaty.

















Foto: Google

czas miotłowania

.


Alarm... Czytam na blogowisku, że Kaśka do mnie się wybiera, a ja przedwczorajsza. Zasnęłam przed ósmą na długie sny i obudziłam się wytarmoszona i wymięta. Sypianie do południa jest bardzo męczące. Takie leniuchowanie mi nie służy. Kąpiel i kubek rooibosa na drugi początek tego samego dnia. (...)


Od razu lepiej... Ufff, mniam, jestem tu i teraz. Co by tu jeszcze dla siebie zrobić? Hmmm... Na początek zostawiam Was w towarzystwie nieodgadnionego, tego, co się dzisiaj każdemu z nas wydarzy. Buziakuję.


Foto: Google

wolna chata

...

Zamrożony niedzielny poranek. Pobudka przed 6tą. Gorąca herbata, prasowanie na ostatnia chwilę. Bryka wyjechała z garażu i czeka, żeby za kwadrans odwieźć latorośle na dworzec PKP. Krótko mówiąc: wolna chata. Telefon wyłączony od czterech dni, i już nie pamiętam, gdzie go położyłam. Hmmm....Spanie, długą kąpiel o zapachu kwiatów wiśni, czytanie i wylegiwanie w łóżku zarządzę sobie po powrocie. Póki co... zapowiedź nowego dnia
, m. in. sabat czarownic, czyli umówione spotkanie tako jakoś po południu.

Foto: Google

26 grudnia 2009

mio santo

.

życzenia świąteczne pełne światła słońca, szumiące falami, pachnące morską bryzą i miękkie mięsistym rozgrzanym piachem pod stopami

Foto: Google
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...