30 października 2010

róża

.


30 październik, sobota. Pierwszy dzień dłuższego weekendu. Przepiękna pogoda. Ciepłe powietrze w słońcu pachnie latem, zaś w alejach parku, w lesie, pachnie jesienią, która tańczy z obficie spadającymi liśćmi. Ruchliwy czas i rodzinny czas: zakupy, kwiaty, cmentarze, lampiony i znicze, podróże samochodowe, spacerologia, rozmowy wypełnione wspomnieniami.

Pamiętam, że 4 lata temu była równie piękna aura, a świat uśmiechał się na swój krnąbrny sposób otwierając kolejne pudełko z niespodzianką. Hmmm... czas płynie wznosząc się ruchem spiralnym, i, raz po raz, zatacza koło. Fascynujące.

Wczorajszego ranka, pomiędzy załatwianiem rachunku uproszczonego za usługę agroturystyczną a reklamacją kartek świątecznych, przy filiżance macchiato, Piotr kilkoma słowami przywołał obraz czerwonej róży, obraz, który aktywuje zmysłowy uśmiech.
I niech tak zostanie.

7 krasnoludków na wirażu

...




Dwa tygodnie temu odkryłyśmy z Kają urocze miejsce, tutaj, gdzie poznałyśmy mieszkańców Piastowskiego lasku, siedem krasnoludków. Przepiękna pogoda i letnia aura przywołana przez magiczną jesień sprzyjały pomysłowi, by je dziś odwiedzić i sfotografować w słońcu. A oto wielobarwne owoce spotkania w samo południe.








:

29 października 2010

słońce wschodzi i zachodzi

.


Piątkowy wieczór. Minął pracowity tydzień. Intensywny przepływ zdarzeń, emocji. Wyzwania aktywujące gwałtowne reakcje. Praca sama z siebie dyscyplinuje. Zadania są do wykonania i to nadaje wyraźny kierunek działaniom. Nawet te niemożliwe, które pojawiły się znienacka okazały się do zrobienia. Decyzja za decyzją odsłaniały kolejne możliwości i odpowiedzi.
Kalendarze do powtórnego wydruku, kontakty z ciekawymi klientami nawiązane (rozmowy przyjemne, życzliwe, rzeczowe, szczególnie ta w trakcie jazdy po serpentynach w okolicach Limanowej), zapas materiałów kompletny, kurs języka angielskiego rozpoczęty, ..., kilka pysznych kaw ze spienionym mlekiem, kilkadziesiąt telefonów, dyskusji, ustaleń, a po pracy odpoczywanie. Przechadzka... las... park... czasem łzy. Ten czas przedziwny, kiedy co jakiś czas, na chwilę zawieszam się, bo zderzam się z pragnieniem i z murem niewiedzy zarazem. Ten czas przedziwny, co wzmacnia amplitudę pustki i pogłębia ciszę, w której mój własny lęk szczerzy kły bardziej. Jak dobrze, że miliony drobiazgów codzienności włącza moje własne wewnętrzne słońce. Jesień rozpieszcza i księżyc tuli i, gdzieś, Oskar jest i Kaja jest, i ... pachnie chleb. Jeszcze ciepły, a masełko rozpływa się, wsiąka w miąższ i spływa po palcach. Rozkoszny zwyczaj podjadania przed północą, na sen.


Pst.
Fotografie to zatrzymane chwile przeszłości, powracają łatwo. Pierwsza w trzy godziny po wschodzie słońca... druga, kiedy to samo słońce zachodzi. Miejsce wyjątkowe, daleko i wysoko. Najbliżej nieba: Mont Blanc.


Psst.
Obejrzałam film. O miłości - rzecz jasna! Tytułu już nie pamiętam, ale kilka słów zaplątało się w węzełek.

To Twoje życie, Tu i Teraz, nie zaczeka, aż się pozbierasz.


Dobranoc

drżący płomień pamięci

.


Wyskoczyłam wrzucić list do skrzynki i kupić mąkę żytnią na chlebek.
Przy okazji zrobiłam zakupy na ryneczku. Jeszcze otwarty?! Naprawdę! W piątek po południu ruch jak w ulu.
Ucieszyłam się, bo z jutrzejszej listy spraw do zrobienia najważniejszy został zrealizowany i dłużej będę się wylegiwać w łóżku.
Przyniosłam dynię do ozdoby i zapach chryzantem, i jabłka, gruszki, zieloną pietruchę, czosnek 'grown in poland', jaja z wybiegu, śmietanę.
Weekend czas zacząć:



Halloween,
Dzień Zmarłych,
Dzień Wszystkich Świętych,
Zaduszki.


świeca
drżący płomień
światło Tobie, który u aniołów przy kominku grasz na gwiezdnych strunach
świeca
drżący płomień pamięci


A w ogrodzie stanął płot, prawdziwy, jak wymarzony: na wysokości tarasu sąsiadów wachlarz spleciony z prętów tak, by obrosły go pnącza i stworzyły naturalny parawan, zgrabna bramka z odrobiną ozdobnej przesady i kilka najprostszych przęseł. Umówiliśmy się na oblewanie kluczy, jak tylko drobiazgi zostaną dopieszczone: regulacja, kamienne ścieżki.

28 października 2010

reminiscencje

.

kwiecień 2007



Skąd ten powrót do przeszłości? Zasługa Kai. Corocznie przygotowuje prace do olimpiady geograficznej, i, biorę w tym udział, jeśli potrzebuje mojego towarzystwa, albo/i mojej pomocy. Tamtego dnia wydarzył się jeden z ciekawszych spacerów po mieście w poszukiwaniu starych drzew, szczególnych okazów, także tych znajdujących się pod ochroną. Zrobiłyśmy sporo fotografii, odkrywając na nowo nasz ulubiony park Tysiąclecia (nekropolię w okresie zamieszkiwania miasta przez narodowość niemiecką). Piękny park, a drzewa i pozostałości kamiennych budowli opowiadają niesamowite historie, jakie miały tutaj miejsce.
Był to czas mojego powracania do świata istot dwunożnych, samodzielnie tuptajacych. Przemieszczałam się za pomocą kuli i sama siebie zadziwiam, że chciało mi bardzo chcieć. Natura jest jak magnes i turbodoładowanie w jednym, i nic nie potrafi mnie powstrzymać, by czerpać zeń energię.
A wiewiórka... o ile dobrze pamiętam, to nasze miasto jest zagłębiem nie tylko kabaretowym, ale posiada jedną z największych populacji srok i wiewiórek. Uwielbiam patrzeć na rudaski. Mogłabym w nieskończoność przyglądać się jak skaczą z gałęzi na gałąź, albo chrupią orzeszki. Wzruszający obrazek, któremu może mu dorównać widok horyzontu nad morzem albo śpiącego małego dziecka.

27 października 2010

dejavu

...

październik 1997





październik 1998



październik 2010











chwila, która trwa

.



droga




Dumna i wzruszona mama dorastającej córki podzieliła się dziś piosenką. Oj, jak dawno słuchałam. Kiedyś ulubiona, bardzo. Nadal zatrzymuje potok myśli i przywołuje obrazy.




26 października 2010

zaniemyślenie

.




Powiadasz, że szukasz swojej drogi. Zobacz, jesteś na niej.

25 października 2010

pigwa, dzika róża i woda ognista

...

Po powrocie z pracy miałam do wyboru odpocząć na dwa możliwe sposoby: w domku, co skończyłoby się zaśnięciem w łóżku, bo zmęczenie zapraszało, albo wyjść i dotlenić ciało, pogłaskać emocje, dopieścić zmysły. Chłodno? 3 warstwy na siebie plus rękawiczki i hejka na pocztę. Stworzyłam sobie dobry powód, by wyjść, czyli nie zostawiać 'na potem' ważnej firmowej przesyłki. To taka zabawa z leniwym nawykłym do odkładania do jutra ego.
Na poczcie trafiłam w oczekującą na mnie Panią zamiast tradycyjnej długaśnej kolejki, a po drodze spotkałam wymarzony samochodzik i przez chwilę poznawaliśmy się bliżej, a potem życzliwe, uśmiechnięte dziewczyny w salonie urody, a na koniec to, co lubię najbardziej, a czego dzisiaj tego bardzo potrzebowałam, czyli droga na przełaj po dywanie klonowych i dębowych liści (maksymalnie wyszeleściłam umysł), a na koniec zapatrzenie z najwyższego punktu przy amfiteatrze na kolory zachodzącego słońca. Cóż z tego, że chłodno, skoro tak pięknie i cicho!





Na koniec dnia częstuję pyszną pigwówką., Zainspirowana darem od kolegi (micha owoców pigwy) postanowiłam przygotować pierwszą własną. Zaczęłam 6 tygodni temu, a tydzień temu zasypałam cukrem drugą porcję wzbogaconą o owoce dzikiej róży. Na tę drugą zapraszam do próbowania za kolejny miesiąc. Wyczytałam, że najsmaczniejsza potrzebuje poleżeć przez rok. Oświadczam niniejszym, iż nie będę czekać tyle czasu.
Dobranoc.
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...