6 grudnia 2009

skrzatem mikołajowym być

...

Siedzę na sofie w pod oknem. Laptop na kolanach. Widok na kuchnię, salon. Koty śpią rozleniwione. Nastrój sielski. Byłoby zupełnie cicho, gdyby nie akcja pieczenia pierniczków. W związku z tym Oskar wałkuje ciasto, Kaja wykrawa foremkami świątecznokształtne ciasteczka, oboje układają je na blasze. Szumi wiatraczek w kuchence, która nagrzana do 180 stopni piecze to, na co lubimy podjadać w zimowy czas. Delikatny zapach kardamonu, cynamonu, mielonych goździków, miodu i pojedyncze słowa wypełniają dom. Jak co roku i jakże inaczej. Patrzę na wyrośnięte dzieciaki, kobietę i mężczyznę ledwie mieszczących się przy małym stoliku kuchennym. Przekomarzają się, jak zwykle, i słyszę:
mami, no powiedz coś, bo Oskar...mami, no bo Kaja zrobiła... Heh, fajne z nich dzieciaki, acz czasem tracę przy nich cierpliwość. Widzę, że są bardzo różni, a jednocześnie są bardzo ze sobą związani.



Pierwsza partia już upieczona. Pierwsza próba smakowania jeszcze gorącego już za nami. Pierniczkowo gorzkie, miękkie. Po ozdobieniu lukrem będą idealne.


Dzień zimowo-deszczowy pod znakiem świętego Mikołaja powoli zamyka swój czas. Jak nakazuje tradycja były drobne prezenty prawie pod poduszką, czyli obok poduszki. Były też listy osobiste dla świętego i jego świty na temat prezentów pod świąteczną choinkę. Bo w naszym domku Miko-mikołaj bywa dwa razy: najpierw zabiera nasze listy i zostawia zawsze kilka słów i łakociowe coś, zapowiedź spełnionych pragnień na najbliższy czas. Pisze do nas o pomoc, czyli do domowych skrzatów, żeby wspierać jego pasję obdarowywania, nie tylko w Święta Bożego Narodzenia, ale i przez cały rok.
Przez minione lata naczytaliśmy się wielu książek, a z nich wybieraliśmy dla siebie to, co się najbardziej spodobało. Wymieszały się nam różnorodne tradycje: Święty Mikołaj, skrzaty pomocnicze, aniołki. W moim dzieciństwie był Dziadek Mróz, i już nie pamiętam skąd się wziął na choinkowych zakładowych zabawach karnawałowych. Po prostu był i już. Prawdopodobnie z rosyjskiej tradycji, gdzie postać Dieda Maroza była wykreowana z tą samą intencją obdarowywania dzieci obfitością słodyczy.

Dzieje się nam tu i teraz czas, kiedy każdy zabiega o to, by spełniały się nasze materialne marzenia. Przesilenie zimowe ma piękny zwyczaj wydobywania z każdego z nas to, co najlepsze podczas spędzania wspólnie czasu, sprawiania sobie przyjemności, wyrażania wdzięczności za miniony czas i budowania marzeń na kolejny rok. Z powodu braku słońca na niebie rozświetlamy swój czas uśmiechem, radością z drobiazgów, krzątaniną, dzieleniem się tym, co potrafimy podarować drugiemu człowiekowi, ukochanej osobie, dziecku.

W moim dzieciństwie Mikołaj bywał u dzieci tylko 6ego grudnia. W paczkach były cukierki krówki, dropsy kolorowe i pomarańcze, czasem skarpetki, rękawiczki. Było jeszcze coś: do dziś pamiętam pełne rarytasów paczki od cioci Lodzi z Opola, które przynosił listonosz, a to ze względu na marcepanowe kartofelki - smak z innego świata, smak luksusu. Do dziś marcepan smakuje mi w szczególny sposób w okresie przedświątecznym.



Czy wiecie, że w Zielonej Górze raz w roku jeździ autobus MZK z literką M. Skąd to wiem, ja, zmotoryzowana kobieta? Otóż, jedziemy sobie wczesnym rankiem do Centrum handlowego po drobne zakupy, a na przystanku przy pętli ósemki tłum dzieci z rodzicami. Zanim zdążyłam zapytać Kaję o to, czy coś ciekawego dzieje się w naszym pięknym mieście ona krzyknęła:
no nie, to autobus M. Jaki m? - pytam. No i dowiedziałam się, że pomysł na kształtowanie przyjaznego mieszkańcom miasta wizerunku MZK jest realizowany od kilku lat. Autobus ozdobiony z zewnątrz i wewnątrz girlandami wygląda jak big-Mikołaj i jeździ ósemkową, czyli najdłuższą linią, przez całe miasto. Co ważniejsze, w prezencie każdy pasażer ma wolny przejazd i garść cukierków od dyżurnego Mikołaja (alternatywny kontroler w przyjaznej postaci mógłby tak przez cały rok, prawda?).



Czas płynie. Trwa dekorowanie ciastek. Dzieci pytają, dlaczego nigdy z nimi nie ozdabiam. Już nie pamiętają czasów, kiedy to robiliśmy razem. Stopniowo z roku na rok oddawałam im część do samodzielnego zrobienia. Doszliśmy razem do tego, że potrafią sami przejść przez calutki proces pieczenia, aczkolwiek, wyjątkowo, dziś przygotowałam ciasto wedle upatrzonego przepisu
z kuchni kreatywnej, z drobnymi zmianami. Taki charakterek, co lubi wtrącić swoje ulubione trzy grosze (zamiast oliwy z winogron dodałam olej lniany i margarynę Kasię).


Finał wieczoru: na ciastkach stygną lukry i polewy kolorowo obsypane cukrowymi dodatkami, a my pałaszujemy cząstki pomarańczy obficie polane roztopioną czekoladą. Smacznego wieczora.

Foto: DL, Google

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...