31 grudnia 2009

normalność z duszą wilka




Usiadłam po kąpieli z kubełkiem gorącej kawy. Koty wylegują się na sofach, za oknem pięknie skrzy się śnieg w świetle lamp ulicznych i lampek choinkowych. Obok leży nowy priv kalendarz, do wypełnienia, notatnik do uzupełniania Mapy Marzeń, długopis. W kominku płonie ogień, swobodny strój, migdały w czekoladzie. Specjalnie na dzisiejszy wieczór kupiłam chipsy i Pepsi, żeby 'jak należy' obejrzeć jakiś film i przywitać Nowy Rok. Zaraz je wydobędę i wypróbuję. Nie pamiętam, ale ostatnią paczkę chipsów dla siebie kupiłam wiele, wiele lat temu.

W telewizorni nic interesującego, bliżej mi do ciszy z muzyką w tle, więc z ciekawości włączyłam radio.
Rozmawiałam popołudniu z Kasiulkiem, składając noworoczne życzenia, i dowiedziałam się, że pracuje dziś w redakcji muzycznej do drugiej po północy. Zaprosiła do posłuchania. Jako że zwykle słuchamy się nawzajem na żywo, a nigdy nie słyszałam dziewczynki on-line, to wykorzystałam okazję i włączyłam radio Zachód na 103 FM. Uśmiechnięte i ciepłe zapowiedzi Pani Redaktor Kasi J plus taneczna muza. He, he, gadulec brzmi nieźle.


Cicho. Myśli snują się leniwie. Mija interesujący rok. Niejednoznaczny, zaskakujący, wymagający, burzliwy. Spełniły się w fenomenalny sposób niektóre moje marzenia, tym samym stały się źródłem ogromnej satysfakcji, radości, ulgi. Przekonałam się, po raz kolejny w swoim życiu, że rzeczy nieprawdopodobne cudnie się zdarzają, mimo, że tak wiele razy wytarmosiły mnie na manowcach zwątpienie i ból przemiany ego.
Pozostałe marzenia, piękne, upragnione dojrzewają i, choć czasem mocno niecierpliwie jestem, to w głębi ciała, duszy rozprzestrzenia się spokój i ciekawość, w jakiej formie przypłyną do mnie i przytulą do siebie.
Wypełniają one moją Mapę Marzeń, wypełniają chwile przed zaśnięciem i minuty po przebudzeniu. Nadają rytm temu, co mam do zrobienia tu i teraz.

Do północy pozostało półtorej godziny. Dzieci w swoich światach niezależnych, daleko od domu. Koty napuszyły ogony i pochowały się w zakamarkach szaf w reakcji na nasilający się huk petard. Rok temu, będąc w sylwestrowej Warszawie, obiecałam sobie, że nigdy więcej nie będę sama w taki czas. Nigdy nie mów nigdy mała, bo ludzkim losem steruje prawo niespodzianki. W związku z tym jestem sobie dziś Tosią-samosią i, ku mojemu zaskoczeniu, jest to zwyczajny, przyjemnie rozleniwiony stan bycia. Oczywiście jest chwilami tak, że kiedy sobie wyobrażam, jak na plaży bawi się ekipa osób, wśród których jest ktoś za kim tęsknię, to się na siebie złoszczę, że nie wymyśliłam dla siebie czegoś bardziej towarzyskiego i rozrywkowego. Normalni ludzie w ten wieczór bawią się ze sobą razem. Hmmm, a ja normalnie piję niezwyczajne wino, słucham jak iskrzy drewno w kominku, piszę posta na blogowisku.
Kiedy obrazy na temat tego, co mogłoby być a nie jest, przepływają w nicość, i zostaję z tym, co jest, dokładnie w tej teraz chwili, to robi się ciszej i wygodniej. Po prostu dobrze. Czuję spokój i wdzięczność, a jednocześnie dziką pewność, że gwałtowne zmiany, zatrzymanie, wyciszenie, niosące mnie na falach czasu od ponad trzech lat, stanowią proces otwierania się nowego. Coś zamyka się i definitywnie kończy, coś innego się otwiera, a pomiędzy tym dzieje się codzienne życie.
W jaki sposób zamanifestuje moje możliwości, otworzy drogi, ścieżki, skrzyżowania, 2010 rok? Oto trzymam w dłoniach kolejne pudełko z niespodzianką...
i niech się dzieje jak najlepiej dla mojego dobra, dla dobra tych, których kocham, dla dobra wszechświata.
Foto: Google

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...