9 grudnia 2009

zagadka bez atu

.


Pewnego listopadowego weekendowego dnia ukartowaliśmy z Oskarem, że nauczy mnie grać w brydża. Od nowa.
Dawno dawno temu, w latach 80tych minionego wieku, sporo łazęgowałam po górach. Czasy, kiedy w schroniskach towarzysko wypełniały czas odpoczynku długie rozmowy, opowieści i różniaste gry karciane do białego rana. Podobnie wyglądała każda wycieczka klasowa. Na krótko poruszyłam w sobie żyłkę hazardową i nastała dłuuuga przerwa, aż do grudnia 2009 roku.
Od dwóch lat spotykają się przy naszym domowym stole licealne czwórki brydżowe. Moi znajomi też grają systematycznie, parami, zwykle małżeńskimi. Pomysł, byśmy oboje dołączyli do nich na zimowe wieczory spodobał się. Szare komórki z tej części płatów mózgowych zostały ożywione, a proces przypominania i utrwalania informacji pogłębia się. Momentami mam poczucie jakbym weszła na tereny dziewicze i zupełnie nie kumam, o czym mój syn mówi. Jego atutem jest cierpliwość i pasja. Moim ciekawość. W ten sposób zagadka z licytacją, z pasowaniem, podbijaniem, kontrą niebawem zostanie rozwiązana. Pięć bez atu i zbiorę wszystko. Daję słowo.

Foto: Google

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...