...
Już noc. Wróciłam z krótkiej przechadzki. Zachciało mi się osiedlowej ciszy miasta, i lasu, i widoku gwiaździstego nieba. Delikatny zachodni wiatr. Przenikliwy wilgotny chłód. I ten zapach!
Natura w tym roku sięga apogeum możliwości: na przystawkę późna, nabrzmiała świeżością i życiem, wiosna, krótkie acz smakowite, bo intensywne, gorące lato (cudowne!), łaskocząca wszelakie zmysły złota jesień, która niespiesznie odsłania swoje walory i zaskakuje.
Mija weekend spod znaku Pełni i szeleszczących, kolorowych, dywanów z liści. Słoneczny, chłodny, chwilami porywisty wiatrem, kiedy dzwonki nieosłonięte przez liście dzwonią przywołując przyjazne skojarzenia, chwilami wilgotny krótkotrwałym deszczem, a to wszystko w towarzystwie pełnego księżyca, który kolejny dzień zagląda w okna. Budzi mnie o trzeciej i gawędzimy do piątej, ja i on, i wraz z nim spoglądam na słońce, na kulę ziemską, siedząc na jednym z nieczynnych wulkanów.
Notebene, na deser zamówiłam łagodną zimę, ze śniegiem na święta i na ferie zimowe, z delikatnym mrozem, żeby wystarczyły do okrycia moje tradycyjne trzy warstwy. Takie mam nieodparte pragnienie.
Niniejszym pozostawiam kilka fotografii z sesji zdjęciowej najbliższej okolicy (celem wypadu były pozostałości osuwisk kopalnianych oraz aleje i tarasy, elementy zagospodarowania Wzgórz Piastowskich sprzed 70 lat).
Natura w tym roku sięga apogeum możliwości: na przystawkę późna, nabrzmiała świeżością i życiem, wiosna, krótkie acz smakowite, bo intensywne, gorące lato (cudowne!), łaskocząca wszelakie zmysły złota jesień, która niespiesznie odsłania swoje walory i zaskakuje.
Mija weekend spod znaku Pełni i szeleszczących, kolorowych, dywanów z liści. Słoneczny, chłodny, chwilami porywisty wiatrem, kiedy dzwonki nieosłonięte przez liście dzwonią przywołując przyjazne skojarzenia, chwilami wilgotny krótkotrwałym deszczem, a to wszystko w towarzystwie pełnego księżyca, który kolejny dzień zagląda w okna. Budzi mnie o trzeciej i gawędzimy do piątej, ja i on, i wraz z nim spoglądam na słońce, na kulę ziemską, siedząc na jednym z nieczynnych wulkanów.
Notebene, na deser zamówiłam łagodną zimę, ze śniegiem na święta i na ferie zimowe, z delikatnym mrozem, żeby wystarczyły do okrycia moje tradycyjne trzy warstwy. Takie mam nieodparte pragnienie.
Niniejszym pozostawiam kilka fotografii z sesji zdjęciowej najbliższej okolicy (celem wypadu były pozostałości osuwisk kopalnianych oraz aleje i tarasy, elementy zagospodarowania Wzgórz Piastowskich sprzed 70 lat).
Hmmm... zniewalające widoki, prawda? Od samego patrzenia ciepełko rozprzestrzenia się aż po opuszki palców i rozlewa błogo po całym ciele. I gęsty zapach igliwia, butwiejących liści. Wyrazisty, niemal zmysłowy.
Pomyśleć, że w magicznej Norwegii od trzech dni zima na całego. Na dowód fotografie Anity, o TU TU.
Czy chcemy tak samo? Bo ja nie jestem gotowa, ani ciut ciut.
Dobranoc, pchełki na noc...
Pomyśleć, że w magicznej Norwegii od trzech dni zima na całego. Na dowód fotografie Anity, o TU TU.
Czy chcemy tak samo? Bo ja nie jestem gotowa, ani ciut ciut.
Dobranoc, pchełki na noc...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz