Bambous 10.12.2018 - Zielona Góra 10.07.2019
Tak.
Wydeptując ścieżki, drogi, pobocza, bezdroża kolekcjonuję
doświadczenia, zostawiam ślady: uczucia, przekonania, pragnienia.
Wspaniałość stwórcy - zmysłowego człowieka. Miliony poruszeń, kiedy
ciało drży oddechem. Świadomość syta kreacją.
Ja i Mauritius.
Podejmuję decyzję, książka i wystawa. W tej podróży na maleńką wyspę Oceanu Indyjskiego odkrywam siebie i On- Mauritius staje się przyczyną i celem oraz towarzyszem wypełniając pięknem detali przepływ momentów.
Wystawę
fotografii przygotowuję począwszy od zamysłu w maju, poprzez
uszczegółowienie agendy przedwczoraj w szefem Góry Mediów, gdzie
przestrzeń wystawową rezerwuję przez cały wrzesień na tropikalną
egzotykę w moich oczach. Zaproszenie i plakat w przyszłym tygodniu,
wydruk fotografii w ostatnim tygodniu sierpnia. Wybrane prace zostają
zawieszone 2 września, zaś wernisaż w tydzień potem, w poniedziałek
9.09.2019. Tego dnia opowiadam wszelkie aspekty mojej podróży tym samym
domykając pierwszy sezon na przygodę pt. “pokaż mi swoje piękno”.
Teraz
W środę wieczorem w porze zachodzącego słońca wypijam ostatni w pięciu łyków napoju, stanowiący kwintesencję kwiatu imieniem wrotycz - taki ładny żółty wpadł mi w oko na łące pod lasem po drodze i zasugerował eksperyment oczyszczający ciało. Ufff... i słyszę w sobie pochwałę dla Honey Jacka D., którego charakterna słodycz zgrabnie równoważy ziołową gorycz . Włączam lampkę żółtego ciepłego światła, które otula szarość chłodnego zdominowanego deszczem dnia. To zaskakujące zjawisko lipcowego lata bliższego wiosennym temperaturom, jeno nagrzana czerwcowymi upałami ziemia łagodzi podmuchy północnego wiatru
Zielona Góra 11.07.2019, deszczowy piątek
Ogarniam
się, i choć poruszam się w alogicznym ciągu zapadania się w nicość i
przypominania sobie o sobie, że istnieję i co jest d/z (do zrobienia).
Każde uzmysłowienie sobie czegoś weryfikuje ‘tak lub nie - chcę lub nie
chcę - moje lub nie moje’. Co chwilę zmieniam zdanie lub nie mam zdania
co doprowadza mnie do stanu permanentnego zawieszenia. Płynę z tym, co i
jak jest, czując przepływ w porządku i równolegle osobliwy dyskomfort,
który od czasu do czasu doprowadza mnie do granicy ‘miotania się w sobie
ze sobą’, gdzie już tylko odpuszczam. Bo mogę... bo wywaliłam się poza
ramki ambicji, planu, bo mam w sobie przyzwolenie na ignorancję i
bezmyślność, bo z życzliwości dla swej kruchej miękkiej czułej i
wrażliwej sensualnej człowiekowatości ufam sobie absolutnie i to
zaufanie stanowi fundament, na którym stoję mocno swoimi łapkami.
Jakość okoliczności manifestuje, że można pozostawać coraz więcej poza
tym, co znane, oswojone, oczywiste.
Na
porządku ostatnich pięciu dni dwa białe kotki. One kotwiczą pewien
ludzki aspekt, który niteczek zakotwiczenia potrzebuje; dwa sierściuszki
określają granice poruszeń i grzeją skrawki mojego ciała; w zależności
od sytuacji układają się obok głowy, na stopach podgryzając palce dla
zabawy, na krześle po obu stronach wtulone w pośladki: Yin/Yang... Oto
doświadczenie przesuwające moją aktywność od wielorakich dystrakcji ‘na
mieście’ do jednego miejsca tutaj, gdzie właśnie jestem i oboje kotowate
czujne, by każdy moment wykorzystać dla zaspokojenia naturalnego
łakomstwa. Masło? Jajko? Orzeszki? - bez wahania znajdą drogę by się doń
zbliżyć spróbować przechwycić, jednym słowem: upolować. Fajne to nasze
spotkanie, magiczne, tajemnicze, a znaczenia wielowymiarowe, tak czy
siak, dla przyjemności.
Ciasteczka
kokosowe: pomysł i pachnąca realizacja. Kąpiel. Angielski. Francuski.
Rozmowa telefoniczna i whatsAppowa, gdzie żartobliwie i z dystansem do
niezrozumiałości zjawisk, dla których odpowiedzią jest przenikliwe
wejrzenie w naturę tego, co widać tak, że jawi się czymś innym niż
powszechne mniemanie, kiedy znika potrzeba inwazyjnej naprawy sytuacji i
pojawia się ulga zrozumienia: tak też może być, nawet jeśli cholernie
nie tyle irytuje co boli, a nawet rani. Perspektywa ta obnaża źródło i
cel doświadczenia: ja ja ja... gdzie tylko ja wyłącznie ja twórca w
ramach swej życzliwej odpowiedzialności składam diabelski uśmiech w
podarunku, całus w ‘berek ze sobą samym’. Błyskotliwy prostotą istnienia
człek, niepoprawny mistrz obnażania nie-powagi.
Wieloletni
znajomy nie owijając słów w sreberka, w serduszka i w bibułkę wyraża
swój niepokój a nawet rozczarowanie moim wyborem ‘obserwatora
rzeczywistości ‘ jednym słowem: ignorancja. Zmysł pamięci sugeruje, że
takie określenie mogłoby wywołać do tablicy wartościowanie, dzielenie i
mnożenie na dobre i złe, wzbudzić tzw.‘wyrzut sumienia’, ba, nawet
widzę, jak neurony zasuwają gibko ścieżkami funkcjonalnego kulturowo
algorytmu aktywując ideę właściwie zaangażowanej postawy społecznej iiii
zatrzymuję zgiełk umysłu: tak też może być, lecz to nie moje.
Tak.
Mocą własnej decyzji rozpadł mi się ‘stary świat’, odpadły ściany,
okna, drzwi, zniknęły fundamenty. Oddycham, a więc istnieję. Praktykuję
jogę, filiżankę kawy i najpierw jem deser. Mam przy sobie zazwyczaj
termos z gorącą wodą, ZenBook, aparat tele-fotograficzny, paszport oraz
kilka plastikowych kart w tym dwie bankowe. Mam w sobie niedookreśloną
wizję istnienia człowieka i absolutne sobie zaufanie - jedyny fundament
tego świata, który otwiera się we mnie przede mną za mną nade mną i
poprzez każdy mój ruch.
Dori_Round_Around
Na pierwszy rzut oka rzeczywistość dookoła grawituje w te same ludzkie opowieści marzenia sny dramaty (powszechna świadomość robi swoją robotę), jednak samo-świadomość jak kret wciąga człowieka w głąb każdego doświadczenia i za niski murek obserwatora samego siebie, co zmienia perspektywę, otwiera możliwości, mnoży interpretacje i już na zawsze nie jest ani ‘normalnie’ ani ‘poprawnie’, ba, już na zawsze wszystko jest w absolutnym porządku. Do zaufania dołącza przyzwolenie, co tworzy wrażenie poddańczej/bezwolnej zgody na nieuniknione, a co w rzeczy samej jest otwartością na wielowymiarowego samego siebie, sposobem siebie prowadzenia, obejmowania, zaopiekowania sobą, a komunikatorem pomiędzy wymiarami siebie są uczucia. Tak, to ‘gruba rzecz’ - ogromne wyzwanie, tym większe, że dochodzi wiedzenie siebie jako jedynego Twórcy swego świata. Oto bóg który zapragnął doświadczenia samotności i wielu innych fajnych ludzkich pomysłów. Jeno poprzez człowieka i jako człowiek. Tak, to grubaśna sprawa i należy wyłącznie do mnie. Niech się układa po swojemu. Tymczasem pora na sen.
Dobranoc.
uwielbiam fakt, że istnieję i że czuję nadal radość tuptania aleją Flamboyant - aleją czerwonych drzew w Bambous po zachodniej stronie wyspy Mauritius.
uwielbiam fakt, że ON istnieje
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz