30 października 2009

zaufaj i ufaj

.


Wróciłam przed chwilą z herbaciarni, spełnionego marzenia Małgosi. W jesienne wieczory to wymarzone miejsce, pełne magicznego ciepła i babcinych zapachów, koronek, filiżanek, dzbanków, rozproszonego światła lamp, drewna, starych foteli. Zdjęłam fotografie. Uporządkowałam teren po sobie, żeby zrobić miejsce na malarstwo, kolejną prezentację swoistego rękodzieła. Kiedy już wszystko wylądowało w samochodzie zamówiłam herbatę Mały Książę. To mieszanka herbat: czarnej, zielonej, rooibosa, skórki z pomarańczy, rodzynek. W smaku gęsta, miodowa, słodka, z delikatną goryczką w tle.
Zajęłam miejsce ulubione przez klientów, bo trochę odosobnione, z dwoma fotelami, w których można przytulnie zapaść się. Przypomniało mi się, że ostatnio siedziałam tutaj dwa i pół roku temu, w czerwcu, w sobotnie wczesne popołudnie, na spotkaniu z Joasią. Tłumaczyła mi wówczas, że warto dla swojego dobra odpuścić, nie mocować się z tym, co nieuniknione, przesądzone. W około dwa tygodnie potem, po dosłownym przebudzeniu olśnienie - zrozumiałam jej rację, ale w tym dniu płakałam z przerażenia. Nie byłam gotowa na gwałtowne zmiany (atrybutem ludzkiej natury jest opór przez nieoczekiwaną zmianą i każdy człowiek nie jest na nią gotów, ufff, no to jestem usprawiedliwiona, chłostanie zostawiam na inną okazję:))).
W rok później zostawiła mi, na zakończenie spotkania i na całe życie, słowa: nigdy nie pytaj dlaczego. Zaufaj i ufaj. Po prostu. I zmarła. Czterdziestokilkuletnia piękna dziewczyna. Kilka dni temu odbył się rocznicowy wieczór z publikacją jej tekstów. Pisała, dużo pisała. Była i jest moją nauczycielką jogi. Codziennie, kiedy wykonuję asany powitania słońca, czuję jej ciepłą, spokojną obecność.
Smakując herbatę w ciszy muzy smooth cafe zobaczyłam miniony czas jak na zwolnionym filmie. Z ulgą stwierdziłam, że ułożyło się zdumiewająco dobrze. I odetchnęłam po dzisiejszym, nieoczekiwanie emocjonalnym, dniu.
Czasem zdarza się tak, jak w ostatnich scenach pułapki na Kramera w filmie 'Vabank riposta', że ktoś usilnie włącza tę samą zdartą płytę i nie wiadomo, co z tym zrobić, bo ona gra i gra, i się zacina w tym samym miejscu, a echo to powtarza. Irytacja, napastliwość, bezbronność, zmęczenie, to wybuchowa mieszanka emocji. I wybuchłam, jak zwyczajna, pełna słabostek, kobieta. A potem oddałam płytę właścicielowi, bo już nie mam ochoty na zaprzeszły repertuar.
Hmmm...
To chyba Ewa, onegdaj, użyła malowniczego opisu tendencji nieustannego analizowania tego, co bezpowrotnie minęło. Zwykle jest tak, że po zrobieniu kupy zamykamy sedes i spłukujemy jego zawartość. Wiadomo, oczywiste. Wyobraź sobie, że zamiast tego, odwracasz się i zaczynasz w tym wszystkim zapamiętale i uparcie grzebać. Jakie efekty może przynieść nieustanne grzebanie w gównie?

Przekonałam się na własnej skórze, że umiłowanie grzebania dzieli ludzi, oddala od siebie. Nie można na tych pachnąco-cuchnących przywiązaniach czegokolwiek zbudować. Ciągnie się jak ogon nieporozumienie, bo jedno żyje Tu, a drugie żyje Tam.

Czasem mam pragnienie porozmawiać z Joasią. Potwierdzić głębokie przeczucie, jak wygląda codzienny ludzki świat z perspektywy drugiej strony rzeczywistości. A może wystarczy wsłuchać się w ciszę, żeby to usłyszeć? A może dzbanek ajuwerdycznej herbaty do łóżka?

:)


Foto: KL

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...