No więc tak.
Przyjechała Grażynka.
Pani manager w sieci sklepów Qiucksilver Rossignol, co lubi swoją pracę tak samo jak ja swoją.
Postanowiłam wykorzystać jej magiczne zdolności swobodnego poruszania się w roli zakupocholiczki, jak niektórzy komentują jej pasję wyszukiwania rarytasów, a że zna temat od podszewki, to oczywiste.
Ja nie lubię zakupów, ba, bardzo nie lubię zakupów: szukania, grzebania, zastanawiania się, przymierzania, brrr... Jak już mus to mus: idę, patrzę i rozbieram manekina, co mi ewentualnie wpadnie w oko.
Dlaczego tak już mam? Mamuśka nie wie, ja nie wiem. Nie doszukałam się przyczyny zjawiska niechciejstwa tam, gdzie kobiety czują się jak ryba w wodzie.
Jakaś taka niewydarzona jestem ku rozpaczy mojej córki, co mnie prośbami jak wołami ciągnie, żebym ewentualnie z nią, jak inne 'normalne' mamy z córkami, tu i tam poszła, spojrzała, wyszukała i takie tam.
Najbardziej z takich wypadów wychodzi nam kino i desery lodowe, reszta jak kot zapłakał, dyskwalifikacja.
Przyszedł czas zmienić swoje nawyki w tej mierze. Wszystkie elementy układanki ułożyły się znakomicie. Kilka dni temu pod naporem argumentów niezwykłej czarownicy Eli złożyłam uroczyste przyrzeczenie, że będę myśleć przez ściśle określony czas tylko o sobie, zadbam o siebie i takie tam babskie sprawy i sprawki, ale o tym narazie cicho sza, żeby nie wybiegać przed peleton :)
Podpisałam cyrograf i, albo stos, albo odkrycie w sobie potrzeb dziewczynki, kobietki, i nie ma zmiłuj się.
Jak to się ma do mojej o 6 lat młodszej siostrzyczki?
Przystąpiłam do działania wykorzystując jej obecność.
Jak mogę rozpuścić siebie? No jak? Na początek radośnie i swawolnie połazić po sklepach, przymierzać, znaleźć coś dla siebie, poczuć się jak lazy-happy-girl. Nie trzeba od razu kupować, bo nie o to chodzi. Odnajdywanie, odkrywanie, przyglądanie się sobie, dosłownie i w przenośni jak w lustrze, to jest dopiero ubaw. Skoro sama tego nie potrafię, to zrobimy to we dwie, bo gdzie znajdę lepszego nauczyciela: kobieta w każdym calu, na dodatek znamy się od urodzenia.
No i zaczęła się jazda obowiązkowa.
Obleciałyśmy prawie cały Focus: flirt, kokieteria, makijaż, kostiumy, buty, bielizna, tu rabat, tam promocje, próbeczka tego, zapach tamtego. W większości sklepików ciasno, gęsto i za dużo; nie kumam jak można znaleźć cudo dla siebie w ścisku na wieszakach. Obydwie podzielamy pogląd, że ciuchy, na które warto spojrzeć, i które na nas czekają, mają swoje miejsce na 'oddech'.
Podsumowując: zaznaczyłam na mapie pamięci cztery schludne sklepy, gdzie będę od czasu do czasu zaglądać, nie wliczając kafeterii. Tak oto, po raz pierwszy, z przyjemnością, z ciekawością, bez pośpiechu, bez spinania, rozluźniona, spenetrowałam nasze miejskie centrum handlowe i już wiem, gdzie i co i jak można kupić. Spodobało mi się, co chyba dobrze rokuje.
C.N.D.
Ps.
dopieszczanie siebie to: gotowana kawa plus pieczone jabłka plus kawałek orzechowca plus ogień w kominku i scrabble we czwórkę
Pss... oraz pogaduchy w łóżku z butelką białego wina
Przyjechała Grażynka.
Pani manager w sieci sklepów Qiucksilver Rossignol, co lubi swoją pracę tak samo jak ja swoją.
Postanowiłam wykorzystać jej magiczne zdolności swobodnego poruszania się w roli zakupocholiczki, jak niektórzy komentują jej pasję wyszukiwania rarytasów, a że zna temat od podszewki, to oczywiste.
Ja nie lubię zakupów, ba, bardzo nie lubię zakupów: szukania, grzebania, zastanawiania się, przymierzania, brrr... Jak już mus to mus: idę, patrzę i rozbieram manekina, co mi ewentualnie wpadnie w oko.
Dlaczego tak już mam? Mamuśka nie wie, ja nie wiem. Nie doszukałam się przyczyny zjawiska niechciejstwa tam, gdzie kobiety czują się jak ryba w wodzie.
Jakaś taka niewydarzona jestem ku rozpaczy mojej córki, co mnie prośbami jak wołami ciągnie, żebym ewentualnie z nią, jak inne 'normalne' mamy z córkami, tu i tam poszła, spojrzała, wyszukała i takie tam.
Najbardziej z takich wypadów wychodzi nam kino i desery lodowe, reszta jak kot zapłakał, dyskwalifikacja.
Przyszedł czas zmienić swoje nawyki w tej mierze. Wszystkie elementy układanki ułożyły się znakomicie. Kilka dni temu pod naporem argumentów niezwykłej czarownicy Eli złożyłam uroczyste przyrzeczenie, że będę myśleć przez ściśle określony czas tylko o sobie, zadbam o siebie i takie tam babskie sprawy i sprawki, ale o tym narazie cicho sza, żeby nie wybiegać przed peleton :)
Podpisałam cyrograf i, albo stos, albo odkrycie w sobie potrzeb dziewczynki, kobietki, i nie ma zmiłuj się.
Jak to się ma do mojej o 6 lat młodszej siostrzyczki?
Przystąpiłam do działania wykorzystując jej obecność.
Jak mogę rozpuścić siebie? No jak? Na początek radośnie i swawolnie połazić po sklepach, przymierzać, znaleźć coś dla siebie, poczuć się jak lazy-happy-girl. Nie trzeba od razu kupować, bo nie o to chodzi. Odnajdywanie, odkrywanie, przyglądanie się sobie, dosłownie i w przenośni jak w lustrze, to jest dopiero ubaw. Skoro sama tego nie potrafię, to zrobimy to we dwie, bo gdzie znajdę lepszego nauczyciela: kobieta w każdym calu, na dodatek znamy się od urodzenia.
No i zaczęła się jazda obowiązkowa.
Obleciałyśmy prawie cały Focus: flirt, kokieteria, makijaż, kostiumy, buty, bielizna, tu rabat, tam promocje, próbeczka tego, zapach tamtego. W większości sklepików ciasno, gęsto i za dużo; nie kumam jak można znaleźć cudo dla siebie w ścisku na wieszakach. Obydwie podzielamy pogląd, że ciuchy, na które warto spojrzeć, i które na nas czekają, mają swoje miejsce na 'oddech'.
Podsumowując: zaznaczyłam na mapie pamięci cztery schludne sklepy, gdzie będę od czasu do czasu zaglądać, nie wliczając kafeterii. Tak oto, po raz pierwszy, z przyjemnością, z ciekawością, bez pośpiechu, bez spinania, rozluźniona, spenetrowałam nasze miejskie centrum handlowe i już wiem, gdzie i co i jak można kupić. Spodobało mi się, co chyba dobrze rokuje.
C.N.D.
Ps.
dopieszczanie siebie to: gotowana kawa plus pieczone jabłka plus kawałek orzechowca plus ogień w kominku i scrabble we czwórkę
Pss... oraz pogaduchy w łóżku z butelką białego wina
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz