14 listopada 2009

We've still got time

Odleciałam jak latawiec nad morskim klifem. Czuję w sobie niczym ograniczoną przestrzeń. Cicho i ciepło. Naturalnie. Bezpiecznie. Zakorzeniona w ludzkiej prostej codzienności. W czym rzecz?
Właśnie obejrzałam ONCE Johna Carneya, w całości. Wczoraj otrzymałam od Piotra zaproszenie do tego obrazu. Zakukałam na you tuba, posłuchałam oskarowej piosenki 'falling slowly', przeczytałam zajawki, jednocześnie zapuściłam czułki na łączach netowych, żeby nabyć film do osobistego wielokrotnego użytkowania. Dwie godziny temu wrzuciłam płytkę do odtwarzacza i zasiadłam w towarzystwie 33letniego białego wina. Z tej strony moja ciekawość, uważność. Po drugiej stronie muzyka i słowa. Przepłynęłam łagodnie.
Urzekła mnie magia stąpająca mocno po ziemi. Niesamowite, że to jednak się wydarza. Częściej niż od czasu do czasu. Przypomniałam ją w sobie, poczułam jej wibracje. Marzyć i kochać to, co najbardziej się kocha i ciągle z tym być: nad oceanem, spacerując w pidżamie nocą, podczas jazdy motorem, podczas naprawiania odkurzacza, śpiewając, rozmawiając, płacząc, wtulając się w poduszkę i otwierając oczy do nowego dnia.

Mam ochotę zasłuchać jeszcze raz melodii i słów. Wina wystarczy na dwoje.
Foto: google

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...