.
Zaczęło się od wczorajszego przedpołudniowego przejaśnienia. Zmieniło się powietrze z wilgotnego na suche i mroźniejsze. Pogodynka z pewnością opisała by to ostatnie zjawisko jako front polarny. Na efekty długo nie trzeba było czekać, bo wystarczyło wyjść z pracy nocą o 17.30 (sic!) i zeskrobywać namiętnie z szyb samochodu grubą warstwę szronu. Zmarzł nos, uszy i zesztywniały palce dłoni. Zmrożona trawa, rozbielone samochody na parkingach i czarne jak smoła niebo z kalejdoskopem gwiazd. Wieczór z księżycem po drodze, gorąca zupa, ogień w kominku, emocjonalna rozmowa z synem, relaksujące spotkanie z kosmetyczką i długi spokojny sen. Księżycowa pełnia w oknie to najlepsza pobudka na dobry nowy dzień.
Ps.
Na noc okryłam samochodzik polarowym kocem. Nie tylko było mu cieplej, ale rano był gotów do jazdy. To się nazywa pomysł racjonalizatorski, zamiast uporządkowanego garażu. Ciii.... To tak między nami leniwcami :)
Pss.
Słoneczno-księżycowy dzień zimowy rozwija się...
3 grudnia 2009
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz