...
Dziś pobudka łatwiejsza, bo o siódmej oczy szeroko otwarte ze zdumienia: biało! Świeża warstwa puchu przykryła zszarzały świat. Samochody zasypane, drogi zasypane i śliskie: powrót zimy zaskoczył wszystkich, kierowców i drogowców. Nic nie wskazywało na tak gwałtowną zmianę pogody. Mróz szczypał wieczorem solidnie i zwykle taki mróz nie pozwala zbliżyć się śniegowym chmurom. A jednak...
Kolejna niespodzianka dzisiejszego dnia? Wychodzę z pracy nieco wcześniej na spotkanie z lekarzem, a z nieba pada deszcz, solidny, bo rzęsisty. Po śniegu pozostało wspomnienie. Po prostu pada, a ciepłe, mokre powietrze dmucha po policzkach. Dotarłam na miejsce zmoknięta jak kura w wełnianym płaszczu, a po drodze równie dziwny krajobraz, ni to jesienny ni to zimowy, takie nie-wiadomo-co.
W kilka godzin później, z jeszcze gorącą szarlotką dla Małgosi w herbaciarni, wskoczyłam w samochodzik, żeby nie zmoknąć po raz wtóry. Jadę ja sobie, a na szybach obserwuję coś, co przypomina scenę szklanego biurowca z Matriksa. Jest to nawet ładny obrazek, o ile delektuję się nim wirtualnie lub jadę co najwyżej 10 km w deszczu, gdyż nieco zużyte wycieraczki przyprawiają skrobaniem i chrobotaniem o kolorowy zawrót głowy, czyli krótko i węzłowato: wkurzają jak cholera. Wniosek: albo zmienić wycieraczki, albo zmienić samochód, albo uśmiechnąć się do parasola kontynuując spacerologię w deszczu. Na co by się tutaj zdecydować? Hmmm... Pomyślę o tym jutro, bo dziś mam ochotę na tiramisu i na film.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz