...
Słucham, po raz kolejny i jeszcze raz: most dwojga serc. Tak, zdecydowanie nie umiem żyć sama, będąc niczyja. Mam poczucie, jakby moje życie nie miało pełnego sensu. Z Kają i z Oskarem jest mi dobrze, uwielbiam bycie mamą; macierzyństwo to najpiękniejszy dar bezinteresownej miłości i czuję, jak dzieciom jestem potrzebna. Bycie potrzebnym sprawia, że do czegoś zmierzam, realizuję zadania, a one uczą nowych umiejętności, przynoszą satysfakcję, Z tego powodu lubię też swoją pracę, codzienne wyzwania.
Suma sumarum jest mi dobrze ze sobą, z moim życiem. Z tym, co do mnie puka i przychodzi, proszone, bądź nieproszone, płynę łagodnie lub burzliwie, ale nie czuję się spełniona, nie czuję się szczęśliwa.
Dotyk, spojrzenie, rozmowa, ... miliony drobiazgów razem i osobno, które tworzą magiczną aurę Pełni, jedności z mężczyzną - tego pragnę całą sobą. Czasem mam poczucie, że ktoś większy ode mnie zdecydował, żeby mi to odebrać pozostawiając jeno puste pragnienie. Czuję bezsilną złość, żal i bezradność.
Co ciekawsze, wiem już, że ten ktoś większy jest częścią mnie. Cóż za groteskowe odkrycie! Nic tak skutecznie nie zwala z nóg, jak wiedza, że sobie samemu można się skarżyć, zawdzięczać, dziękować.
Mam ochotę krzyczeć. Jestem w swoim pokoju jak na bezludnej plaży, gdzie mogę krzyczeć bez oporu, bez udawania, że jestem fajna i spokojna i dojrzała i odpowiedzialna. Na bezludnej plaży mogę być niegrzeczną dziewczynką i kobietą, która ma prawo do słabości i do łez.
Pięknie tutaj...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz