.
Ufff... Czuję się rozkosznie zmęczona, tak bardzo, że aż mnie to bawi. Ułożyłam w łóżeczku obolałe ciało i nie bardzo mam ochotę na przedsenny spacer do łazienki, żeby umyć zęby. Dzień pełen zdarzeń na tyle, że mogłabym tydzień cały nim obdzielić. W pracy dużo spraw do zrobienia: emocjonalnie, z odrobiną wysokiego napięcia, rozmowy, dysputy, spory, kompromisy, balansowanie pomiędzy alternatywnymi rozwiązaniami, decyzje. Yeah... Pojawiały się kolejne tematy jak grzyby po deszczu, a i zaplanowanych było kilka wysokiego lotu, więc chwilami robiło się ciasno, niecierpliwie.
Z nowinek? Obwieszczam, że dziś zakopałam się w śniegu, podwójnie, bo zwały śniegu z wczoraj i jeszcze starszego zaczęły topnieć, powoli, więc samochodziki się zakopują chętniej niż w mroźny czas. Przygoda spotkała mnie na peryferiach miasta, gdzie odwiozłam 'czwarte moje dziecko' do domu. Do takich miejsc pług śnieżny nie nadąża dojechać, wiec wożę łopatę w samochodzie - w tym roku jest to niezbędny element każdego zielonogórskiego kierowcy. Prócz łopaty przydają się dwie męskie ręce do popchnięcia i wypchnięcia auta z kolein. Przygoda pochłaniająca sporo energii - dzięki Piotrek za pomoc.
Wydarza się zimowy, malowniczy czas, który domaga się uważności, bo miasto przeobraziło się w wielki labirynt utkany z wielu tuneli: ulic wykopanych spod śniegu, ulic wyglądających jak szwajcarski ser (wysyp dziur!!!). Zaspy na poboczach przypominają bandy na torach wyścigowych. Jest ładnie, biało, żyje się ciut wolniej z nutą zniecierpliwienia, i co najfajniejsze, można chodzić na sanki, bawić się śnieżkami i lepić bałwany, ba, gromady bałwanów.
Z nowinek? Obwieszczam, że dziś zakopałam się w śniegu, podwójnie, bo zwały śniegu z wczoraj i jeszcze starszego zaczęły topnieć, powoli, więc samochodziki się zakopują chętniej niż w mroźny czas. Przygoda spotkała mnie na peryferiach miasta, gdzie odwiozłam 'czwarte moje dziecko' do domu. Do takich miejsc pług śnieżny nie nadąża dojechać, wiec wożę łopatę w samochodzie - w tym roku jest to niezbędny element każdego zielonogórskiego kierowcy. Prócz łopaty przydają się dwie męskie ręce do popchnięcia i wypchnięcia auta z kolein. Przygoda pochłaniająca sporo energii - dzięki Piotrek za pomoc.
Wydarza się zimowy, malowniczy czas, który domaga się uważności, bo miasto przeobraziło się w wielki labirynt utkany z wielu tuneli: ulic wykopanych spod śniegu, ulic wyglądających jak szwajcarski ser (wysyp dziur!!!). Zaspy na poboczach przypominają bandy na torach wyścigowych. Jest ładnie, biało, żyje się ciut wolniej z nutą zniecierpliwienia, i co najfajniejsze, można chodzić na sanki, bawić się śnieżkami i lepić bałwany, ba, gromady bałwanów.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz