.
Siedziałam dziś za biurkiem pracowym zmarznięta, coraz bardziej i bardziej drętwiałam. Nie pomogły kubełki yerba mate, rozgrzewające przełyk, ale nie ciało. Nie pomogło nawet 3 godzinne zasiedzenie na telefonie w biurze szefa, gdzie ustawiłam klimatyzację na 26 stopni. Ani trochę lepiej. Rozmarzyłam o zupie meksykańskiej, która została przyjęta z aplauzem, kiedy to Agnieszka zawiesiła na swoim pysznym blogu przepis na jednogarnkowe znajome rozmaite Coś.
I już wiedziałam czym będziemy pieścić podniebienie przez najbliższe dwa dni.
Zakupy potraktowałam jak rytuał. Odwiedziłam ryneczek, bo i gdzie w pobliżu domu znalazłabym świeżutki imbir i cukinię? Tylko tam. W jednej ręce torebka i torba z notatnikiem, kalendarzem, książka 'na szelki wypadek', a w drugiej wypełniona po brzegi szara papierowa torba pełna zielonego, czerwonego, żółtego... i pachnącego.
Co się potem działo? Oto opowieści pełne kolorowej treści na fotografiach.
Siedziałam dziś za biurkiem pracowym zmarznięta, coraz bardziej i bardziej drętwiałam. Nie pomogły kubełki yerba mate, rozgrzewające przełyk, ale nie ciało. Nie pomogło nawet 3 godzinne zasiedzenie na telefonie w biurze szefa, gdzie ustawiłam klimatyzację na 26 stopni. Ani trochę lepiej. Rozmarzyłam o zupie meksykańskiej, która została przyjęta z aplauzem, kiedy to Agnieszka zawiesiła na swoim pysznym blogu przepis na jednogarnkowe znajome rozmaite Coś.
I już wiedziałam czym będziemy pieścić podniebienie przez najbliższe dwa dni.
Zakupy potraktowałam jak rytuał. Odwiedziłam ryneczek, bo i gdzie w pobliżu domu znalazłabym świeżutki imbir i cukinię? Tylko tam. W jednej ręce torebka i torba z notatnikiem, kalendarzem, książka 'na szelki wypadek', a w drugiej wypełniona po brzegi szara papierowa torba pełna zielonego, czerwonego, żółtego... i pachnącego.
Co się potem działo? Oto opowieści pełne kolorowej treści na fotografiach.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz