.
Rajskie jabłuszka dojrzały w ciągu jednego tygodnia. Wystarczyło trochę słońca, nawet tego spomiędzy chmur, żeby zielone zamieniło się najpierw w żółte, potem pomarańczowe, a w końcu czerwone. Przepięknie kontrastują z zielenią liści sąsiednich roślin: zimozielonego bluszczu, laurowiśni, magnolii.
Tylko światło niedzielnego poranka potrafi nadać rozpiętej siatce pajęczyny magiczny wymiar, i tylko przez okno z kuchni widać tak, jak widać.
Pewnego dnia wymarzyłam dla siebie widok z kuchennego okna na jabłonie z maleńkimi jabłkami. Mam tę przypadłość od dzieciństwa - po prostu uwielbiam patrzeć na nie, dotykać, obserwować, jak się kształtują, przemieniają z kwiatu w owoc. Ten proces aktywuje w mojej duszy uczucie proste i czyste, wyciszoną radość i wzruszenie, coś, co mnie zatrzymuje, a w tym zatrzymaniu czuje się dobrze.
Okno w kuchni jest duże, otwarte na wschodnią stronę świata, otwarte na osiedle, na drogę, na przechodniów. Po jednej i po drugiej stronie prowadzę dwie różne jabłonie. Obydwie kwitną co drugi rok i na przemian owocują. Pomiędzy nimi, u podnóża okna, ciemnozielona laurowiśnia układa swoje gałęzie tak, jak otwarte dłonie, co dają i biorą, a po ścianie wspina się bluszcz, którego ekspansywność delikatnie powstrzymuję.
Tuż obok, w kierunku dachu nad drzwiami wejściowymi, po łańcuchu wije się niezdecydowany milin - czy w przyszłym roku zakwitnie, powędruje wyżej? Czuję, że w rzeczywistości zaczaruje mnie tak samo, jak w wyobraźni.
Jest jeszcze kosodrzewina i pięknotka, i japoński klon i jukka ogrodowa, i jasnozielona laurowiśnia z mięsistymi jak z wosku liśćmi, i ...
No właśnie! Niech wszystkie rosną jak najpiękniej i cieszą moją duszę - zmykam do łóżka
dobranoc
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz