.
a wieczorem, już po zachodzie słońca, mgła, mgła, mgła...
Nieco ciszej dziś. Spokojniej. Przechadzka w godzinach pracy na pocztę i po zakupy do regeneracji kwiatów, to wykorzystana szansa na oddech na świeżym powietrzu. Słońce skryło się za chmurami, i tylko przenikliwy chłód oraz przyjemny zapach liści i drzew przygotowujących się do zimy. W sobotni wieczór pachniało dymem i będzie go coraz więcej. Przywołuje w pamięci czas wykopków i palonych badyli ziemniaczanych. Jak one się nazywają? Już nie pamiętam. Aj! I jeszcze czas pieczenia ziemniaków. A może by tak, hmmm... kupić i upiec w kominku?
Popołudniowy spacer przez park obok amfiteatru na spotkanie w liceum. Przechadzka dwóch kobiet w ciszy i we mgle. Wracałam już sama, załatwiając sprawy 'po drodze' - klasyka gatunku w planie dnia kobiety uprawiającej kilka zawodów na raz. Dziś, klucząc uliczkami tu i tam, czułam na policzkach kropelki mgły, pierwszej tak gęstej tej jesieni. Widoczność ograniczona do kilkunastu metrów, a światła lamp ulicznych pogłębiały magię krajobrazu. W takich warunkach przyrody przyjemnie niespieszącym się przechodniem być.
Wykonałam zamówienie na gorącą herbatę... i już grzeje łapki, i już jest ciepło. Przytulnie. Podsłuchuję angielskie konwersacje Kai i Josepha, przeglądam pocztę i odpisuję. Powoli, zwyczajnie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz