5 października 2010

ten ostatni raz

.


Późny wieczór. Za oknem w ciemnościach hula wiatr, a dzwonki wietrzne dzwonią swoje melodie. Mija dobry dzień, zapracowany, satysfakcjonujący, jedyny w swoim rodzaju, bo nigdy się nie powtórzy.

Wybrałam się dziś na spotkanie rodziców z ciałem pedagogicznym do jedynki, czyli do Kai liceum. Przygotowania do matury, przygotowania do studniówki. Tradycyjny kołowrotek zdarzeń - ostatnie takiego rodzaju doświadczenie w matczynym laboratorium... Już już postanowiłam skończyć ze społecznym udzielaniem się. Nazbierałam dyplomów wdzięczności i wystarczyłyby ich na moje jedno życie, gdyby nie to, że moja dziewczynka delikatnie wplotła w swój sms o zebraniu sugestię, że byłoby fajnie, gdybym zechciała pomóc w organizacji. A czemu nie? Będzie fajnie! Większość czasu spędzałam w klasie Oskara, to na samiutki koniec podziałam i dla Kai - pomyślałam, a wychowawczyni jakby usłyszała moją zgodę, spojrzała na mnie, i stwierdziła, że z doświadczeniem przydam się. Ha... cóż to za praca!? Wszystko jak na tacy podane. My rodzice jesteśmy w tym wszystkim do ozdoby i ... negocjowania cen. Dla własnej satysfakcji. Dawno temu trzeba było się sporo napracować, by bal był udany; mamuśki gotowały, kelnerowały, tatuśkowie pomagali w dekoracji sali, a teraz... wyluzowani umawialiśmy się na spotkanie z szefem sprawdzonego w minionych latach cateringu, żeby omówić szczegóły menu i DJ-em, o którym prawie wszyscy wiedzą, że jest znakomity. Zapowiada się przyjemne wydarzenie towarzyskie, żeby spiąć w całość wszystkie elementy, ot co!

A po drodze, nieopodal amfiteatru, spotkałam dąb pośród wielu innych dorodnych dębów. Przepięknie przebarwiony, urzekający, mimo iż słońce schowało się za grubymi warstwami szarych chmur.

cdn

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...