.
Wystawiłam na sprzedaż ostatnie, najważniejsze w swoim czasie, wypatrzone, wyczekane, książki: Heidegger, Gadamer, Nietzsche, Arystoteles, Hegel, Platon. Chcę je oddać innym, bo już ich nie potrzebuje, nie czytam. Minął ich czas. Bezpowrotnie. Wiąże mnie z nimi ogromny sentyment, pamięć zaangażowania w poszukiwanie 'czegoś' i potrzeby znajdowania inspiracji, a to wszystko już było i wplotło się w przeszłość. Przez kilka chwil nosiłam się z zamiarem popełnienia doktoratu, który łączyłby dociekania filozoficzne mistrzów dociekliwości z moją praktyką codzienności, ale ta ogromna chęć rozpłynęła się w powietrzu ku memu zadziwieniu. Idea przewartościowania wszystkich wartości Nietzschego znalazła swoje odzwierciedlenie w moim maleńkim świecie i przemieniła znaczenia dociekań naukowych, opowieści beletrystycznych, historii fantastycznych, artykułów, newsów, wiadomości codziennych, prawdziwych i wymyślonych dramatów, hałaśliwego zgiełku złożonego z myśli i słów splątanych. Dominująca część mnie zapragnęła ciszy pustki, tak, by w niej, jak w zwierciadle zobaczyć tylko siebie.
Czytanie to cudowne doświadczenie światów piszącego. Inspiracja. Pobudzanie wyobraźni. Do dziś pamiętam zapach gazety codziennej, którą zaczytywałam się jako mała dziewczynka, i zapach starych książek z wiejskiej biblioteki wczesnych lat 70tych. Czytanie było dla mnie, i dosłownie i w przenośni, uciekaniem w inną rzeczywistość, schronieniem, błogosławieństwem, przyjemnością. Przez długi czas. Dotarłam niespodziewanie do skrzyżowania, gdzie nagle zniknęła fascynacja kupowaniem książek i zaczytywaniem się, a na jej miejscu, jak czerwony pulsujący neon, pojawiło się zapytanie:
Czym jest dla ciebie kochanie czytanie? Czym jest dla ciebie czytanie rozpraw, opowieści, dramatów, artykułów, historyjek? Powiadasz, że poznajesz inne światy, emocje, przeżycia, wrażliwość, wartości, refleksje, pytania i odpowiedzi, inne perspektywy, inne możliwości, inność - po prostu. No dobrze, rozumiem, że pragniesz poznawać inność, inspirować swoje kreatywne zdolności tworzenia, ale czy znasz swój własny, wewnętrzny świat? Znasz siebie? Odkryłaś swoje zdolności? Powiedz, o czym czytasz z księgi swojego serca? Co wyczytujesz z księgi swoich najgłębszych potrzeb? Jak często spotykasz się i rozmawiasz ze swoją duszą? Kim jesteś? Co czujesz?
Gdzieś, kiedyś, zupełnie niedawno, przeczytałam, że odkrywamy wulkany na księżycu i badamy kamienie z pustyni na Marsie, a nie znamy siebie, własnej duszy.
Znalazłam się w miejscu, gdzie ta prosta prawda objawiła się sama, zwyczajnie i po prostu, i tak, jak książki pochłaniałam, od kiedy nauczyłam się czytać, czyli od zawsze, tak samo zdecydowanie zatrzymałam się i odwróciłam relacje: najczęściej czytam siebie w zetknięciu ze wszystkim, czego doświadczam. Kupuję od czasu do czasu różnego rodzaju przewodniki, po świecie wewnętrznym i zewnętrznym, bo nadal uwielbiam podróżować. Przychodzą do mnie od czasu do czasu lekkie, łatwe i przyjemne książki i kosztuję je... smakują jak przelotny pocałunek. Tak też lubię! A książki, które zostawiłam na półce w swoim pokoju są jak stare, dobre wino, w którym zawsze mogę się rozsmakować, albo oddać dalej.
Rozsmakowywanie stało się moim najnowszym sposobem na codzienność: książek, filmów, uczuć, sytuacji, wyzwań, łez, radości, wątpliwości, niepokoju, spełnienia, słów.
Zamiast czekać, smakuję czekanie. Zamiast gonić, smakuję gonienie. Zamiast uciekać, smakuję uciekanie. Zamiast starać się, smakuję usilne staranie się. Zamiast się bać, smakuję lęk. Zamiast płakać... no nie, nie ma nic zamiast łez, bo kiedy płaczę to płaczę i smakuję łzy, a kiedy się śmieję, to śmieje się każda z kilku milionów mikrokomórek mojego fizycznego i subtelnego ciała.
A książki? Cóż... jest domowa biblioteka. Jeśli ich nie sprzedam to zostawię dla dzieci na górnej półce, gdzie będą zbierać kurz i czekać na swój renesans.
Czytanie to cudowne doświadczenie światów piszącego. Inspiracja. Pobudzanie wyobraźni. Do dziś pamiętam zapach gazety codziennej, którą zaczytywałam się jako mała dziewczynka, i zapach starych książek z wiejskiej biblioteki wczesnych lat 70tych. Czytanie było dla mnie, i dosłownie i w przenośni, uciekaniem w inną rzeczywistość, schronieniem, błogosławieństwem, przyjemnością. Przez długi czas. Dotarłam niespodziewanie do skrzyżowania, gdzie nagle zniknęła fascynacja kupowaniem książek i zaczytywaniem się, a na jej miejscu, jak czerwony pulsujący neon, pojawiło się zapytanie:
Czym jest dla ciebie kochanie czytanie? Czym jest dla ciebie czytanie rozpraw, opowieści, dramatów, artykułów, historyjek? Powiadasz, że poznajesz inne światy, emocje, przeżycia, wrażliwość, wartości, refleksje, pytania i odpowiedzi, inne perspektywy, inne możliwości, inność - po prostu. No dobrze, rozumiem, że pragniesz poznawać inność, inspirować swoje kreatywne zdolności tworzenia, ale czy znasz swój własny, wewnętrzny świat? Znasz siebie? Odkryłaś swoje zdolności? Powiedz, o czym czytasz z księgi swojego serca? Co wyczytujesz z księgi swoich najgłębszych potrzeb? Jak często spotykasz się i rozmawiasz ze swoją duszą? Kim jesteś? Co czujesz?
Gdzieś, kiedyś, zupełnie niedawno, przeczytałam, że odkrywamy wulkany na księżycu i badamy kamienie z pustyni na Marsie, a nie znamy siebie, własnej duszy.
Znalazłam się w miejscu, gdzie ta prosta prawda objawiła się sama, zwyczajnie i po prostu, i tak, jak książki pochłaniałam, od kiedy nauczyłam się czytać, czyli od zawsze, tak samo zdecydowanie zatrzymałam się i odwróciłam relacje: najczęściej czytam siebie w zetknięciu ze wszystkim, czego doświadczam. Kupuję od czasu do czasu różnego rodzaju przewodniki, po świecie wewnętrznym i zewnętrznym, bo nadal uwielbiam podróżować. Przychodzą do mnie od czasu do czasu lekkie, łatwe i przyjemne książki i kosztuję je... smakują jak przelotny pocałunek. Tak też lubię! A książki, które zostawiłam na półce w swoim pokoju są jak stare, dobre wino, w którym zawsze mogę się rozsmakować, albo oddać dalej.
Rozsmakowywanie stało się moim najnowszym sposobem na codzienność: książek, filmów, uczuć, sytuacji, wyzwań, łez, radości, wątpliwości, niepokoju, spełnienia, słów.
Zamiast czekać, smakuję czekanie. Zamiast gonić, smakuję gonienie. Zamiast uciekać, smakuję uciekanie. Zamiast starać się, smakuję usilne staranie się. Zamiast się bać, smakuję lęk. Zamiast płakać... no nie, nie ma nic zamiast łez, bo kiedy płaczę to płaczę i smakuję łzy, a kiedy się śmieję, to śmieje się każda z kilku milionów mikrokomórek mojego fizycznego i subtelnego ciała.
A książki? Cóż... jest domowa biblioteka. Jeśli ich nie sprzedam to zostawię dla dzieci na górnej półce, gdzie będą zbierać kurz i czekać na swój renesans.
Już teraz wiem dlaczego u Ciebie czuję się jak w domu. Już teraz wiem, dlaczego czytając Ciebie, mam wrażenie jakbyś opisywała moje myśli i to co we mnie najgłębiej siedzi. Słowa, które dobierasz z taką precyzją bezbłędnie podpowiadały mi znajomy kierunek, którego nie potrafiłam sprecyzować, ale teraz już wiem, że jest to filozofia, którą ja również skończyłam. Mam wrażenie, że ktokolwiek miał okazję zagłębić się w nią, nie wspominając już o fascynacji, tego świat nigdy już nie będzie taki sam. Filozofia bardzo poszerza horyzonty i zmienia chyba raz na zawsze postrzeganie świata... Zawsze uważałam, że jest to piękna dziedzina nauki, dla niektórych sposób życia i choć dla niektórych jest czystą abstrakcją, nie zmieniłabym kierunku mojego życia, który biegł właśnie przez filozofię :)
OdpowiedzUsuńCzęsto wsłuchuję w siebie i robię podróże do własnego wnętrza. Ciągle odkrywam coś nowego więc nie potrafię powiedzieć, że znam siebie w 100%. Myślę, że tak naprawdę nikt siebie do końca nie zna. Gdy często opisuję karty mej księgi, bywam niezrozumiana, nawet przez najbliższych. A rozmowy z sobą ? Często i gęsto, na spacerach zwłaszcza... Ostatnio szczególnie tego potrzebuję więc dostarczam sobie tego w ilościach nieograniczonych i jest mi tak dobrze ;)
Podoba mi się to rozsmakowywanie :)
A co do książek, przyznaję, że czytam rzadko, ale przy blogach, które potrafią pochłonąć mnie bez reszty, czuję się usprawiedliwiona :)
Asiu,
OdpowiedzUsuństudia filozoficzne skonczyłam w Poznaniu w 2003 roku, pracę hermeneutyczną (Heidegger, Nietzsche, Gombrowicz) pisałam u Prof. Andrzejewskiego i prof. Kubickiego; uwielbiałam te studia, a najbardziej zajecia z Dr Leśniewskim, Prof. Jamroziakową,
te studia poukładały wiele spraw, zburzyły wiele spraw, odsłoniły mnie dla siebie i skrystalizowały, to dobry, burzliwy, twórczy czas, po którym zostało miłe wspomnienie;
wszytko co odsłoniłam jest tym, co jest moją codziennością, bogatszą
moje życie jest czysta hermeneutyką życia, i kiedy siegnełam po 'Bycie i Czas' Heideggera poczułam ze nie mam ochoty na dogrzebywanie się na inne sposoby do czegoś co już we mnie jest, wystarczy wejść w siebie i czuć, bez nazywania,
tylko czując,
nazywanie przenosi w świat słów, gdzie są granice znaczeń, a odczuwanie jest czymś głębszym, wówczas naprawdę można być blisko siebie,
zgadzam sie z Tobą, nigdy nie poznamy siebie na 100%, bo tyle jest do odkrycia, a życie to ciagła przemiana i ciągłe odsłanianie,
zawsze kojarzy mi się w tych porównaniach Ibn Arabi i jego siedem zasłon w procesie odsłaniania tejemnicy istnienia,
odkryciem fascynujacym była dla mnie nie tylko hermeneutyka zycia ale i filozofia gnostyków;
5 lat pracy splotło się w moje życie, które rezonuje na mój sposób, trochę odbiega z utartych szlaków, i dobrze mi z tym,
nareszcie jest mi już dobrze ze sobą,
cieszę się, że i Tobie zdarzyła się przygoda spotkania z duchem mistrzów dociekliwości, zdradzisz mi, który z nich uwiódł cię?
Ja studia ukończyłam w 2005 roku. Nie studiowałam czystej filozofii, tylko komunikację społeczną na WNS (SUM) ale filozofia była kręgosłupem tej specjalności. Z Prof. Andrzejewskim miałam swój pierwszy wykład z teorii i filozofii komunikacji - do dziś pamiętam jak ogromne wrażenie na mnie zrobił. To było jak zderzenie dwóch światów i wstrząsnęło mną bardzo :) Z dr Leśniewskim również uwielbiałam zajęcia, ale najbardziej ceniłam sobie wykłady z Dr Maciejem Błaszakiem, który zabrał mnie w fascynującą podróż przez kognitywistykę. Zaledwie 2 lata studiów wniosły w moje życie niesamowite zmiany – ludzie, których tam poznałam są moimi przyjaciółmi do dziś ale przede wszystkim spojrzenie na świat zupełnie inne, bo szersze, bogatsze i czasem bardziej złożone. Wpływ na to mieli również dr hab. Stefan Frydrychowicz, z którym miałam psychologię komunikacji i dr Artur Jocz – wielki autorytet z filozofii średniowiecznej. Swoją pracę pisałam u prof. dr hab. Danuty Sobczyńskiej, ponieważ zależało mi aby kontynuować temat licencjacki, więc i temat miałam troszkę odbiegający od filozofii, bo pisałam o pochodzeniu rodziny. Żałuję bardzo, że mimo rekomendacji od dr Ewy Czerwińskiej nie opublikowałam swoich wypocin ;)
OdpowiedzUsuńJaki ten świat mały...
:)
OdpowiedzUsuńzapomniałam o Macieju Błaszaku, rewelacyjny umysł, pasjonata, rozmówca i wykładowca, to ostatni rok studiów
mówiąc o gnostykach pominęłam Dr Artura Jocz, bardzo go lubiłam, bo pokazał średniowiecze od piękniejszej, jaśniejszej strony, pamiętam, ze egzamin ustny był dziwny, ale już nie pamiętam, dlaczego
z Panią Sobczyńską zetknęłam się jeno na korytarzu, pamiętam ją :) o Pani Czerwińskiej słyszałam od innych;
aj! zapomniałam o Pani dr Ewie Nowak-Juchacz, polubiłyśmy się;
większości nazwisk już nie pamiętam,
:)
po prostu przeminęło...
w tym małym dużym świecie wszystkie spotkania maja wymiar magii,
lubię taką nieprzypadkowosć
Ehh, jak to miło powspominać... A wiesz, że kilka razy robiłam podejście aby wybrać się na wykłady otwarte dr Błaszaka ? Niestety nigdy to nie doszło do skutku - z lenistwa. I do dziś żałuję, choć tak naprawdę jeszcze nie wszystko stracone, a takich osób, wielkich umysłem i sercem, przyjemnie się słucha :)
OdpowiedzUsuń