11 grudnia 2010

11.12~~ światło między słowami

...

Pada deszcz. Od 10tej rano. Zaczął od subtelnej mżawki w dwie godziny po tym, jak tylko odkopałam domek po całonocnych opadach śniegu i wybrałam się na zakupy. Temperatura w okolicach 2 stopni, więc deszczyk pada i przymarza, co w efekcie daje miejskie lodowisko - wstęp wolny i dobrowolny dla kaskaderów albo zdesperowanych. Do nich zalicza się moje duże dziecko, które najpierw wyskoczyło na mecz Zastalu (moda w naszym mieście, że nie tylko Falubaz jest pupilkiem, ale i Zastalowski zespół ma nastolatkowych zapalonych kibiców), a potem na spotkanie z przyjaciółmi gdzieś, na peryferiach miasta.
Deszcz nadal pokapuje, koty wracają z wieczornego spaceru z mokrym futerkiem, a śniegu coraz mniej.
Tymczasem...
Zaczyn rośnie jak na buzującym zakwasie, więc moja dziewczynka wróci do domu pachnącego chlebkiem. Dom chlebem pachnący to miłe wspomnienie, które zostanie z nią na resztę życia, gdziekolwiek będzie. Dla mnie chleb to jednoznaczne skojarzenie z wyjazdami do babci, która wypiekała okrągłe żytnie bochenki o nieco kwaskowym smaku.
Babciu... dziękuję za inspirację.



Koty beztrosko zasnęły na poduszkach. Czas na lekturę o podróżowaniu w przestrzeni i w czasie do samiutkiego Betlejem.

W roku 1199 od narodzin Jezusa przez dolinę Renu mknie pięć owieczek, dwóch pastuszków, dwa anioły, święty król i dziewczynka z Norwegii. Po drugiej stronie rzeki piętrzy się kościelna wieża. To katedra w Mainzu.

Przystanęli na krótką naradę.

- Musimy przeprawić się przez rzekę - uznał Josza. - Szkoda tylko, ze znów wystraszymy jakiegoś nieszczęsnego przewoźnika, któremu trzeba będzie tłumaczyć, że pielgrzymujemy do Ziemi Świętej.
- Postaramy się to załatwić trochę delikatniej - powiedział Efiriel.
Nagle ożywił się aniołek Umuriel.
- O, tam jest łódź - wykrzyknął.

W następnej sekundzie wzbił się w powietrze i trzepocąc skrzydełkami poszybował na brzeg. Gdy reszta towarzystwa ruszyła za nim, on już nagabywał siedzącego nad wodą mężczyznę.

- Czy mógłbyś nas przewieźć? Idziemy do Betlejem i bardzo nam się spieszy, a musimy zdążyć na urodziny Jezusa. Jesteśmy tu w świętej sprawie, nie myśl sobie, żeśmy jacyś pierwsi lepsi.

Efiriel pokręcił głową. Poszedł do Umuriela i przeprosiwszy gestem nieznajomego, powiedział z naganą w głowie:

- Ile razy trzeba ci powtarzać, ze na początku trzeba mówić: nie lękaj się?


Ale przewoźnik, wyjątkowo elegancki, w długiej czerwonej szacie, wcale się nie przeląkł. Odwrócił się do Elisabet i powiedział:
- Na imię mi Baltazar, jestem drugim mędrcem i królem Saby. Udaję się tam, gdzie wy.

- Wobec tego jesteś jednym z nas - oznajmił Efiriel. - Tym razem - zwrócił się do aniołka - miałeś szczęście. Zawsze jednak musisz mówić na początku: nie lękaj się. Na widok anioła wielu ludzi ogarnia bowiem niesamowity strach, zwłaszcza wtedy, gdy wymachujemy skrzydłami.
- Przepraszam - szepnął Umuriel.

- No, już dobrze.
- Ale czy to dziwne, że się nas tak boją? - powiedział Umuriel. - Jak dotąd nawet kota nie przeraziłem. Wręcz przeciwnie. sam nie wiem, ilu kotom pomogłem zejść z drzewa. Powinny się raz na zawsze oduczyć włażenia na wysokie drzewa. W każdym razie kiedy im się pomaga, ani trochę się nie boją.


fragment z 11 rozdziału Tajemnicy Bożego Narodzenia

c.d.n.

kolorowych snów...


2 komentarze:

  1. Mmmm dom pachnący chlebem, ciastem czy domowym smacznym obiadem to bardzo miłe i pozytywne wspomnienia. Szkoda, że ja takich nie posiadam ale mogę za to sprawić by moje dzieci takie miały :) Miłego wieczoru.

    OdpowiedzUsuń
  2. :)
    no właśnie! możemy sprawić, ze nasze dzieci będą miały pachnące wspomnienia,
    i to jest fajne:)
    dziękuję za komentarz i życzę Ci miłego wieczora

    OdpowiedzUsuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...