...
Pachną pierwsze świąteczne ciasteczka, a za oknem prószy śnieg.
Kaja zapytała:
- Mami, będziemy mieć choinkę?
- Tak, w naszym domku będzie choinka, jak co roku.
Pachną pierwsze świąteczne ciasteczka, a za oknem prószy śnieg.
Kaja zapytała:
- Mami, będziemy mieć choinkę?
- Tak, w naszym domku będzie choinka, jak co roku.
Spacer po świeżutkim puchu wieńczy herbata różana z sokiem malinowym i z dużą ilością cukru trzcinowego. Porządkuję myśli, układam w głowie krótkoterminowy plan na trzeci tydzień Adwentu, wszak już półmetek przedświątecznych przyjemności. Wsłuchuję się w ciszę, w pytanie i w odpowiedzi.
W ramach pogłębiania nastroju świąt Bożego Narodzenia sięgam, jak co roku, do ulubionych filmów.
Numerem pierwszym jest Serendipity, czyli Igraszki losu, który za każdym razem aktywuje uśmiech i przypomina magię zbiegów okoliczności i znaczenie różnych znaków w codzienności. Klimat niezapomniany, a wątek opowieści ładnie zakręcony i podoba się bardzo.
Na drugim miejscu jest Love actually is all around, w polskiej wersji To właśnie miłość - ciepły, zabawny, pouczający, lekki i przyjemny, ze znakomitą obsadą aktorską i trafnie dobraną muzyką.
Obydwa obrazy oglądam w różnych konfiguracjach, najpierw z lektorem, potem z napisami, a potem w oryginalnej wersji, w ten sposób realizując chytry plan osłuchiwania się z melodią ukochanego języka angielskiego, z wiarą, że i on, ze wzajemnością, mnie pokocha.
W ramach pogłębiania nastroju świąt Bożego Narodzenia sięgam, jak co roku, do ulubionych filmów.
Numerem pierwszym jest Serendipity, czyli Igraszki losu, który za każdym razem aktywuje uśmiech i przypomina magię zbiegów okoliczności i znaczenie różnych znaków w codzienności. Klimat niezapomniany, a wątek opowieści ładnie zakręcony i podoba się bardzo.
Na drugim miejscu jest Love actually is all around, w polskiej wersji To właśnie miłość - ciepły, zabawny, pouczający, lekki i przyjemny, ze znakomitą obsadą aktorską i trafnie dobraną muzyką.
Obydwa obrazy oglądam w różnych konfiguracjach, najpierw z lektorem, potem z napisami, a potem w oryginalnej wersji, w ten sposób realizując chytry plan osłuchiwania się z melodią ukochanego języka angielskiego, z wiarą, że i on, ze wzajemnością, mnie pokocha.
Na zamknięcie dzisiejszego dnia zajrzyjmy przez 12 okienko kalendarza adwentowego, gdzie czeka do przeczytania 12 rozdział opowieści Josteina Gaardera "Tajemnica Bożego Narodzenia". Zapraszam.
Na rozwidleniu przełęczy stał jakiś człowiek z dużym plakatem w dłoni. Miał na sobie długą czerwoną szatę. Gdyby się nie ruszał, można by pomyśleć, że to skamieniały Rzymianin z czasów cesarstwa. Na plakacie widniał napis: DO BETLEJEM i strzałka wskazująca kierunek.
- Żywy drogowskaz! - zawołała Elisabet.
Efiriel przytaknął.
- Zaprawdę, powiadam ci,że ten drogowskaz jest jednym z nas.
Umuriel ożywił się, podfrunął do mężczyzny i wykrzyknął:
- Nie lękaj się! Nie lękaj się! Nie lękaj się!
Mężczyzna z plakatem ani trochę się nie przeląkł. Podszedł do Elisabet, podał jej rękę i powiedział:
- Gratuluję... Nie, nie... niezupełnie tak. Chciałem powiedzieć, do usług, przyjaciele! Ale najpierw powinienem się przedstawić... bo ja też znalazłem się w kalendarzu bożonarodzeniowym. Jestem Kwiryniusz, namiestnik Syrii. Przyjemna powierzchowność, pragnąłby poznać... No tak, najważniejsze to oczywiście uprzejmość i dobroć.
Dixi!
Elisabet nie mogła powstrzymać się od śmiechu. Zupełnie jakby były w nim dwie osoby, bo ciągle sobie przerywał. Wręczył jej plakat, z którym być może czekał całą wieczność, podczas gdy wiatr marszczył jego szatę, i rzekł:
- I ... proszę o uwagę przyjaciele... mam tu bowiem, jakby to powiedzieć, rodzynkę... i ta rodzynka jest dla ciebie.
Dixi!
Elisabet spojrzała na niego ze zdziwieniem.
- To dla mnie?
- Tylko po jednej stronie... to znaczy musisz go odwrócić... rozumiesz?
Dixi!
Elisabet nie miała pojęcia, z jakiego powodu namiestnik bez przerwy mówi Dixi. W pobliżu nie było przecież żadnego psa ani kota, który ewentualnie mógłby się tak nazywać. Ale anioł Efiriel w porę jej wyjaśnił, że Dixi jest słowem łacińskim i znaczy tyle co 'skończyłem'.
Na rozwidleniu przełęczy stał jakiś człowiek z dużym plakatem w dłoni. Miał na sobie długą czerwoną szatę. Gdyby się nie ruszał, można by pomyśleć, że to skamieniały Rzymianin z czasów cesarstwa. Na plakacie widniał napis: DO BETLEJEM i strzałka wskazująca kierunek.
- Żywy drogowskaz! - zawołała Elisabet.
Efiriel przytaknął.
- Zaprawdę, powiadam ci,że ten drogowskaz jest jednym z nas.
Umuriel ożywił się, podfrunął do mężczyzny i wykrzyknął:
- Nie lękaj się! Nie lękaj się! Nie lękaj się!
Mężczyzna z plakatem ani trochę się nie przeląkł. Podszedł do Elisabet, podał jej rękę i powiedział:
- Gratuluję... Nie, nie... niezupełnie tak. Chciałem powiedzieć, do usług, przyjaciele! Ale najpierw powinienem się przedstawić... bo ja też znalazłem się w kalendarzu bożonarodzeniowym. Jestem Kwiryniusz, namiestnik Syrii. Przyjemna powierzchowność, pragnąłby poznać... No tak, najważniejsze to oczywiście uprzejmość i dobroć.
Dixi!
Elisabet nie mogła powstrzymać się od śmiechu. Zupełnie jakby były w nim dwie osoby, bo ciągle sobie przerywał. Wręczył jej plakat, z którym być może czekał całą wieczność, podczas gdy wiatr marszczył jego szatę, i rzekł:
- I ... proszę o uwagę przyjaciele... mam tu bowiem, jakby to powiedzieć, rodzynkę... i ta rodzynka jest dla ciebie.
Dixi!
Elisabet spojrzała na niego ze zdziwieniem.
- To dla mnie?
- Tylko po jednej stronie... to znaczy musisz go odwrócić... rozumiesz?
Dixi!
Elisabet nie miała pojęcia, z jakiego powodu namiestnik bez przerwy mówi Dixi. W pobliżu nie było przecież żadnego psa ani kota, który ewentualnie mógłby się tak nazywać. Ale anioł Efiriel w porę jej wyjaśnił, że Dixi jest słowem łacińskim i znaczy tyle co 'skończyłem'.
Dobranoc.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz