2 grudnia 2010

2.12~~ zjawiskowy bezmiar

...

W skrócie: dzień obfitości wszystkiego. Pracy, zdarzeń, rozmów, śmiechu, mrozu, śniegu, korków na drodze, lodu na ulicach i chodnikach, rumu w herbacie, niespodziewanych telefonów, słów emaliowanych, przesyłek listowych, pysznego chlebka z masłem...
A zaczęło się bardzo wcześnie. Już o pierwszej w nocy opuszczałam rolety, bo zapragnęłam przytulnej ciszy, a za oknem świszczał wiatr jak szalony. Jeszcze wstawiłam zaczyn do foremek i nastawiłam budzik na piątą, żeby chlebki zdążyły upiec się przed wyjściem do pracy. Wstawiłam i przysnęłam. Nie przykryte papierem w połowie czasu pieczenia spiekły się na czekoladowy kolor. Okazuje się, że nawet spieczony smakuje wybornie, jeno 'nie wygląda'.
A kiedy już wydobyłam się z cieplutkiego łóżeczka i podniosłam rolety, to oniemiałam na widok metrowych zasp przy oknach i zasypanego osiedla. Jednocześnie olśnienie! Trzeba odśnieżyć ścieżkę, chodnik, podjazd, a terenu mamy przy swoim domku powyżej przeciętnej. Założyłam 20 minut pracy, zajęło mi 45 min. Zaliczyłam kolejny solidny trening na bicepsy i tricepsy, i usypałam piękne, bo niemal dwumetrowe zaspy. Malowniczy krajobraz, podobnie jak przed rokiem, z tą różnicą, że rok temu zabrało to Pani Naturze około 3 dni, dziś wystarczyła jedna noc i jeden dzień. Spóźnienie do pracy, do szkoły, to klasyka dnia dzisiejszego - zima zaskoczyła drogowców, ba, taka zima mogłaby zaskoczyć nawet najlepiej przygotowanych. Mnie rozbawiła, po prostu, bo takich niespodzianek, jak choćby niemożność otworzenia wejściowych drzwi, jeszcze nie doświadczyłam.
O podróży samochodem do pracy, z pracy, na spotkanie w Charlotte, a w międzyczasie rekreacyjna przechadzka na pocztę po listy, to opowieści o odrobinie szaleństwa i o gibaniu się w tunelach wydrążonych w śniegu.

Po powrocie kubełek gorącej herbaty, rozmowa o jutrzejszej podróży do Warszawy, oraz Tajemnica Bożego Narodzenia czytana na przemian: Kaja zajmuje się kwestią Joachima, ja zaś opowieścią Elisabet.

Ostrożnie otworzył okienko z cyfrą dwa. Wypadła z niego złożona kartka. Na obrazku był las, w lesie stał anioł, który otaczał ramieniem małą dziewczynkę.

(...)

- Chyba nie czas teraz na rozmowy, jeśli chcemy dojść aż do Betlejem. Czy to nie jest bardzo daleko?
- Owszem, daleko i wieki temu. Ale znam najkrótszą drogę i właśnie nią idziemy.

I ruszyli. Z przodu dreptał baranek, za nim maszerowała Elisabet, a na końcu tańczył Efiriel.
Elisabet żałowała, że nie spytała anioła o powód nagłej zmiany pory roku, ale gdy zobaczyła szybko oddalającego się baranka, wolała się nie zatrzymywać.
- Szu, szu, szu!




Czas na drugą herbatę i na spokojny sen.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...