...
Grudzień oznacza zawieje i zamiecie śnieżne, dokładnie to, czego nie zamawiałam w tym sezonie. Cóż, to jeno dowód na to, iż prawo przyciągania odpowiada na to, na czym skoncentrowane są najsilniejsze emocje. Oto równie ochoczo przyciągamy to, czego pragniemy, jak i to, czego nie chcemy, ponieważ przy każdym pozostawiamy tyle samo energii chcenia i nie-chcenia. Ta sama moc i efektywność 100% -owa.
:)))
Na całe szczęście generalnie lubię zimę, i gdybym nie marzła permamentnie, to mogłabym wyskoczyć na dłuższy spacer, tak jak wczoraj i przedwczoraj, ale dziś jest za zimno. Minus 17 i coraz chłodniej, a na dodatek silny lodowaty wiatr, co przypomina mi czerwcowy poranek w drodze na Mont Blanc, kiedy to kierowani rozsądkiem wycofaliśmy się z pierwotnego planu zdobywania, bo rzucało śnieżynkami mocno i gęsto, jak dziś za oknem.
Cóż począć z tak przyjemnie rozpoczętym wieczorem?
Książka?
Która?
Piąta umowa czy What the bleep do we know?
A może by dorzucić coś do dekoracji świątecznych w domku albo/i uporządkować pewien oczekujący na uporządkowanie zakątek? Obiecałam Małgosi wydziergać drugi sweterek, więc przyda się na dobry początek zlecenia wykonać próbkę z wynalezionej na strychu niebieskiej włóczki. Obiecałam też sobie zdecydować w pierwszy dzień grudnia, jakiego smaku potrzebuję na święta i w jakim towarzystwie oraz w którym miejscu przywitam 2011 rok.
Hmmm...
Jedno już wiem na pewno. Na koniec dnia, popijając gorącą herbatę, otworzę okienko nr 1, a tam pierwsze zdanie opowieści Josteina Gaardera Tajemnica Bożego Narodzenia:
Szarówka. Między zapalonymi latarniami wirują śnieżynki. Na ulicach rojno od ludzi...
(...)
Baranek przebiegł jezdnię na czerwonym świetle. Może myślał, że czerwone oznacza "idź", a zielone "stój"? Elisabet słyszała, że owieczki nie rozróżniają kolorów. Tak czy inaczej, ponieważ baranek zignorował czerwone światło, Elisabet też nie mogła się zatrzymywać. Postanowiła bowiem dogonić zwierzątko i była gotowa iść za nim choćby na koniec świata.
Nie słyszała już odgłosów miasta, a mimo to wciąż dźwięczało jej w uszach:
- Kupimy to czy to? Jak myślisz Elisabet? A może weźmiemy jedno i drugie?
Kto wie, czy baranek nie ożył i nie uciekł z tego dużego sklepu dlatego, że nie miał już siły wysłuchiwać brzęku aparatów kasowych i towarzyszącej zakupom paplaniny? Kto wie, czy nie z tego samego powodu pobiegła za nim Elisabet? Chodzenie po sklepach nigdy nie sprawiało jej szczególnej przyjemności.
(...)
Zapraszam bardzo do zasłuchania.
Miłego wieczora!
Teoria dot. przyciągania trafiona ;) Lepiej bym tego nie ujęła :) Byłaś na Mont Blanc ?! A gdzie jakieś fotosy ? Przeoczyłam ?!
OdpowiedzUsuń:)
OdpowiedzUsuńAsiu,
byłam tu i tam, także na Mont Blanc,
polecam pokaz slajdów na samym dole lewej kolumny tego bloga,
oraz wpis na ten temat w szufladce "from the Past", jakiś czas temu popełniłam wzmiankę na ten temat:)
zaś link bezpośredni to strona:
www.silamarzen.pl i zakładka - Wyprawa na Mont Blanc, a w Galerii fotografie,
kończę przygotowywać podstronę na tym blogu, wiec będzie prościej znaleźć.
:)
dobrej nocy i dziękuję za odwiedziny!
I już pędzę pod wskazany adres :)
OdpowiedzUsuń