13 lutego 2011

mam głos

...

o 1.08 a.m. wróciliśmy z kina. Ostatni seans jawi się jako nocny, dziś szczególnie magiczny. Kaja cały dzień spędziła na olimpiadzie geograficznej, Oskar wyjeżdża za 4 godziny, i zostały nam do wyboru: ostatni autobus do Cinema i droga powrotna pieszo pod niebem pełnym gwiazd i pierwszą kwadrą Księżyca. Chłodne powietrze, przyjemny delikatny wietrzyk i gadulec we troje.


Jesteśmy pod ogromnym wrażeniem. Nie pamiętam, kiedy czułam się w ten sposób oszołomiona prostotą opowieści, bo, jak podsumował Oskar, wątek jest prawie nijaki, ba, kiedy o nim opowiedzieć to wydaje się wręcz nudny. A jednak twórcy znaleźli klucz - pomysł, żeby proces uzdrawiania wewnętrznego, co w warstwie zewnętrznej sprowadza się do wyprowadzenie księcia i króla z wady wymowy "jąkania", pokazać w przekonujący, interesujący sposób, tak, że ani na chwilę nie odrywamy się do pudełka z popcornem.
Tym razem nie byłby potrzebny.


Zwykle, zanim wybiorę się na film do kina, to pragnę usłyszeć choć jeden argument, który mnie zaintryguje. Dzieci wymieniały litanię nominacji, a ja szukałam czegoś innego. Znalazłam! Film produkcji brytyjsko-australijskiej zapowiada ciekawe rozwiązania i emocje, a wątek zakorzeniony w rodzinie królewskiej i jej wpływu na sytuację kraju w momencie wybuchu wojny może dodać smaczku.


Nie spodziewałam się fenomenalnej kreacji jednego z moich ulubionych brytyjskich aktorów Colina Firth w towarzystwie ortodoksyjnego logopedy, czerstwego i zdecydowanego Australijczyka, którego wiara we własne doświadczenie i w człowieka czynią cuda i rozbrajają wszelkie wewnętrzne blokady.
Obraz pouczający z poczuciem humoru i głębią wyrazu. Zdumiewająco prosty.
Wyrafinowane brytyjskie kino z domieszką australijskiej lekkości i nie-powagi. Dla mnie uczta z pięciu dań i wybornym deserem. Bez popcornu i coca coli z dwójką fantastycznych dzieciaków.

Polecam bardzo.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...