17 kwietnia 2011

zakochać się w niemożliwym

...

Przeczytałam, że film 'Pod słońcem Toskanii' to klasyka inspirująca nie tylko kobiety na rozdrożach życia, ale i miłośników podróży kochających włoskie słońce, melodyjny język, rozkoszne potrawy i przystojnych wyluzowanych Włochów. Obejrzałam dawno temu, a dziś trafiłam przypadkiem i przypomniałam sobie, że podoba mi się z kilku powodów.


Jak często wchodzi do naszego pokoju wąż? Częściej zdarzają się nam historie, które sprawiają że modlimy się o to, by nie obudzić się następnego dnia, żeby nie roztrząsać, nie włączać analizatora, wysłuchiwać komentarzy wewnętrznego krytyka. Są takie momenty które uporczywie powracają, pukają i przypominają o żalu, o smutku, o bólu. Uczucia, których nie potrafiliśmy zaakceptować, które zepchnęliśmy do niepamięci, od których uciekliśmy daleko, potrafią zaskoczyć nagłą silną aktywacją "jestem! ta dam!!!" One potrzebują naszego uznania jako nierozerwalnej części procesu życia, żeby rozpłynąć się we wszechświecie. Czy to kwestia wybaczenia i przyjęcia wielkości Losu dla zbudowania w sobie fundamentów do nowego etapu życia i uchylenia drzwi dla miłości? Takie skojarzenia wykluwają się podczas projekcji i po jej zakończeniu, kiedy zamyślam się i rozsmakowuję w ciepłym owocowym deserze.

Tak, zgadzam się z Katherine, że żal to przeszłość, która okalecza w teraźniejszości. Bardzo mądre są tradycje żałoby, które trwają przez określony czas, po którego zakończeniu, w ramach odpowiedzialności za dar istnienia, mamy obowiązek wobec świata wrócić do żywych i zaangażować się w życie na całego. Kiedy mija potrzebna porcja czasu, trzeba otworzyć szampana i wznieść toast. Uczcić życie w jego nowych przejawach i kolejnych tajemnicach do odkrywania. Spotkać po drodze Marcello, zaprzyjaźnić się z Panem Martini, i zatrzymać się z Edem.

Trzeba żyć kuliście, w różnych kierunkach, poddać się nieznanemu, iść za głosem intuicji, i choćby nie wiem co się wydarzyło, zachować dziecięcy entuzjazm oraz dziecięcą niewinność, wówczas spełniają się marzenia, mimochodem, bo kiedy trafia się coś dobrego, trzeba to chwytać i wypuścić we właściwym czasie. Zawsze coś się dzieje i zmiana jest nieunikniona, dlatego zanurzenie w Tu i teraz jest bezcenne.

A dom? No cóż. Niewyczerpane są jego znaczenie i sens. Miłość, schronienie, rodzina, kwiaty i kącik barowy w ogrodzie, zapach chleba i miauczący kot. Dom to oswojone miejsce na ziemi.

Recepta na najlepsze Nowe? Zakochać się w niemożliwym i zaufać.


Film oparty na autobiograficznej powieści Frances Mayes. Urokliwy obrazami, roztrzepany wątkami, zostawiający miłe, ba, nawet ciut przesłodzone wrażenie. Kto nie lubi jednej łyżeczki słodkości więcej? Hmmm...? Notabene, Francis miała duże szczęście trafić na solidną ekipę Polaków do przeprowadzenia remontu. To rzadkość, szczególnie w naszym pięknym kraju. Obecność w filmie profesora literatury wiele mówi o kondycji elity intelektualnej, co jest odrębnym tematem na pojutrze.

Zwiastun pod obrazkiem :)

Dobranoc!

foto Google

2 komentarze:

  1. oto kolejny przykład na to, że stagnacja rzadko wychodzi na dobre, a kłopoty mobilizują i popychają ku lepszemu. "niemożliwe" istnieje wyłącznie w głowie, a kiedy już ją opuści, życie staje się wisienką na torcie, nieprawdaż?

    OdpowiedzUsuń
  2. :)
    niemożliwe dla małego rozumku,
    możliwe, jeśli tylko wyobraźni i wiary posiadamy wiele
    a wówczas wisienki, jak biedronki :)))

    i kochać warto i zakochać się warto, szczególnie w niemożliwym,

    uściski

    OdpowiedzUsuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...