...
I to niejeden. Wyjaśniam, że mam na myśli kalendarz adwentowy odliczający dni do Świąt Bożego Narodzenia, świąt, które zakorzenione są w wielokulturowych tradycjach obchodów przesilenia zimowego.
Kalendarze adwentowe są różne i różniaste. Te najprostsze przynieśliśmy wprost ze sklepu. Dzieci nadal je lubią. Wybrały co chciały, z pewnym przymrużeniem oka: tym razem produkt z Południowej Walii z obrazkami z filmowej epoki lodowcowej dla Oskara i kociakowej Kitty dla Kai. Codziennie na dzień dobry mała mleczno-kształtna czekoladka. Rozkoszna zabawa, jak w minionych latach dzieciństwa, najprostsza przyjemność pod słońcem.
Ciekawszą formą jest kalendarz zrobiony z tkaniny filcowej: 24 papucie w kształcie mikołajków, do których codziennie późnym wieczorem wkładać będę drobiazg. Zanurkowałam w pudła świąteczne na strychu i znalazłam kolorowy zestaw z cyferkami i rozwiesiłam przy kominku. Jutro, w pierwszym papciuchu, będą łakocie, a na kolejne dni to, co mi moja wyobraźnia podpowie.
Jest jeszcze trzeci kalendarz adwentowy: wspólne czytanie opowieści Gaardera "Tajemnica Bożego Narodzenia". Przygoda wędrowania Elizabeth w przestrzeni i w czasie dzieje się przez 24 dni i towarzyszy nam w każdy adwentowy wieczór od kilkunastu lat. Na przemian będziemy zaczytywać tę historię.
Bardzo ciekawie w tym roku nam się dzieje. Chciał być wyjazd, a wydarza się czas przedświątecznych przygotowań w barwnej, domowej formie. Wygląda na to, że po raz ostatni w taki sposób. Dojrzewamy, zmieniamy się, a za nami płyną kolejne zmiany. Pachnące jak pomarańcze nadziewane goździkami. Już za chwilę... Dobranoc.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz