17 grudnia 2009

chodzę ulicami

Chadzam ulicami i mijam różnych ludzi. Przyglądam się czasem przez kilka chwil, a czasem tylko z ciekawością omiatam spojrzeniem twarz, oczy, sylwetkę. W odpowiedzi najczęściej widzę obojętny wyraz twarzy wyrażający zaangażowanie w wewnętrzny świat myśli, a czasem słyszę trochę zadziwione 'dzień dobry', takie na wszelki wypadek, gdyby się okazało, że jestem sąsiadką z sąsiedniej klatki, albo nauczycielką matematyki syna, której mijany przechodzień nie pamięta.
Ledwie trzy dni temu zanurzyłam się w świat pieszych, a już mam na swoim koncie kilka takich spotkań, niewinnych, pytających, życzliwych, uśmiechniętych. I jedno nieprzypadkowe, moje pytające, bo nie mogłam się oprzeć.
Wtorkowy ranek na Zachodniej. Idę za starszą panią i czuje prze-ładny wiosenny zapach. Kusi mnie mocno, żeby o niego zapytać, ale się powstrzymuję, bo czy to wypada tak na ulicy: czym pani pachnie? Minęłam ją i uknułam spisek z losem: jeśli ta pani zatrzyma się ze mną na światłach, to zagadnę, a jeśli nie zatrzyma się to znaczy, że ze znakiem zapytania jest mi do twarzy.
Stoję, czekam, pani mnie dogoniła, zatrzymuje się obok, już, już wydobywałam z siebie pierwszą sylabę, kiedy zapaliło się zielone, więc przeszłyśmy przez dwupasmówkę na Łużyckiej różnym tempem. Po drugiej stronie nadal świerzbi mój jęzorek, więc zwolniłam tempo, obejrzałam się, a uśmiechnąwszy zapytałam wprost:
jakiegoż zapachu Pani używa, bo jest intrygujący. A wie pani, że nie pamiętam. Kupuję w małej buteleczce od dłuższego czasu i nie wiem, jak się nazywa.
Podziękowałam za podzielenie się ze mną kawałkiem niewiedzy i zadumałam na temat nowo-wymarzonego fiołkowego zapachu Jill Sander, tuptając uważnie po ośnieżonym i śliskim chodniku wzdłuż ulicy Wyszyńskiego w kierunku Zacisza.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...