1 grudnia 2009

'po drodze z pracy'

...

Siedzę przy stoliku w kuchni i obieram jabłka, bo zadzwonił telefon zamawiający ciacho. Odpoczywam. W pracy intensywnie, ciut pospiesznie, a chwilami nerwowo. Domowa cisza działa jak kompres na zmęczony łepek. Retrospekcja mijającego dnia. Tak jakoś dobrze mi, choć zmarzłam, zmokłam i zapomniałam zjeść obiad. W emocjonalnym galimatiasie wydarzały się co chwilę chwile smakowite: gest, uśmiech, dowcip, piosenka w słuchawkach w przerwie na filiżankę kawy, email, rozmowa, skończone kolejne zadanie, przejażdżka samochodowa w deszczu, gorąca herbata zrobiona przez syna i drobne zakupy. Zasadniczo nie przepadam za zakupami. A może nie przepadałam, bo coś się zmieniło, gdyż dostrzegam, że są takie miejsca, gdzie kupowanie sprawia mi przyjemność. Są to delikatesowe niewielkie markety i małe sklepy, gdzie jest schludnie, cicho, bez pośpiechu można kupić to, co potrzebuje, albo mam ogromną ochotę na 'odrobinę luksusu'. Często wiąże się z takim miejscem charakterystyczny klimat, zapach, swoisty sposób układania asortymentu, dekoracje, kolory, a czas płynie wolno i spokojnie, i nawet jeśli ktoś siłą nawyku się spieszy to spieszy się wolniej.

Dzisiejsze zakupy to prawdziwa gratka: masło orzechowe, prawdziwe maślano-gęste zmielone orzechy, rarytas znikający w ciągu dwóch dni i najczęściej w 90% zasila Oskarowe ciało. Miody: leśny, z dzikiej maliny i mniszkowy z pasieki w Borach Człuchowskich, idealne na późno jesienne i zimowe wieczory.
Herbata i kawa, które lubię w wersji gotowanej oraz kasza jaglana, nasiona do kiełkowania i oliwa ze słonecznika tłoczona na zimno. Zapowiedź wybornego wymiatania na najbliższe 2 tygodnie.
Ciekawostką jest fakt, że moje krótkie, niemal codzienne wizyty 'po drodze z pracy' w pobliskiej dyskontowej Biedronce stały się przyjemnym rytuałem. Dlaczego? Bo zdecydowanie wrzucam niezbędne znajome drobiazgi do pustego kartonu po czymś tam (nie trzeba pamiętać o torbie na zakupy), czasem dorzucam papierową torebkę z jeszcze ciepłymi bułkami, które są pyszne z masłem osełkowym, i nie rozglądając się zmykam do kasy, gdzie znajome panie odpowiadają uśmiechem na uśmiech tak, że nawet długaśne ogonki rozpływają się w mig.


Już pachnie ciasto.

Gawędzimy z Kają o
Weihnachtsmarkt w Dreźnie, z którego właśnie wróciła przywożąc gruszkę i jabłko w białej czekoladzie, jeden z tradycyjnych jarmarkowych przysmaków. Na jutro.

Dzień układa się do snu. Woła mnie. Tup tup...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...