7 stycznia 2010

co dajesz, to wraca

.


Naszła mnie taka oto refleksja na temat wszędobylskiego narzekalstwa na urzędników: że są tacy i owacy, a generalnie suchej nitki nikt na nich nie zostawia. Dziwne to bardzo, albowiem, podsumowując moje doświadczenia, stwierdzam, że albo mam szczęście do ludzi, albo chadzam do urzędów w innych godzinach urzędowania niż przeciętny Kowalski, który zderza się z oporem materii, albo jeszcze coś innego dzieje się, co sprawia, że mam z wizytami w urzędach wszelakiego rodzaju tylko dobre skojarzenia.
Zwykle spotykam w okienku, za biurkiem, po drugiej stronie telefonu, uśmiechniętych i życzliwych ludzi, przeważnie kobietki w różnym wieku, czasem są to mężczyźni, też w różnym wieku. Odpowiadają na pytania, doradzają, instruują, pomagają, wyręczają. Robią swoją robotę w taki sposób, że zawsze mam okazję czegoś nowego się nauczyć, a czasem nawiązuję kontakty przynoszące korzyści w przyszłości: wiem dokąd pójść i kogo wypytać o kolejny temat, który rozpoznaję i drążę.
Oczywiście, że są różne dni, a każdy z nas jest człowiekiem ze swoją codzienną porcją wydarzeń, emocji, nieoczekiwanych spraw do zrobienia. Zauważyłam jednak, że drobne gesty szacunku, życzliwości, cierpliwości, uważnosci, przynoszą doskonałe efekty. W interpersonalnych, 'żywych' relacjach, prawo przyciągania działa w zjawiskowy sposób. Co dajesz, to wraca, zawsze zwielokrotnione. Naprawdę. I to jest proste i bardzo mi się podoba.

Ps.
Cóż... chyba warto pamiętać, że pani z okienka nie jest odpowiedzialna za panujący chaos prawodawczy, za często wewnętrznie sprzeczny gąszcz przepisów, w którym można się zagubić. To już jest inna bajka o życiu, która składa się z wielu nieprzyzwoitych słów, jakie słyszę od czasu do czasu w firmie, kiedy pojawia się formalna 'sprawa do załatwienia'.

Foto: Google

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...