.
deszcz... deszcz... deszcz
deszcz... deszcz... deszcz
Z samiutkiego rana popracowałam w ogrodzie.Wyskubałam suche zwoje rozchodników, które drażniły estetyczny zmysł ego. W porannym słońcu aż się kurzyło od wysuszonej gliniastej ziemi. Było gotowe zanim sąsiedzi wstali ze swoich łóżek.
Gdyby tak popadało to byłoby jeszcze ładniej - pomyślałam. Niebo błękitne, słonce gorące, coś wisiało w powietrzu.
Nagle zaszumiało, a wiatr porwał krzesło, stolik. Ho ho!!! Ni stad ni zowąd ciemne chmury.... no no będzie burza! W kwadrans ochłodziło się powietrze, a burza... podobno gdzieś się tumaniła. Nie u nas. Dzień rozwinął się lekko i przyjemnie nad basenem w ogrodzie znajomych, a słońce opalało znów zdecydowanie i mocno. Woda nagrzała się do 32 stopni, więc pływanie, 'drinkowanie' napojów i słodkości, wydarzało się w wersji wakacyjnej-lux. Deszcz wrócił cicho, przed chwilą, ciepły, intensywny, oczekiwany. W ogrodzie chłodno, pachnie. Gorączka sobotniej nocy trwa.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz