21 października 2010

a liście porwał wiatr

...

zanim zawiało w nocy wiatrem lodowatym, który przyniósł pierwszy śnieg w górach i porwał wszystkie kolorowe liście z drzew,
zanim księżyc wypełnił się i wisi na niebie jak mieniąca się złota moneta
zanim... to zdarzyło się jedno popołudnie
wybrałam się na zakupy: cel główny to czarna włóknina, a 'po drodze' do ulubionych delikatesów,
nietuzinkowe miejsce, bo za każdym razem przypomina mi wiraż, na którym pewien kierowca spieszył się bardzo i wystrzeliłam się w krainę zmian, jak z procy,
hmmm...
obkupiona i zadowolona stałam na przystanku autobusowym i czekałam na ósemkę
czekając zabawiłam się malutkim zielonym aparacikiem







sporo jesieni tego roku zatrzymałam na fotografiach,
urodziwa, wielobarwna, że trudno się jej oprzeć

wróci za rok, inaczej


Na blacie kuchennym czekają na mnie jabłka, dużo jabłek, cynamon (ciasto chłodzi się w lodówce), i jeszcze owoce pigwy, owoce dzikiej róży, słoik z zakwasem na biały chlebek bez dodatków, butelka spirytusu. Przy kominku na podłodze prawie skończony sweterek dla Małgosi... pralka wyrabia 200% normy. Lista jest dłuższa, więc zmykam po-kucharzyć, popatrzeć na księżyc, rozsmakować półwytrawne wino po słodkiej kolacji (knedle z gorącą czekoladą w środeczku by Kaja).

Miłego wieczora!

Ps. Przemarznięty do szpiku kości (rękawiczki zgubiły się nie-wiadomo-gdzie), przemoknięty do ostatniej nitki (parasol-sie-zawieruszył), pracowy kolega rozdawał dziś prezenty, czekoladki.
A z jakiej to okazji - zapytałam.
Z okazji świętowania brzydkiej pogody - odpowiedział.
Mamy ładne święto, prawda? Ładne i słodkie, od czekoladek.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...