.
zima
Dobrze mi z nią, choć nadal wkładam płaszcz jesienny i nie planuję zmian w kwestii fatałaszków. Nie jestem gotowa na śniegi, zawieje, zaspy, mrozy. Uznając potrzebę wewnętrznej równowagi sięgam po fotografie, które czekają w kolejce do ujawnienia. Zrobiłam je 30 października, w dzień, który będzie o sobie przypominał jeszcze wiele razy.
Wracając dziś od przyjaciółki, u której poznałam Kubę, mężczyznę, który na mój widok uśmiechnął się od ucha do ucha, akceptując kobietę taką, jaką jestem, w 100% bez momentu zawahania, poczułam się na lekko ośnieżonej drodze do domu, jakby była moją własną White Brick Road, na wzór i podobieństwo Yellow Brick Road z "Czarnoksiężnika z Krainy OZ". Było i jest mi lekko i przyjemnie, bo... delikatnie mroźne powietrze wibruje energią, która dodaje skrzydeł, bo w domku uśmiechnięta Kaja, i cieplutko, i pachnie wiśniami gorąca herbata, bo choć przemęczenie wyłazi z każdej mikrokomórki ciała, to coś cichutko we mnie cieszy się na myśl o zbliżających się świętach, bo przychodzą do mnie małe cuda z figlarnym uśmiechem, a z warszawskiego smsa powiało radością i tęsknotą :))) Ot, drobiazgi, które potrafią zaczarować życie, co zaświadczam własnymi ręcami, jakem Dorotka!
Ps.
I jeszcze jedno. Pani Profesor, pamiętam, że Pani tysiąckroć powtarzała, iż zdania nie zaczyna się od "więc", ale ja bardzo lubię od czasu do czasu przekroczyć granicę tego, co powszechnie uznaje się za poprawne.
Wracając dziś od przyjaciółki, u której poznałam Kubę, mężczyznę, który na mój widok uśmiechnął się od ucha do ucha, akceptując kobietę taką, jaką jestem, w 100% bez momentu zawahania, poczułam się na lekko ośnieżonej drodze do domu, jakby była moją własną White Brick Road, na wzór i podobieństwo Yellow Brick Road z "Czarnoksiężnika z Krainy OZ". Było i jest mi lekko i przyjemnie, bo... delikatnie mroźne powietrze wibruje energią, która dodaje skrzydeł, bo w domku uśmiechnięta Kaja, i cieplutko, i pachnie wiśniami gorąca herbata, bo choć przemęczenie wyłazi z każdej mikrokomórki ciała, to coś cichutko we mnie cieszy się na myśl o zbliżających się świętach, bo przychodzą do mnie małe cuda z figlarnym uśmiechem, a z warszawskiego smsa powiało radością i tęsknotą :))) Ot, drobiazgi, które potrafią zaczarować życie, co zaświadczam własnymi ręcami, jakem Dorotka!
Ps.
I jeszcze jedno. Pani Profesor, pamiętam, że Pani tysiąckroć powtarzała, iż zdania nie zaczyna się od "więc", ale ja bardzo lubię od czasu do czasu przekroczyć granicę tego, co powszechnie uznaje się za poprawne.
Czuję zapach tej herbatki... Tu u mnie na Zielonej Wyspie bielusieńko od wczoraj, mróz szczypie, jest tak nienaturalnie, że aż bajkowo. Dla Irlandczyków śnieg (pomimo ubiegłorocznej zimy) nadal jest frajdą, spacerują całymi rodzinami, lepią bałwany i nie przyjeżdżają do pracy, no bo śnieg;-) Ja otulam się mocniej kocem, spijam litry herbatki,palę świece, wracam do starych zdjęć z egzotycznych wakacji, spoglądam na sandały, które właśnie kupiłam na podróż ( nie było lekko) i rozkoszuję ciepłem tym z grzejnika, tym które we mnie i tym płynącym z twoich rozważań... Cieplaki ślę;-)
OdpowiedzUsuńwitaj
OdpowiedzUsuń:)))
mróz ściska, że ho ho!!!
bałwana z tego co napadało nie da się zrobić, ale bielusieńko jest, i przytulnie, przez okno, rzecz jasna, bo zimna to ja w tym roku nie potrafię oswoić, niech sobie będzie obok na tyle daleko, żebym nie zmarzła
sandały, letnie sukienki chętne do założenia, ja też jestem gotowa, choćby już w tej chwili, jeno bilety i ... w drogę :)
tymczasem ciepełko domowe, cisza, kwiaty, odrobina zapracowania, czekoladka, łyczek kawy z ekspresu sąsiadki...
dziękuję za odwiedziny, miłego wieczora