20 grudnia 2010

20.12~~ pachnie zupa grzybowa, a za oknem zima

...

Zimowy wieczór księżycowy. Pełnia. Mroźno.

Jako że na tegoroczną Wigilię i pierwszy dzień świąt wyjeżdżamy do B-B, gdzie będziemy razem z rodzicami w domu mojego brata, to przygotowania przedświąteczne są jeszcze bardziej spokojne i wyciszone, niż w minionych latach. W ramach pogłębiania nastroju piekłyśmy z Kają pierniczki Sachera wedle przepisu Agnieszki. Wczoraj ozdobiłyśmy choinki, gwiazdki, mikołajki, dzwonki, księżyce, śnieżynki, anioły, serca, a nawet samoloty i dinozaury. Po raz pierwszy zrobiłam doskonały lukier, który jest bielusieńki jak świeżutki śnieg, i zastyga - cytując słowa Kai - 'jak w cukierni' . Wszystkie pudełka ciasteczkowe wypełnione po brzegi, a Kaja ma jeszcze ochotę na wypieki kokosowe z polewą czekoladową i z cukrowymi kolorowymi malowankami.
Dzieci piekły corocznie mnóstwo ciasteczek i widzę, że moja, już duża, dziewczynka ma ochotę na podtrzymanie tradycji.

Myśli dzisiejszego wieczora zainspirowane rozmowami podczas lekcji angielskiego krążą wokół pytania: What's your favourite dish... Do moich ulubionych potraw wigilijnych należy zupa grzybowa i makówka.
I dziś właśnie pachnie zupa grzybowa w dużym garze, co wystarczy nam na trzy dni smakowania w ramach przedświąteczne preludium. Przygotowywanie składników, delikatne podsmażanie, doprawianie, nadal sprawia mi niesamowitą frajdę. Lubie pichcić wtedy, kiedy mam ochotę, w bardzo prosty sposób proste potrawy, takie, które uwielbiam jeść. Czasem eksperymentuję, bardzo czasem, kiedy zapowiada się ekscytująco, i smakuje, zanim zostaje zjedzone.

Makówka to dla mnie wyrafinowane wyzwanie. Przygotowywanie maku, zaparzanie, trzykrotne mielenie, mieszanie z miodem gryczanym i wrzosowym, krojenie na drobno bakalii wszelakiego rodzaju, owoców kandyzowanych, wymieszanie na dni kilka przed spożyciem, żeby się przegryzło. A do tego maślane kruche ciasteczka wykrawane kieliszkiem :)
Przesłodki zestaw podaję jako danie wieńczące kolację wigilijną i na podwieczorek w każdy kolejny dzień świąteczny. Potrawa wyszukana przeze mnie w książkach kucharskich dawno temu na miejsce kutii i klusek z makiem, których nie lubię. Przy tej okazji dodam, iż przez niemal dziesięć lat praktykowałam wymianę potraw z zaprzyjaźnionymi rodzinami. Ja robiłam to, co sprawia mi wielką radochę i wymieniałam się na smakołyki, które przygotowywać nie przepadam. W ten sposób na naszym stole zawsze lądowało co najmniej 12 potraw w ilości 'w sam raz', a nasze rarytasy głaskały podniebienia przyjaciół i znajomych.

Aha. Przypomniałam sobie o zupie rybnej gotowanej na rosołku ze świeżego karpia, a dokładniej to tuż przed kolacją wigilijną wygotowuję ogony i łby. Rosół wyborny z warzywami i chińskim makaronem - majstersztyk smakowy, delikatny, jedyny w swoim rodzaju. W tym roku podam na noworoczny rodzinny domowy obiad.




Czas na lekturę. Otworzywszy 20 okienko w Kalendarzu Adwentowym czytam:

(...)

Tata odłożył karteluszek.

- Niepojęte - wymruczał.
Otworzył atlas, odszukał krainy, które przemierzali pielgrzymi w trzecim wieku po Chrystusie, i śpiewnie odczytał wszystkie nazwy.
- Pamfylia, Cylicja, Attalia, Seleukeja, Tars i Antiochia.
Ponieważ była niedziela, mieli dużo czasu. Zaczęli już przygotowywać się do świąt - pranie, pieczenie ciasteczek i robienie kolorowych kulek z marcepana.

W czasie kolacji zadzwonił telefon. Mama oddała słuchawkę tacie.
- Tak - powiedział. - To już tyle lat... Rozumiem... Tak, zdjęcie jest wyraźne... Z całą pewnością... W tle jest Bazylika Świętego Piotra... Też bym nigdy nie stracił nadziei... Nie, na pewno nie... Po prostu trafił się nam ten wyjątkowy kalendarz... Nie, nie ma... Nie, nie widziałem go... Nie, nie wierzę w anioły ani trochę... Oczywiście, można sobie wyobrazić, że została uprowadzona... Nie wiem, ale to całkiem do pomyślenia, że żyje... Ale nie wiadomo, czy coś pamięta, miała siedem lat... Nie, ani razu... Mamy tylko jednego syna... Nie, nigdy bym nie stracił nadziei... Natychmiast, tak, obiecuję! Dziękuję za telefon!
I odłożył słuchawkę.
- Czy to był Jan? - spytał Joachim.
- Nie. Pani Hansen, mama Elisabet. Posłałem jej odbitkę zdjęcia z księgarni.

Nim tata powiedział Joachimowi dobranoc, przez chwilę patrzył w ciemność za oknem.
- Czy wiesz, gdzie Jan się podział? - spytał.
- Jest na pustkowiu - odpowiedział Joachim. - Ale jeszcze nie Wigilia.


Tajemnica Bożego Narodzenia, J.Gaarder
c.d.n.

Do jutra moi mili czytelnicy

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...