...
Tej wiosny chadzam pieszo częściej niż ostatnich latach bywało, a po drodze zaglądam w zakątki miasta, których nie widziałam od wielu lat lub nigdy. Czasem wybieram drogę na skróty i poznaję zupełnie nowe miejsca. 21 lat minęło od pierwszego zauroczenia, prawie 20 od zamieszkania, i choć to niewielkie miasto, to tyle jeszcze w nim do odkrywania. Niespodzianki czują się zaproszone codziennie i sprawiają mi maleńkie radości. Jako że Zielona Góra składa się z niezliczonej ilości wzgórz i dolin to przyjemność wędrowania o każdej porze dnia i roku jest nieoceniona, o ile wzrok ślizga się po możliwych liniach horyzontu, z każdej strony zielonego. Dużą przyjemnością są zachody słońca widoczne nad wzgórzami Piastowskimi i spływające na Glinianki. Kula przez moment zawiesza się dzwonnicy jednego z oryginalnych kościołów i zatrzymuje i przechodniów ulicy Łużyckiej i samochody na rondzie Jana Pawła. Rondo to miejsce, gdzie każdy kierowca zwalnia i, jeśli ma ochotę, może zanurzyć się w magicznej urodzie wieczoru.
Lubię bazie. Przypominają mi najmilsze czasy dzieciństwa i wierzby zwieszające się nad rzeką. Nurt rzeki i kąpiące się w płynącej wodzie gałęzie drzew aktywują relaks na życzenie. Plusk wody, tak samo jak szum fal, potrafi dotrzeć do najgłębszych pokładów istnienia i przywołać poczucie siły i bezpieczeństwa zarazem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz