...
Wdzięczność, to nie tylko największa z cnót, ale rodzic wszelkich pozostałych - Cyceron
Wczoraj zajrzała do mnie Ania i przyniosła książkę. Usiadłyśmy w ogrodzie i gawędziłyśmy jedząc zupę szparagową krem z grzankami. Uśmiałyśmy się z przeróżnych zbiegów okoliczności i rozwoju zdarzeń w przeciągu dwóch tygodni - od czasu ostatniego naszego kreatywnego spotkania. Potem sam na sam: "Radykalna wdzięczność" i ja. Przeczytałam jednym tchem, trochę wczoraj, a resztę dziś. Niezwykła i porwała mnie prostotą, bogactwem przemyśleń i mądrością. Rankiem w ogrodzie wybuchnęłam soczystym śmiechem. Obudziłam sąsiadów? Możliwe.
Historia o czerwonej teczce dzieje się podczas zesłania na Syberię.
Był sobie pewien robotnik - zaczęła babcia, spoglądając na wnuki - i mieszkał on w stolicy Rosji. Dzień w dzień człowiek ten pracował bardzo ciężko za marne grosze. I codziennie, po skończonej pracy, wracał z fabryki do domu. Każdego dnia wychodził z budynku, pchając przed sobą lśniącą czerwoną taczkę. Stalin jednak ciągle martwił się o kradzieże. Uważał, że ludzie zawsze starają się coś przywłaszczyć, i dlatego kradzież uznał za najgorsze przestępstwo wobec państwa. Tych, którzy kradli, bardzo surowo karano. Oparła się o krzesło i czekała, aż jej słowa dotrą lepiej do słuchaczy, patrząc z zadowoleniem na twarze wnuków, na których malowała się ciekawość.
- A więc każdego dnia, gdy ten robotnik opuszczał fabrykę, strażnicy zatrzymywali go przy furtce. "Musimy obejrzeć tę taczkę - mówili. - Chcemy sprawdzić, czy jesteś uczciwym człowiekiem". Codziennie robotnik przystawał przy furtce i pozwalał strażnikom, aby oglądali jego lśniącą taczkę. Był bardzo cierpliwy. Za każdym razem taczka okazywała się zupełnie pusta. I nawet kiedy strażnicy zaglądali pod spód, nie mogli znaleźć niczego, nie zostałoby skradzione. Babcia pogłaskała młodszego chłopca pod brodą. Pochylił głowę i roześmiał się. - A więc każdego dnia sprawdzali, stwierdzali, że robotnik jest uczciwy, i pozwalali mu iść do domu. Rozumiecie? Dzieci skinęły głową, czekając z zaciekawieniem na puentę. Babcia uśmiechnęła się i potarła ramiona. Pochyliła się ku chłopcom i dotknęła palcem swojej skroni. - Ale ci strażnicy nie wiedzieli jednego: że każdego dnia ten robotnik kradł markową nowiutką czerwoną taczkę.
- A więc każdego dnia, gdy ten robotnik opuszczał fabrykę, strażnicy zatrzymywali go przy furtce. "Musimy obejrzeć tę taczkę - mówili. - Chcemy sprawdzić, czy jesteś uczciwym człowiekiem". Codziennie robotnik przystawał przy furtce i pozwalał strażnikom, aby oglądali jego lśniącą taczkę. Był bardzo cierpliwy. Za każdym razem taczka okazywała się zupełnie pusta. I nawet kiedy strażnicy zaglądali pod spód, nie mogli znaleźć niczego, nie zostałoby skradzione. Babcia pogłaskała młodszego chłopca pod brodą. Pochylił głowę i roześmiał się. - A więc każdego dnia sprawdzali, stwierdzali, że robotnik jest uczciwy, i pozwalali mu iść do domu. Rozumiecie? Dzieci skinęły głową, czekając z zaciekawieniem na puentę. Babcia uśmiechnęła się i potarła ramiona. Pochyliła się ku chłopcom i dotknęła palcem swojej skroni. - Ale ci strażnicy nie wiedzieli jednego: że każdego dnia ten robotnik kradł markową nowiutką czerwoną taczkę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz