30 listopada 2010

dary codzienności


...

Zasypało naszą okolicę na dobre. Ostatni dzień listopada oznacza w tym roku śnieżnobiałą zimę, urokliwą, rozpieszczającą na swój mroźny sposób. Pierwsza akcja: odśnieżanie na dzień dobry i dotlenianie jeszcze śpiącego ciała zaliczona na szóstkę (prapremiera wczorajszego wieczora). Spacerologia w śniegu rozsmakowana i tuptanie w oczekiwaniu na autobus rozćwiczone W takich okolicznościach przyrody ciepełko domowe jest bardziej ciepłe, a herbata z miodem pretenduje do miana niebiańskiego napoju.
Na pytanie: Milczysz coraz więcej. Coś się dzieje? - mogę powiedzieć, że tegoroczna szarość, zimno i nieobecność słońca sprawiają, że żyję na zwolnionych obrotach, i, jak tylko wracam z pracy to zapominam praktycznie o całym świecie. Krzątam się leniwie, czytam i zasypiam oraz czaruję słoneczne marzenia.
Właśnie wróciłam ze strychu wypakowawszy z pudeł to, co potrzebne do uzyskania nastroju przedświątecznego. Wszak już czas! Kalendarze adwentowe gotowe na niespodziewajki, czyli papućki z numerkami rozwieszone, a łakocie na pierwsze dni odliczania zmagazynowane. Nie pamiętam, gdzie włożyłam książkę J.Gaardera "Tajemnica Bożego Narodzenia", wyjątkowy w swej formie kalendarz adwentowy, który towarzyszył nam przez kilkanaście lat w grudniowe wieczory. Od jutra będę czytywać o podróży w przestrzeni i w czasie naszym dwóm kotkom, a jeśli Kaja oderwie się od maturalnych przygotowań, to będziemy czytać im na zmianę.



Fotografii aktualnych nie mam, bo kiedy jadę do pracy jest jeszcze ciemno, a kiedy wracam jest już ciemno. Światło dnia jest darem luksusowym, czasem udaje mi się uczknąć deko wychodząc na pocztę, lecz częściej jasność dnia dzieje się równolegle do mojego zapracowania.
No dobrze!
Zmykam na przegląd dekoracji oraz wykopać z dna któregoś z pudeł rzeczoną przedświąteczną magiczną lekturę, a na deser zostawiam fotografie sprzed miesiąca (dokładnie!). Dedykuję je poszukiwaczom słońca.






Dobranoc!

27 listopada 2010

no więc przyszła i rozgościła się



.





zima

Dobrze mi z nią, choć nadal wkładam płaszcz jesienny i nie planuję zmian w kwestii fatałaszków. Nie jestem gotowa na śniegi, zawieje, zaspy, mrozy. Uznając potrzebę wewnętrznej równowagi sięgam po fotografie, które czekają w kolejce do ujawnienia. Zrobiłam je 30 października, w dzień, który będzie o sobie przypominał jeszcze wiele razy.




Wracając dziś od przyjaciółki, u której poznałam Kubę, mężczyznę, który na mój widok uśmiechnął się od ucha do ucha, akceptując kobietę taką, jaką jestem, w 100% bez momentu zawahania, poczułam się na lekko ośnieżonej drodze do domu, jakby była moją własną White Brick Road, na wzór i podobieństwo Yellow Brick Road z "Czarnoksiężnika z Krainy OZ". Było i jest mi lekko i przyjemnie, bo... delikatnie mroźne powietrze wibruje energią, która dodaje skrzydeł, bo w domku uśmiechnięta Kaja, i cieplutko, i pachnie wiśniami gorąca herbata, bo choć przemęczenie wyłazi z każdej mikrokomórki ciała, to coś cichutko we mnie cieszy się na myśl o zbliżających się świętach, bo przychodzą do mnie małe cuda z figlarnym uśmiechem, a z warszawskiego smsa powiało radością i tęsknotą :))) Ot, drobiazgi, które potrafią zaczarować życie, co zaświadczam własnymi ręcami, jakem Dorotka!

Ps.
I jeszcze jedno. Pani Profesor, pamiętam, że Pani tysiąckroć powtarzała, iż zdania nie zaczyna się od "więc", ale ja bardzo lubię od czasu do czasu przekroczyć granicę tego, co powszechnie uznaje się za poprawne.

24 listopada 2010

różane urodziny



.


Na dworze od samego rana sypie śnieg. Zaczął o 7mej i trochę niezdecydowanie acz systematycznie dosypuje ścigając się z deszczem. Szaro bury krajobraz za oknem ubarwiają bukiety kwiatów w wazonach. Pierwszy pojawił się wczoraj i pozostaje tajemnicą dla dwóch kobiet tego domu dla kogo i od kogo? Przyszedł Pan i stwierdził, że roznosi kwiaty i nic więcej nie wie. Cóż za rozkoszna niewiadoma: bukiet delikatnie różowych róż, dużych, mięsistych z dodatkami drobnych różowych kwiatów i zielonych drobnych gałązek szparagusa. Tak cudnego i dostojnego nasze wazony jeszcze nie widziały. Drugi, też różany, który przed chwilą przyniosła Kaja, jest delikatniejszy. Otrzymała od przyjaciół ciemnoróżowe kwiaty w towarzystwie śnieżnobiałych dąbków, biedronki i zielonych źdźbeł trawy. Odrobina słońca zaklęta w płatkach róż!



... a przed snem kubełek owocowej herbaty z miodem.
Dobranoc.

18



.


Kaja urodziła się dokładnie 18 lat temu. Do pierwszego zdjęcia pozowała w pierwszej godzinie po urodzeniu, a ponieważ urodziła się o 3.30 nad ranem, to, jak widać na załączonym obrazku, odsypiała pracowitą nockę. W tej chwili także śpi i koty śpią, tylko ja nie mogę dziś zasnąć.



post script_um
12.06.2010


Kaja z braćmi, z Oskarem i z Wiktorem

23 listopada 2010

czy coś

.


Niedzielny poranek wydarzył się słonecznie i leśne szarości nabrały blasku. Z Grażynką dreptałyśmy po leśnych ścieżkach i na przełaj. W ciszy między słowami pstrykałam foty zatrzymując chwile na potrzeby blogowiska i ulotnej pamięci, którą od czasu do czasu uwielbiam zaczarować kolorowym wspomnieniem.

A dziś? We wtorkowy wieczór za oknem lodowate powietrze. Zima zapowiada swoje nadejście. Jednoznacznie i zdecydowanie. Nie jestem nań gotowa.

Pachnie ciasto.

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...