...
Ruina to dar. Ruina to droga ku przemianie.
Musimy być gotowi na nieskończone fale transformacji. Zasługujemy na coś więcej niż tkwić w ślepym zaułku ze strachu przed zniszczeniem.
Już po północy. Od godziny zbieram się w sobie. Minioną niedzielę opisały jesienne targi w Ochli na wypaśniku Green Shop. Przyjechałam i zasnęłam na 6 godzin. Tak jak stałam. Zdjęłam buty weszłam do sypialni, żeby się przebrać i obudziłam się w pełnym ekwipunku, nawet szal otulał moją szyję. To był cudny zmiksowany dzień, intensywny, pełen przeróżnych emocji. Z Marleną zrobiłyśmy 400% dziennej normy, a jeśli dodam do tego emocjonalny pożegnalny poranek po szybkiej krótkiej nocy, to...
Zaczęło się jeszcze w sobotę.
Zaczęło się jeszcze w sobotę.
Sobotnie popołudnie i wieczór aż do drugiej nad ranem pakowałyśmy, porządkowałyśmy. Kaja swoje pudła i walizki, a ja zakręciłam się wokół jej przygotowań. Przerwa na gorącą czekoladę i ... spałyśmy krótko i szybko w jedynym łóżku, jakie w domu zostało. Jak dobrze, że duże i wygodne!
Kaja wybrała ostatecznie uniwersytet w Brukseli, dokąd pojechała sama, gdzie nikogo nie zna, gdzie czekają wszystkie formalności do załatwienia, gdzie czeka mieszkanie do znalezienia. Moja dziewczynka zawsze lubiła duże wyzwania i najwyższą dawkę adrenaliny. Nie powstrzymywałam tej potrzeby małej dziewczynki podczas wycieczek rodzinnych do wesołych miasteczek na najbardziej pokręcone karuzele, ani w pomysłach nastolatki wypadów na kilkudniowe największe koncerty w Polsce, i na zwariowane imprezy z przyjaciółmi, i podczas tych wakacji, kiedy po znakomitej maturze szlifowała dwa języki, żeby uzyskać upragnione certyfikaty. Wierzę, że wszyscy spełnimy swoje marzenia, i ona i jej rodzice. Póki co, wsiadła do samochodu ojca i pojechała 912 km na zachód, gdzie słońce później wschodzi i zachodzi, gdzie mieszkańcy rozmawiają po francusku i gdzie odsłoni się dla niej wiele nieznanych zjawisk i znajomości.
W kilka godzin po rozstaniu, w czasie rozmów z nieznajomymi i znajomymi klientami, snuły się wokół nici babiego lata, oplatały butelki z syropem malinowym, różanym, żurawinowym, dłonie i włosy, gałęzie drzew, a promienie słońca grzały policzki i tańczyły w magiczny sposób, co pokazują fotografie, jakby niebo spłynęło do nas i zamieszkało w nas i między nami.
Kaja wybrała ostatecznie uniwersytet w Brukseli, dokąd pojechała sama, gdzie nikogo nie zna, gdzie czekają wszystkie formalności do załatwienia, gdzie czeka mieszkanie do znalezienia. Moja dziewczynka zawsze lubiła duże wyzwania i najwyższą dawkę adrenaliny. Nie powstrzymywałam tej potrzeby małej dziewczynki podczas wycieczek rodzinnych do wesołych miasteczek na najbardziej pokręcone karuzele, ani w pomysłach nastolatki wypadów na kilkudniowe największe koncerty w Polsce, i na zwariowane imprezy z przyjaciółmi, i podczas tych wakacji, kiedy po znakomitej maturze szlifowała dwa języki, żeby uzyskać upragnione certyfikaty. Wierzę, że wszyscy spełnimy swoje marzenia, i ona i jej rodzice. Póki co, wsiadła do samochodu ojca i pojechała 912 km na zachód, gdzie słońce później wschodzi i zachodzi, gdzie mieszkańcy rozmawiają po francusku i gdzie odsłoni się dla niej wiele nieznanych zjawisk i znajomości.
W kilka godzin po rozstaniu, w czasie rozmów z nieznajomymi i znajomymi klientami, snuły się wokół nici babiego lata, oplatały butelki z syropem malinowym, różanym, żurawinowym, dłonie i włosy, gałęzie drzew, a promienie słońca grzały policzki i tańczyły w magiczny sposób, co pokazują fotografie, jakby niebo spłynęło do nas i zamieszkało w nas i między nami.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz