28 kwietnia 2011

tulipany

...



Życie jest tak naprawdę bardzo proste, tylko my uparcie je komplikujemy.
Konfucjusz





Trzy spotkania. Każde ciut inne. Każde wzmacniające, aktywujące, obiecujące, pouczające, wartościowe. Justyna, Piotr, Agnieszka. Dary losu przychodzą w różnych okolicznościach, na różne sposoby i mają różne imiona.

W nawiązaniu do rozmowy o bliskości i przytulaniu przedstawiam przystojnych i uroczych tullipanów :) Pierwszy kielich w czerwonym kolorze odsłonił się przedwczoraj późnym popołudniem i przypomniał mi jesienne nasadzenia.



Następnego dnia w porannym słońcu otworzył się odsłaniając siebie w pełni,


a w 10 godzin później, już w cieniu domu, uchyliły się pozostałe. Urocze, prawda?


A dziś po wschodzie słońca wydarzyło się właśnie tak i zostało.

Bittersweet time :)

Dziękuję.

27 kwietnia 2011

w zaczarowanym ogrodzie

...



W oczekiwaniu na spotkanie fotografuję magnolię wewnątrz ogrodu. Bardzo podobna rośnie od strony kuchni, jest jeno połowę niższa i ma ciut ciemniejsze kwiaty. Ta zaś wyrosła prawie na 3 metry, obsypała się bogato kwieciem i codziennie wygląda pięknie inaczej. Pojawiają się pąki, a pąki rozwijają się w kwiaty, kwiaty otwierają się mocniej, a najpierwsze zrzucają płatki. Nocą, na tle głębokiej ciszy, słychać subtelne dźwięki dzwoneczków. To wiatr lubi na nich jamować.






Na stoliku, obok biało niebieskiego bukieciku ogrodowych kwiatów, znalazła się babka piaskowa, czajniczek z herbatą Earl Grey, filiżanki, miód, a przy stoliku gawędziły dwie kobiety, do samiutkiego zmroku, i nawet meszki nie potrafiły zatrzymać pasjonującej rozmowy o coachingu. Następne spotkanie 5.05.2011 o godz.11.00. Sesja zerowa. Kontrakt.


Dobranoc.

zapach raju

...







Niektóre marzenia się spełniają. Naprawdę. Na dowód dwie rajskie jabłonie pochylone przed kuchennym oknem. Widzę je z bliska, krzątając się w kuchni, i z daleka, siedząc przy jadalnym stole.



26 kwietnia 2011

ona i on

...

Niektóre kwiaty wyrastają pojedynczo, w miejscach, gdzie prezentują się wyraźniej. Eksponując swoje delikatne piękno zatrzymują wzrok, zatrzymują myśli, wywołują uśmiech.


stokrotka i tulipan


Wiosna jest najpiękniejszą porą roku. Cieszę się, że mogę ją smakować i pokazywać w takich okolicznościach czasu i miejsca.

coś dla ciała i dla ducha coś

...

Motyle w ogrodzie i jeszcze coś... co to jest zafu?
No właśnie!



Japońska poduszka do siedzenia, do medytacji.

Jak pisze w mailu Ania:
Prawdziwa zafu ma 35 cm obwodu, i zamiast marszczenia, zakładki. Powstają najróżniejsze wersje zafu. Zabuton to jest mata zwykle 76 na 71 cm. Ale oczywiście i w tym wypadku mamy różne dostępne wymiary i wkłady.Bardzo dobra jest z włókna kokosowego.Właśnie na zabuton kładzie się zafu. Siadamy na zafu, a zabuton chroni stopy lub kolana (w zależności od pozycji w medytacji).





Jedna wizyta u Ani zainspirowała, nie! zakochałam się w zafu, w miękkiej, kobiecej, z marszczeniami. Wyobraziłam sobie z jednej strony motyla, a z drugiej anagram. Chcesz to masz. Poduszka jest wypełniona łuską z orkiszu (zwykle stosuje się łuskę gryczaną), a poszewka z szarego lnu ma jasnoszarą aplikację i wykaligrafowaną pierwszą literkę imienia. Łatwo ją zdjąć i wyprać, albo zmienić na inną. Od czasu Ania pyta czy praktykuję Zen korzystając z niej. Korzystam z poduchy na różne sposoby, bo lubię jej towarzystwo: masuję stopy, okolice nerek, a czasami dopieszczam pupę czytając lub najzwyczajniej pod słońcem siedząc.












ilustracja zafu na zabuton z Google

25 kwietnia 2011

od samego rana mokry poniedziałek

...

Śmigus Dyngus śmiga z kroplami deszczu, okazjonalnie, gdyby ktoś nie pamiętał o oblewanym poniedziałku. Chmury przyniosły ochłodzenie, wobec czego przyniosłam drewno i rozpaliłam w kominku. A co? Cieplej, przytulniej.

Pamiętasz tę zabawę:
Masz zielone - Mam.
Dasz zielone - Dam, za odrobinę wczorajszego słońca i garść czekoladowych cukierków.
Czy potrafisz jeszcze bawić się swoim towarzystwem, słowami, chwilą? O tak, zabieram aparat i śmigając na bosaka fotografuję. Oto:

rajska jabłoń, ta od większych jabłuszek, po lewej stronie okna kuchennego, z różowymi pięciopłatkowymi kwiatkami


rajska jabłoń z maleńkimi jabłuszkami, po prawej stronie kuchennego okna, w tym roku zakwitła skromniej białymi sześciopłatkowymi kwiatuszkami z różowymi smugami

sasanki zmokły i nieco się ugięły pod ciężarem miliona kropel deszczu


młodziutka magnolia od strony kuchni bujnie rozkwitła wszystkimi pąkami



tawuła świeżo jasnozielona też lubi różowe kolory, co zwykle odsłania kwitnąc w maju lub w czerwcu


Zielono mi. Pięknego dnia!

24 kwietnia 2011

cisza, która jest

...


Zapowiadane świąteczne deszcze rozpłynęły się w letnim słońcu. Daleko stąd, na wschodzie kraju, i na Górnym Śląsku, wieje i pada, a na zachodzie pogoda jak marzenie. Ptaki świergolą tak, że Kaja pyta mami, co to za płyta? Córeczko to nie płyta, to życie. W ogrodzie, w lesie. Nawet kilkuletnich mieszkańców osiedla może natura zadziwić, zaskoczyć, a taki jeden uroczy śpiewak uparł się w gałęziach brzóz swoim charakterystycznym trelem przyciągać naszą uwagę, że nawet wszędobylskie sroki milkną. Małe to stworzenie, szare z pomarańczowym dzióbkiem. Może pewnego dnia, zanim zacznie swoje ulubione słoneczne arie, to się nam przedstawi.



Wielkanocna niedziela. Śniadanie gotowe. Pachnie żurek i drożdżowe bułeczki. Nadziewane jaja kuszą kolorami. Kiełbasa, chrzan, chlebek. Kaczka dziwaczka dojrzewa na obiad. I mnóstwo słodkości: babka, mazurek, zając lukrowany i baran w polewie czekoladowej, który zyskał miano czarnej owcy.
Cisza, scrabble, spotkanie z przyjaciółmi w ogrodzie. Oto nasze świętowanie.

23 kwietnia 2011

książki też świętują

...

23 kwietnia to międzynarodowy Dzień książki. Wczoraj, dziś , jutro... Dzień w dzień podwójne świętowanie. Co za rok! Magiczny, obfity, aktywizujący, prawie szalony, wymagający mądrości, pokory, uznania. Wszystkiego więcej: bardziej i mocniej.


Książka Marka Tomalika "Gdzie kwiaty rodzą się z ognia" ukazała się na początku kwietnia. Nie mogę się jej doczekać w moich dłoniach, bo lubię opowieści o podróżach.

Tyle książek w kolejce. Oj!

Z książkami nadal przyjaźnię się. Niedawno odbierałam z paczkomatu dwie paczuszki wyczekanych egzemplarzy. Kilka zakupiłam jeszcze raz, bo pożyczyłam i już nie wróciły, kilka poszło okazjonalnie dalej, gdyż książka nadal zajmuje miejsce pierwsze na liście zawsze trafionych prezentów. Możliwe, że zalega dłuższy czas, samotnie, możliwe, że zostaje zaczytana w jedna noc, albo smakowana w kilkanaście wieczorów przy lampce wina. Jestem przekonana, że dobra książka trafia na czytelnika we właściwym czasie i miejscu i poruszy dusze i przemieni życie, choćby odrobinę. To zaczyna się już w momencie zakupienia, przyjęcia daru. Na siłę nic nie daje się zrobić, ale prowokować można i chce się na różne sposoby.

Wiedziona miłością do książek stworzyłam zalążek domowej rodzinnej biblioteczki. Siłą losu powędruje ona dalej, za dziećmi, i być może zainicjuje ich własne zasoby, bo oboje czytają dużo; Oskar połyka, Kaja delektuje się.



Sobota, zwana Wielką. Dzień ulubiony w moim kalendarzu świątecznej krzątaniny. Mamy swój domowy zwyczaj przygotowań tuż tuż: dojrzewa żurek, nadziewam jaja. Uczucie, jakby właśnie zegar wybijał ostatnie minuty przed wykluciem się z kokona gąsienicy nowego życia: kolorowego motyla. Korzystamy z tradycji katolickiej święcenia pokarmów i przygotowuję koszyki ze święconką. Jeszcze raz te same od lat, niewielkie, dla Oskara i dla Kai. Uśmiecham się, bo w następnym roku oboje będą już w innej bajce, może ja będę z nimi, a może same dla siebie. Jeśli będziemy spędzać wspólne święta, to pojawi się duży kosz z obfitością tego, co znajdzie się na świątecznym stole. Po prostu żegnamy w tym roku dzieciństwo i witamy życie dorosłe, samodzielne, niezależne, ze wszystkimi darami tego stanu. Niezwykły, doniosły, ładny czas i dla mamy i dla dwojga jej dzieci, 20letniego studenta i 19letniej maturzystki. Co ciekawe, oboje każdą chwilę spędzają przy książkach przygotowując się do egzaminów. Oskar, student 2 semestru SGH uznał, żeby podciągnąć maturalną punktację z języka polskiego, historii i matematyki tak, by aplikować na UW na prawo, wobec czego od czasu do czasu, albo w pokoju Kai albo w pokoju Oskara albo przy komputerze w bibliotece słyszę dyskusje.




Po powrocie ze święconką świętujemy. Wszytko jest gotowe. Symbolicznie zjadamy pierwszą porcję gorącego białego barszczu zwanego żurkiem, a pozostałe pokarmy zostawiamy na niedzielne śniadanie. No i najważniejsze - króliczek, który zostawia prezenty w ogrodzie. Trzeba rozwiązać zagadkę, znaleźć klucz prowadzący do miejsca z niespodzianką. Znalazłam coś ładnego. Bardzo. Jeszcze o tym napiszę.
To był długi intensywny dzień.
Zmykam do łóżka.
Dobranoc.

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...