Spotkanie z przyszłymi właścicielami domu. Jedno z kolejnych. Mam uczucie, że domek przyciągnął ich do siebie, bo oboje pasują do miejsca, idealnie. Ciepli, otwarci, zdecydowani i bardzo zwyczajni, niemal bezbronni. Jesteśmy bardzo do siebie podobni, nastawieniem do świata, do ludzi. Zbliżone upodobania sprawiają, że rozmowy stricte formalne, uzgodnienia dotyczące etapów przeniesienia praw własności, spotkanie u notariusza, termin przekazania kluczy, przemieniają się w pogaduszki towarzyskie. Wymarzyłam ich sobie, po prostu. Czuję przepływające w sobie myśli kogoś, kto chciałby być na nich zły, że trafili na mnie, że są tacy otwarci, przyjaźnie nastawieni, sympatyczni, życzliwi, że nawet gdybym chciała być dla nich niemiła to potrafiłabym znaleźć powodu, bo ich po prostu lubię, ba, jesteśmy na najlepszej drodze do przyjaźni.
Jak to się dzieje, że niektóre marzenia się spełniają, a inne nie? Wymarzyłam sobie zbieg okoliczności, żeby ten dom wykupić, dla siebie, dla rodziny, żeby do tego zaułka ciszy powracać z drogi, z bliska i z daleka, spędzać święta, wspólne chwile, karmić koty, wypiekać chlebek i patrzeć w ogień w kominku. Lecz nic błogosławionego na poczet tego marzenia nie wydarzyło się, a działania nie przyniosły oczekiwanych efektów. Wygląda na to, że mój wpływ na rzeczywistość jest wybiórczy, mam poczucie, że pokrętny i nieco pod prąd.
Jest jak jest.
Z jakiego powodu nie śpię? Bo już znam termin spotkania w celu podpisania aktu notarialnego i przybliżony termin oddania kluczy. Wybudziło mnie ze snu pytanie:
czy już znalazłam miejsce dla siebie? Konkretne pytanie, które kołacze się po głowie od dłuższego czasu, szukając odpowiedzi.
Nie, jeszcze nie znalazłam. Nawet nie mam pomysłu, gdzie i jakie ono mogłoby być. Wszytko inne przemyślane, przegadane, ustalone, rozdysponowane, tylko na swój własny temat nie potrafię zdecydować podstawowych spraw. Tu i Teraz i nadal mam w głowie pustkę. Z doświadczenia wiem, że w każdej chwili z chaosu możliwości może wyłonić się niespodziewanie wymarzony kształt. Skoro
zgoda na niepewność, niewygodę i niewiedzę otwiera drogę do wolności, to tyle może się wydarzyć. W to głęboko wierzę.
Warto wyluzować maleńka! - słyszę przyjacielski głos. Tylko co zrobić z lękiem, który jak niewygodny węzeł zaciska żołądek? Co zrobić z niepokojem, z napięciem mięśni, które rozluźniają się podczas rehabilitacji i automatycznie zaciskają, kiedy pytanie powraca, jak sygnał na alarm.
Pozmywałam naczynia. Herbata wystygła. Podczytuję książkę, zerkam na niektóre blogi. Rzadko bywam w cyberprzestrzeni, jeszcze nie złapałam bakcyla. Sen odpłynął z ciemnością nocy na drugą stronę świata. Gwiazdy zniknęły, a od wschodniej strony różowieje niebo, co oznacza, że Ziemia niezmiennie kręci się i obraca nas w stronę słońca. Jesteśmy coraz bliżej, coraz bliżej. Las szumi z czułością dziś, bardzo delikatnie. Chłodek wlewa się przez uchylone okno. W kalendarzu notatki na pracowity dzień. Porcja kilkunastu godzin dobrego czasu.
post scriptum
Znalazła mnie piosenka Dorotki, którą porwało tornado wraz z domem i psem Toto do zaczarowanej krainy Oz znajdującej się po drugiej stronie tęczy:
boję się, ale miły to lęk
foto z Google