Świat się zmienia tak, jak się zmieniają ludzie. Zwyczaje ewoluują jak cywilizacja. Obserwuję od kilku lat jak dzieci, młodzież, bawią się w wieczór ostatniego dnia października. Przygotowanie strojów, bieganie po osiedlach, pukanie do drzwi, gromadzenie słodkości, jakie podarują im mieszkańcy - to dla nich zwyczajna zabawa.
Szukając w necie fotki ładnej maski albo lampy z wydrążonej dyni (w tym roku po raz pierwszy nie mamy dyni przed domem, co znaczy tylko, że dzieci zmieniają upodobania) zatrzymałam się przy pytaniu autora jednego z tekstów:
Czy coraz szersze przyzwolenie na obchodzenie tej pogańskiej tradycji wynika z niewiedzy, czy jest to świadome odchodzenie od przyjętych norm i wartości?
He, he, proszę Pana, to się nazywa szukanie dziury w całości, drążenie jej tam, gdzie jej nie ma, czyli uprawianie sztuki mnożenia problemów.
Pogański zwyczaj stał się udomowionym przez młodzież sposobem na dobrą zabawę. Nie rozumiem powodu, by dopisywać doń kolejną ideologię, albo traktować jako wyraz negacji własnej tradycji, czy zastępowania zwyczajów polskich napływowymi. Czy ktoś ma intencje zastąpienia nostalgicznych Zaduszek straszno-radosnym Halloween. Proszę nie motać różnych spraw i nie mieszać w głowach - psze Pana.
Dzień Zaduszny to nade wszytko dzień 2 listopada. W naszej kulturze jest nie tylko czasem zadumy i refleksji, swoistej ciszy, jaka się pojawia w chwili świadomości natury życia i śmierci, natury upływu i przemijania, ale i jest czasem przywoływania w pamięci osób, które odeszły, czyli zbliżania się do granicy rzeczywistości duchowej, gdzie czujemy bliskość dusz bliskich, znajomych, przyjaciół, z którymi pożegnaliśmy się za życia. Dla wielu jest to jednocześnie czas naznaczony żałobą i smutkiem, która ściele się zwykle, jak ciemna chmura na niebie zasłaniając światło słońca. Przyznać trzeba, że lubimy się smucić, niejako z natury, albo z przyzwyczajenia, albo, zgodnie z uwarunkowaniami kultury, użalamy się nad swoją przemijalnością, nietrwałością rzeczy ludzkiego świata. Z przywiązania do życia lękamy się śmierci i wypełniamy swój czas żalem nad swoją kruchością. Inaczej czują życie dzieci, młodzież. Prościej. Nie komplikują. Jeszcze.
Młodość czuje życie w pełni, młodość się nie smuci, młodość w naturalny sposób dzieje się tu i teraz, i nie jest to zapomnienie o śmierci, które wypominają niektórzy rodzice, dziadkowie, księża, lecz autentyczne zachłyśnięcie życiem, kiedy jest na życie czas. Młodość nie rozpacza nad śmiercią, bo śmierć jest wtedy, kiedy przychodzi, więc nie ma co robić w tego powodu wiele hałasu i wyprzedzać to, co nieuniknione. Znacznie korzystniejszą decyzją jest żyć do samej śmierci, niż umierać za życia. Życie pełnią życia jest hołdem dla śmierci, bo życie samo w sobie zawiera element śmierci, nie ma jednego bez drugiego. A zaduma ? Zaduma nie jest smutna, zaduma jest cicha i pełna spokoju.
Duchy są cały czas wokół nas i zwykle są to duchy opiekuńcze, jeśli tak je czujemy i o nich w taki sposób myślimy. Bogactwo tradycji (celtycka, katolicka, meksykańska - zob.Wikipedia) pokazuje jeno złożoną naturę człowieka i sposoby radzenia sobie z rozlicznymi niezrozumiałymi zjawiskami naszego niezwykłego świata. Halloween spełnia potrzeby jednych, Dzień Zaduszny spełnia potrzeby innych, a Wszystkich Świętych czy Święto Zmarłych jeszcze innych. Dla mnie wszelakie tradycje wspominania tych, którzy odeszli, mają w sobie te same korzenie, bo wyrosły z duchowych poszukiwań na przestrzeni wieków, i mogą być komplementarne, o ile potraktuje się je z należnym szacunkiem i dystansem.
Zapaliłam świecę w ogrodzie pod brzozami. Ciemności rozjaśnia światło zielonego lampionu. Podgryzam słodkie ciacho w polewie czekoladowej, które ocaliłam dla siebie na wieczór. W zamyśleniu przywołuję twarze tych, których uśmiech, gest pamiętam. Czuje ich obecność. To miłe spotkania ... z duchami.